3

47 3 1
                                    

Po paskudnej burzy w Darmstand, w końcu, na niebie pojawiło się słońce i nieliczne chmurki. Jedynym znakiem wczorajszej nawałnicy był wciąż silny wiatr oraz kałuże na drogach i chodnikach. Zmęczeni uczniowie mozolnym krokiem kierowali się do swoich szkół, licząc na to, że kumpel z ich ławki poprawi im ponury, poranny humor.

Plusk! Ciężki, czarny glan Azarii wylądował w kolejnej kałuży. Kącik jej ust lekko uniósł się ku górze. Od dziecka sprawiało jej frajdę rozchlapywanie kałuż na wszystkie strony, nie oszczędzając przy tym drogich, czy nowych ciuchów przechodzących obok niej ludzi. Nutka dziecięcej radości pozostała w nastolatce aż do dziś.

Plusk! Kolejne krople z wczorajszej chmury rozchlapały się na chodnik, drogę, trawę, buty dziewczyny oraz niczemu nie winnemu przechodnia. Chłopak skrzywił się jedynie zachowaniem nastolatki, powstrzymując się od sarkastycznego komentarza. Przyspieszył kroku i skręcił na szkolny trawnik, witając się z każdym, napotkanym po drodze, znajomym. Azaria zatrzymała się na moment przed skrętem do szkoły szukając czegoś w torbie. Wyciągnęła powoli kilka teczek, zeszyt i luźno leżące rysunki, po czym wyciągnęła paczkę gum do żucia. Otworzyła ją i już miała wziąć jedną z nich, gdy nagle ktoś pociągnął ją za torbę. Dziewczyna chwyciła ją z całej siły, po czym nieznajoma osoba ją popchnęła. O mało jej przy tym nie wywracając. W ostatniej chwili nastolatka złapała równowagę i już miała obrócić się, by zobaczyć twarz swojego napastnika, kiedy kontem oka zauważyła, że wszystko co miała w rękach i kilka innych rzeczy z jej torby wylądowało na chodniku. W tym też kartki, które trzymała. Były to jej szkice. Szybko ukucnęła, wyciągając powoli papier leżący w kałuży. Niestety kartka rozerwała się w pół podczas ratunku. Dziewczyna westchnęła. Usłyszała lekkie szurnięcie tuż za nią. Szybko się obróciła, myśląc, że to znów ten „żartowniś". Nic bardziej mylnego. Zobaczyła znajomą burzę czekoladowych loków, zbierających jej ocalałe kartki i zeszyty. Chłopak z plastrem podniósł wzrok na dziewczynę, po czym podał jej zebrane rzeczy.

- Masz t-talent. - Jego ręka podskoczyła i wyraźnie drgnęła po odebraniu przez dziewczynę swoich rzeczy.

- Mhymm... - mruknęła ze smutkiem, powracając wzrokiem do rozdartego szkicu.

Podniosła paczkę, i tak już w połowie rozsypanych gum, wkładając jedną z nich do ust. Schowała wszystko z powrotem do torby.

- Dzięki... To miłe z twojej - urwała. Po obróceniu się zauważyła, że chłopaka już dawno nie ma.

Głośny, szkolny dzwonek dał właśnie znać, że wybiła 8.00 i wszyscy uczniowie są zaproszeni na pierwszą lekcję. Azaria pobiegła w stronę budynku. Błyskawicznie zmieniła buty, odłożyła płaszcz i znalazła się pod salą równo z nauczycielem. Odetchnęła z ulgą. Jej wdech przerwał kaszel. Prawie zapomniała o lekach. Zaczęła przeszukiwać swoją torbę, krztusząc się jednocześnie. Nauczycielka popatrzyła na nią krzywo, czekając aż wejdzie do klasy.

- Azaria, właź - warknęła.

Dziewczynie zakręciło się w głowie, a przed oczami zaczęły się pojawiać czarne mroczki. Wywróciła torbę do góry nogami wysypując całą jej zawartość na podłogę. Padła na kolana i w panice przerzucała wszystkie rzeczy z jednego końca wąskiego korytarza na drugi. Leków nie było. Zrobiło jej się słabo i jeszcze bardziej się zestresowała. Nauczycielka przejęta dziwnym zachowaniem nastolatki pytała, czy wszystko jest okej. Na marne, nie było z nią kontaktu. Resztką sił oparła się o ścianę, próbując złapać oddech. Jednak każdy wdech zmieniał się w kaszel krwią. Dziewczynę sparaliżowało od stóp do głowy. Czuła jakby po jej ciele biegało tysiące mrówek. Skupiała się jedynie na oddechu i nie zamykaniu ciężkich, opadających powiek.

