8. to

58 6 20
                                    

Miejsce, na którym znalazł się Kazuha, bez wątpienia było wyspą. Spędził cały dzień na badaniu jej, szukając jakichkolwiek oznak życia. Na początku nadzieja dodawała mu sił, ale gdy po godzinach nie znalazł nawet źdźbła trawy ani jednego robaka, pozostało mu tylko wpatrywać się w zachodzące słońce.

Usiadł na skale przy plaży, wyjmując z torby martwą wizję. Jakim cudem zaświeciła już dwa razy? Co więcej... Jeśli Tomo żyje, to dlaczego jego wizja zgasła?

"Wiesz... Mówią, że wizje reprezentują spojrzenie archonów."

Tak mu kiedyś powiedział. Siedzieli pod rozłożystym drzewem, wpatrując się w gwiazdy. Kazuha spodziewał się odpowiedzi w postaci żartu lub wzruszenia ramion. Zamiast tego ujrzał, jak mięśnie Tomo się napinają, a on sam marszczy brwi.

"Tylko czy bycie pod ich obserwacją naprawdę jest błogosławieństwem?"

Tomo nigdy nie czuł się dumny z posiadania wizji. Traktował ją jedynie jako broń, przydatne narzędzie. Dla Kazuhy natomiast miały głębsze znaczenie. Były symbolem, dowodem płonącej jasno ambicji...

- A co, jeśli ambicje mogą zgasnąć? - uświadomił sobie nagle. Jego palce zacisnęły się na martwej wizji, gdy fakty i przypuszczenia zaczęły układać się w całość. - Jeśli Tomo przestał być godzien tej mocy... Bo nie umarł na zewnątrz, a wewnątrz?

Świat rozmazał się na moment przed oczami Kazuhy, gdy ten poderwał się gwałtownie. Znał Tomo lepiej, niż samego siebie. Jeśli ambicja jego przyjaciela umarła, to ktoś musiał odebrać mu wolność, którą obaj tak bardzo cenili. Tylko to mogło złamać Tomo.

Wciąż było wiele niewiadomych. Kazuha nie rozumiał, co dokładnie się stało i kto za to odpowiadał, ale nie mógł pozwolić sobie na stratę czasu. Nie trafił na tę wyspę bez powodu. Musiał ją dokładnie przeszukać. Z pozoru było to jedynie strome wzgórze na środku bezkresnego oceanu, ale coś musiało się na nim kryć. Albo w nim.

Odwrócił się w jego stronę, gotów stawić czoło całemu światu. Wiedział, co ma robić, dlaczego się tym zajmuje i nie zamierzał spocząć, dopóki nie osiągnie swojego celu. I nagle, w jednej chwili ten zapał został poddany próbie. Za Kazuhą zebrała się wataha wilków.

Niewielka grupa licząca zaledwie sześciu osobników, jednak przerażająca w swej niezwykłości. Były tak ogromne, że sięgały jego wzrostu. Ich sierść mieniła się barwami tęczy, niemal hipnotyzując. Wpatrywały się w Kazuhę swoimi mlecznobiałymi oczami, jednak nie w sposób, w jaki drapieżnik patrzy na przyszłą ofiarę. Przechylały łby w zaciekawieniu, przypominając bardziej naukowca, który właśnie natknął się na przedstawiciela nieznanego gatunku.

Mogły go zwodzić. Kto wie, czy nie rozszarpią go na strzępy, gdy tylko się ruszy. Nie znał tych dziwacznych stworzeń ani nie słyszał o nich w mitach, czy legendach. Musiał być gotów na każdą okoliczność. Powstrzymał nagłą chęć cofnięcia się o krok lub dwa i skupił spojrzenie na niespodziewanych towarzyszach. Nadal stały w miejscu, rozluźnione i spokojne. W mroku, jaki zapadł, gdy słaba słoneczna poświata przestała padać na ziemię, wilki wydawały się emanować światłem.

Najwidoczniej to Kazuha miał zrobić pierwszy krok. Upewnił się, że będzie w stanie na czas dobyć broni, zanim wziął głęboki wdech dla uspokojenia i odezwał się:

- Czego ode mnie chcecie?

Stojący na czele grupy, największy z wilków usiadł na kamienistym podłożu jak gdyby nigdy nic. Reszta poszła za jego śladem i po chwili Kazuha mógł patrzeć na wszystkich z góry. Zero walki, zero agresji. Skoro te istoty nie zamierzały rozszarpać go na strzępy, dlaczego do niego przyszły?

The Light Of The Storm | Genshin Impact Fanfiction | TomoKazuDonde viven las historias. Descúbrelo ahora