🕸22🕸

646 41 20
                                    

Rozejrzałem się po pomieszczeniu zauważając włącznik światła, postanowiłem użyć wszystkich sił i pójść zapalić światło, mogłem pogorszyć tym swoją sytuację bo nie wiedziałem czy ktoś to zauważy. Ale stwierdziłem, że warto spróbować.
Po dotarciu do celu zapaliłem światło i ponownie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Była to mała chyba piwnica mierząca 2x3m2.
Były tutaj trzy duże metalowe regały które sięgały prawie pod sufit i ciężko było tam dojść, zajmowały one 1/4 całego pomieszczenia a na przeciwko mnie ciągnął się mały korytarz a na jego końcu znajdowały się schody
Nie wiem ile tu już  jestem, i ile jeszcze będę.

Wiedziałem, że długo nie wytrzymam, mój organizm przez przyśpieszony metabolizm musi jeść dwa jak nie trzy razy więcej, bez tego mój pajęczy zmysł nie działa poprawnie, głowa mnie boli o brzuchu nie wspomnę. Widziałem, że jestem cały pobity, każdy najmniejszy ruch powodował ogrom bólu a moje szybsze leczenie strasznie się spowolniło co prawda dalej leczę się trochę szybciej niż normalny człowiek, ale to nie to samo...
Wtem otworzyły się drzwi a po schodach zeszła Martyna.

-Hej Peter.- Powiedziała łagodnie.- Masz tutaj trzy kromki chleba z serem i butelkę wody oraz małego batonika.

-Dziękuję, ale nie powinno Pani tu być...- Dodałem z wielkim smutkiem. Nie chciałem, żeby przeze mnie znowu stała się komuś krzywda.

-Oh Peter. Mogę przez to stracić pracę, ale dla mnie się liczy tylko wasze dobro, obiecuje, że na pewno kiedyś wszystko będzie dobrze.

Nie, nie wierzyłem w to, nigdy nie będzie dobrze, los Petera Parkera nigdy nie dostanie happy end'u.
Bez żadnej odpowiedzi Martyna wyszła i zamknęła drzwi na klucz.

Siedziałem tu i siedziałem i siedziałem. Minęły chyba trzy dni, widziałem wszystko przez minimalną szparę pod drzwiami raz było jasno, później ciemno i tak dwa razy. Od wizyty opiekunki nikt do mnie nie przyszedł, nawet jedzenia nie dostawałem ani wody. Dobrze, że miałem tą od Martyny, była jeszcze lekko ponad połowa 2l butelki i został mi batonik z jedną suchą kromką.

Wtedy gdy Natalia wyszła, znalazłem tutaj stare apteczki były dwie, chyba wiedziałem skąd, na korytarzach powinny być apteczki i na każdym piętrze jest puste miejsce po apteczce, ale tu były tylko dwie, może za tymi regałami była reszta, ale nie chciałem tego sprawdzać, te co były z zupełnie mi wystarczą, były większe niż normalne i praktycznie nie naruszone, zajrzałem do środka, było tam bardzo dużo bandaży, gaz jałowych, plastrów i nawet trochę tabletek przeciwbólowych. Zatamowałem wszelkie krwawienia i wróciłem na swoje początkowe miejsce.

  Pov's Tony
Dzieciak nie odbierał już czwarty dzień. Zaczynałem się martwić. Postanowiłem pojechać do domu dziecka. Sprawdzę czy nic mu nie jest. Ale najpierw... kolejne spotkanie z Furym

-Hej Pepper.- Przywitałem się z kobietą, która była właśnie w kuchni.

-Hej Tony. Pamiętaj, że dziś o 17 jest zebranie A.

-Czekaj skąd ty to wiesz?

-Po pierwsze Nick, po drugie Jarvis.

-Ah no tak.- Odpowiedziałem lekko zmarnowany. Zostało 40 minut do spotkania a ja dalej byłem w piżamie.

Zjadłem obiad i wróciłem do swojej sypialni aby się przebrać. Sięgnąłem po czarny garnitur i założyłem go na siebie. Założyłem zegarek, okulary i poszedłem do windy.

-Hej Thor.- Przywitałem się z Asgardczykiem który biegł przez cały korytarz by zdążyć wejść do windy. Był lekko zdyszany, odczekał chwile i przywitał się ze mną.

-Witaj śmiertelniku Tony z żelaznej zbroi.- Nigdy tak nie mówił, dziwnie to brzmiało na co lekko parsknąłem śmiechem a Thor się na mnie spojrzał jakbym nigdy w życiu się nie śmiał.
Po chwili obaj dotarliśmy do sali, przy stole siedziało już kilku przyjaciół, brakowało Steve, Nicka, Buck'iego, Wandy, Sama i Clinta. Po pięciu minutach zjawiła się wielka trójka
Steve Sam i Bucky weszli do sali i zajęli wolne miejsca chwile po nich pojawiła się Wanda z Clintem a ostatni i punktualny przyszedł Nick Fury.

Irondad /// SpidersonWhere stories live. Discover now