Epilog

1 0 0
                                    

Myśląc nad wszystkim z dystansu i słysząc w kółko od Ivi ,, No nareszcie wyzdrowiał ci mózg'' i tym podobne jestem przekonana, że robię dobrze. Osiągnęłam spokój dzięki terapii, na którą wciąż chodzę. Niedługo jednak zamierzam ją zakończyć. Zostanę jednak w kontakcie ze Scottem Remingtonem. Bardzo go lubię szczególnie po tym jak zatańczył taniec zwycięstwa gdy powiedziałam mu o mojej ostatniej próbie i pożegnaniu Jake'a.

Przypominam sobie przez co kręcę głową z uśmiechem. Jest jeszcze jedna osoba z którą się pożegnałam, choć nie twarzą w twarz. Nie dałam rady z powodu ogromnego poczucia winy, strachu i przeświadczenia o tym jak bardzo zepsułam wszystko.

I chodź wróciłam tego dnia z przyjaciółką do szpitala nie weszłam do jego sali. Patrzałam jak spokojnie śpi. Dostał nowe serce. To był po prostu cud. Znów oddychał. Żył. Jego piękne serce znów biło i na pewno długo tak pozostanie.

Lekarze robili co mogli gdy wszyscy czekaliśmy przed salą a ja siedziałam na ziemi oparta o ścianę wpatrzona w jeden punkt. Kiedy się wybudził, obserwowałam ukradkiem jak każdy po kolei do niego wchodzi i rozmawia. Ja nie dałam rady chodź nogi mnie tam ciągnęły, rozum wygrał jednak tę walkę. Przekazałam mamie Arona o aparacie i filmiku który mu na nim zostawiłam. Był pełny śmiechu przez łzy. Na koniec wyznałam mu to co do niego czuję:

- Jestem twoim drzewem i tylko twoim. A musisz wiedzieć, że ty jesteś moim. Moje korzenie jednak nie trzymają się mocno w ziemi. Więc znajdź proszę inne. Nie mam pojęcia kiedy, ale wrócę do ciebie. I nie oczekuje związku. Potrzebuje po prostu byś był blisko.

Pamiętam to słowo w słowo i gdy załamywałam się, że nigdy nie zapuszczę korzeni powtarzałam to sobie na głos nawet kilkanaście razy.

Tą obietnicę jestem teraz w stanie wcielić w życie.

- Przyjechać potem po ciebie?

Odwracam się.

- Nie. Jednak dziękuję, że znalazłeś czas by mnie tu zawieść.- uśmiecham się do niego i wychodzę z auta.

Olivier nie odjeżdża stoi przez chwilę patrząc to na dom to na mnie i gdy macham mu rusza w drogę. Co do nas jesteśmy wciąż przyjaciółmi. Po tej sytuacji na rynku przepraszał mnie codziennie, piekł babeczki co wcale nie wyszło mu najlepiej i zadzwonił przy mnie z przeprosinami do chłopaka. Więc w końcu mu wybaczyłam. I okazało się, że sama wyznałam mu prawdę o tym co zrobił mi Aron, byliśmy wtedy na jednej z imprez a ja wstawiłam się jak bomba atomowa.

Biorę głęboki wdech. Dam radę. Przecież jestem gotowa. Zmieniłam się. Patrzę do przodu a przeszłość wspominam bez bólu. Studiuję to co naprawdę mnie interesuje i wprowadziłam się do Ivi i jej lokatorki która okazała się no cóż- Ivi numer dwa lecz w o wiele bardziej pokręcona.

Pukam stanowczo dwa razy, a serce pędzi jak rozpędzony gepard. Drzwi  się otwierają, moje ciało się uspokaja i witam się uprzejmie z mamą Arona.

- Katie.-mówi rozradowana.- Dzień dobry.- Ściska mnie, lekko gilgając rozpuszczonymi włosami po policzku.

- Jest Aron?- pytam gdy odsuwamy się od siebie.

- Tak- zerka do wewnątrz.- Jest wciąż na łące.- odsuwa się przepuszczając mnie.

- Dziękuje.

Idę korytarzem i znów czuję zdenerwowanie i ciężko mi się oddycha. Przechodzę do kuchni i widzę go za oszklonymi drzwiami. Siedzi do mnie tyłem na kwitnącej zielonej trawie i bluzce z długim rękawem w takim samym kolorze, i czarnych spodniach.