***

- Co zrobiłeś?! - wrzasnął chłopak, przyciągając tym samym uwagę przechodnia.

- Czemu się k-kurwa złościsz? Mieliśmy dziś sprawdzić, czy to ona. Jak i-inaczej mielibyśmy to zro-obić? Wczoraj zauważyłem jak wyciągała to z torby. Jej leki wyglądają zupełnie tak samo jak t-twoje i Hoodiego. - oburzył się Toby.

- Nie pomyślałeś, że mogą być na coś zupełnie innego? - do rozmowy dołączył się Brian.

- Oddajmy jej to i to jak najszybciej. Nie rób więcej niczego na własną rękę. Jasne, Toby? - Bursztynowe oczy spiorunowały Toby'ego.

Cała trójka ruszyła w kierunku sali lekcyjnej. Po wejściu na korytarz od razu zauważyli Azarię leżącą na ziemi, ledwo łapiącą oddech. Cała była opluta krwią, a kucająca przy niej nauczycielka nie wiedziała co ma robić. Uczniowie wyszli z klasy, przyglądając się tej sytuacji. Tim podbiegł do Azarii, szybko podając jej leki do ręki. Dziewczyna nie zareagowała. Chłopak wziął je z powrotem wyciągając jedną z tabletek, wkładając ją do jej ust. Chwycił butelkę z wodą, leżącą obok i przyłożył do ust. Ledwo świadoma dziewczyna połknęła tabletkę z wodą wciąż się krztusząc. Do korytarza wszedł wychowawca 3b, przyprowadzony przez jednego z podopiecznych. Gdy zobaczył tłum wokół, spadającej właśnie na zakrwawioną podłogę Azarii, szybko zareagował. Kazał nauczycielce zabrać wszystkich do klas. Sam został z nieprzytomną dziewczyną i zadzwonił po karetkę. Tim podał wychowawcy tabletki i wyjaśnił całą sytuację. Powiedział, że tabletki znalazł Toby, przed budynkiem szkoły który, domyślił się, że jej wypadły, po tym jak jeden z chłopaków popchał ją przed szkołą. Black kazał całej trójce zostać.

Po zabraniu dziewczyny przez ratowników do szpitala oraz zadzwonieniu do rodziców Azarii wychowawca jeszcze raz wysłuchał zeznań chłopaków. Następnie puścił ich wolno. Nie zamierzali oni iść na lekcje. To nie było teraz najważniejsze. Nie wiedzieli w jakim stanie była dziewczyna, ale wiedzieli jedno. To na pewno była ona. Co znaczyło, że zawiedli Operatora. Mieli za zadanie przyprowadzenie jej bezpiecznie do niego, a teraz nie wiedzieli nawet czy się obudzi. Wyszli ze szkoły ze zmarnowanymi minami. Najbardziej przerażony był Toby. Wiedział, że to wszystko jego wina. Od tego czasu tiki chłopaka nasiliły się. We trójkę stanęli za szkołą, opierając się o ścianę budynku. Wpatrywali się w las. Wiedzieli co ich czeka. Tim lekko drżącą ręką wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego. Chłopak z plastrem wyciągnął w jego stronę równie telepiącą się rękę.

- Przecież nie palisz - mruknął brunet.

- Chyba od dziś zacznę. - Głośno przełknął ślinę.

Zabrał papierosa, którego odpalił mu Masky. Wziął głęboki wdech, krzywiąc się przy tym. Wypuścił dym z płuc lekko się krztusząc.

- Już k-kurwa p-p-po nas - powiedział drżącym głosem. - Prze-epraszam chłopaki.

Na jego ramieniu pojawiła się ręka Hoodiego.

- Nic jej nie będzie. Nie martw się - próbował go pocieszyć.

Toby wziął kolejnego bucha, znowu się krzywiąc.

- Co za g-gówno! - Wgniótł resztę papierosa w swoją rękę, gasząc go przy tym.

Pozostała dwójka jedynie wymieniła się znaczącymi spojrzeniami. Chłopak z plastrem może i nie czuł bólu fizycznego, ale zawsze robił sobie krzywdę, gdy wysiadał psychicznie. Jego głównym celem zawsze były i tak już zmasakrowane dłonie. W tym momencie cała trójka usłyszała nieprzyjemne piszczenie w uszach. Dobrze wiedzieli co to znaczy. Tim założył soją białą maskę. Brian kominiarkę z smutną buźką. A toby powoli ubierał chustę i pomarańczowe gogle. Naciągnęli kaptury swoich bluz na głowę i ruszyli w kierunku najniebezpieczniejszego miejsca w Darmstand- morderczego lasu.

Córka Slenderman'aWhere stories live. Discover now