Staram się jak najciszej otworzyć drzwi choć mam wrażenie jakby piszczały przeraźliwie a on za chwilę się odwróci przez co stanę sparaliżowana. To jednak się nie dzieje. Pomału podchodzę w jego stronę. I chodź jestem na świeżym powietrzu czuję jakby zaraz miało zabraknąć mi tlenu.

- Hej-mówi patrząc na mnie przez ramię.

- Heej-  niepewnie odpowiadam. Bawię się palcami gdy wraca wzrokiem na drzewa daleko przed nami.

Czy wciąż jest na mnie zły? Może powinnam sobie pójść. Widzę jak nad czymś myśli. Zapewne nie chcę mnie widzieć po tym jak go zostawiłam.

- Usiądź.- klepie ziemię koło siebie. - I już po zobaczeniu wiadomości ci wybaczyłem.-mówi nie zerkając na mnie.

Stoję jak wymurowana. Znów wie o czym myślę. Nic się nie zmieniło. Nic.

- No usiądź.- łapię mnie za dłoń ciągnąc w dół. Siadam po turecku blisko niego i przez kilka minut patrzymy w widok przed sobą.

- Po tym co się dowiedziałeś, to...- zakrywa moją dłoń swoją przez co milknę.

- Wybaczyłem ci i sobie. Minął ponad rok Kate.

- Tak-kiwam głową.- Już nie będę do tego wracać.

Teraz tylko przyszłość.

- Teraz studiuję fotografię.- mówię.

- Wiem.

Zerkam w jego stronę. Niby skąd? Nie kontaktowaliśmy się, rodziców też prosiłam by nic nie wspominali. Chciałam by ruszył do przodu nie zastanawiając się co u mnie.

- Ivi jak przyjeżdża co miesiąc do rodziców przychodzi do mnie opowiadać co u ciebie.- mówi z uśmiechem na ustach.

Cholerna Ivi.

- Dostałaś kapelusz?

- Tak-unoszę kącik ust.- Dziękuję.- szepczę opierając głowę o jego ramię.

Wysłał mi go kiedy wyszedł ze szpitala. Przykryłam nim aparat w jego pokoju. Kiedy otworzyłam paczkę rozpłakałam się jak dziecko, a potem wysłał mi esemesa: Ty też powinnaś mieć pamiątkę po nas. Powodzenia.

- Naprawdę wstąpiłaś do damskiej drużyny piłkarskiej?

- No tak.-Podnoszę głowę.- Ale raczej się niedługo stamtąd wypiszę.- nie idzie mi tam zbyt dobrze. Zwykle co chwilę leże na ziemi nie mogąc złapać oddechu.

-Bo sport to nie twoja bajka.- czochra mi włosy.

- Taaa. A co ciekawego robisz ty?

- No cóż koniec z graniem.- wdycha smutno.- Uczę się na sędziego. Chcę zostać w tej branży. I zrobiłem kilka zdjęć twoim aparatem.

- Naprawdę?- jestem pod wrażeniem.- Pokażesz mi?

- To nie jakaś magia jak twoje.

- Są jak mój sport?- nabijam się z niego. Uśmiecha się do mnie kiwając głową.

- Zjesz z nami obiad?  Pójdę po dżem.- proponuję.

- Wiesz jak mnie przekonać.- wstajemy.- Co masz na obiad?

- Żeberka.-odpowiada biorąc mnie za rękę. Splatamy palce razem choć przez moment czuję się z tym dziwnie.

- Świetnie. -mówię gdy idziemy w stronę domu machając naszymi złączonymi dłońmi. - Kocham cię.

- Kocham cię również.- czuję jak mocniej ściska moją dłoń. - ,,Gdy mówimy my to znaczy ja i ty"- zaczął śpiewać jedną z naszych ulubionych kiedyś piosenek.

Szybko podłapałam i dołączyłam:

- ,,Już zawsze na zawsze....

O tak ta przyjaźń była i będzie na zawsze.

Spoglądając na siebie wiedzieliśmy, że chcemy tego samego. Miłość do przyjaciela to inny rodzaj miłości. Której potrzebujemy nawzajem od siebie.  Po prostu potrzebujemy.






Poza CzasemWhere stories live. Discover now