Prolog

315 0 0
                                    

Na zewnątrz jest chłodno, wiatr porusza gałęziami drzew, które zginają się to w jedną i drugą stronę, słońce próbuje wychylić się zza chmur by choć trochę rozjaśnić ten ponury październikowy dzień. Wokół jest pełno ludzi rozmawiających lub próbujących osłonić się przed wiatrem. Wszyscy powoli zmierzają do celu, tylko ja stoję w progu i nie wiem co mam zrobić. Mam na sobie czarną zwiewną sukienkę, ciepłe buty i na to kurtkę. Mam wrażenie, że tylko ja nie wiem co tutaj robię, czuję się jak w śnie. Dotykam ręką policzka mając nadzieję, że poczuję mokrą ciecz ale jej tam nie ma.  W tym momencie jestem pusta nie czuje nic, może to przez to że ostatni tydzień przesiedziałam w domu płacząc i chodząc tylko do  łazienki i czasem do kuchni by coś zjeść.

Powoli ruszam w stronę zebranych próbując schować moje brązowe włosy pod kapturem, ale wiatr skutecznie mi to utrudnia. Staje całkiem z tyłu. Wypatruję wzrokiem moich rodziców stoją oni koło państwa Right. Mogłabym do nich podejść ale nie chce zobaczyć tej rozpaczy i łez w ich oczach, wiem że uważają, że mogłam temu zapobiec powiedzieli mi to w dniu gdy się dowiedzieli. I mają oni rację to moja wina mogłam coś zrobić ale tego nie nie zrobiłam i będę tego żałować przez resztę mojego życia.

Czuję rękę na ramieniu i odwracam się widząc niebieskooką szatynkę w krótkiej spódniczce różowej kurtce i czapce z pomponem, to Ivi moja najlepsza przyjaciółka w każdym bądź razie jedyna.

- Czemu stoisz tutaj sama, chodź do nas.- pokazuje w stronę naszych znajomych którzy stoją w pierwszym rzędzie.

- Dzięki Ivi ale tutaj jest dobrze.- mówię siląc się na delikatny uśmiech na patrzy się na mnie uważnie i wzdycha.

- Ale jakby co to.... -przerywam jej

- Wiem- odpowiadam. Ivi idzie z powrotem przepraszając by przedrzeć się z powrotem do przodu. Patrzę jeszcze chwilę za nią a potem przenoszę wzrok na księdza który właśnie kończy kazanie. Wszyscy zaczynają się modlić. A ja stoję nie mając siły by mówić bo wiem, że wtedy wszystkie emocje wypłynęły by na wierzch. 

Nawet nie zauważam kiedy wszystko dobiega końca a ksiądz mówi wszystkim dobrze znane słowa " Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz".  Po opuszczeniu trumny wszyscy podchodzą i składają kwiaty. Najdłużej pozostają państwo Right, ona kładzie kwiaty i przytula się do męża a ten obejmuje ją i prowadzi w stronę samochodu.  Rozglądam się, moi przyjaciele już poszli, cieszę się, że nie pytali czy chce z nimi wrócić, szczerze nie mam na to ochoty. 

Słyszę trzask drzwi i widzę mamę wychodząca z samochodu która kieruję się w moją stronę trzyma w ręku czarną różę. 

- Katie kochanie idziesz- pyta stajac przede mną. 

- Nie zostanę jeszcze chwilę-odpowiadam. Mama przytula mnie i podaje mi róże a następnie wraca do samochodu.  Patrzę jak rodzice odjeżdżają i podchodzę do wielkiej sterty kwiatów która zasłania tabliczkę z imieniem i nazwiskiem, odgarniam je trochę na bok i kładę swoją róże przy tabliczce. Zostałam sama wiatr wieje ale już mi nie przeszkadza, ściągam kaptur i pozwalam włosom wirować na wietrze. 

- Przepraszam cię Jake,  twoja mama miała rację to moja wina,  wystarczyłoby coś powiedzieć a dzisiaj siedzielibyśmy razem na naszej ulubionej ławce śmiejąc się i planując na jakie studia chcemy pójść.  Pewnie byśmy się posprzeczali jak to my a potem śmiali z tego, że kłócimy się o takie głupoty, ale teraz już tego nie zrobimy. Chciałabym widzieć czy bardzo cierpiałeś gdy to się stało, mam nadzieję, że nie. Ja każdego dnia będę żałować tego, że cię nie uratowałam, gdybym mogła zrobiłabym wszystko by to naprawić. Zawsze będę cię kochać. - nie wiem kiedy łzy zaczęły lecieć, starłam je ale potem wybuchłam głośnym szlochem.  


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Kręciłam się jeszcze po mieście bez celu, nie wiedząc gdzie pójść. Robiło się już ciemno a ja odtwarzałam w głowie naszą ostatnią rozmowę. Staliśmy przed moim domem a ty jechałeś właśnie na swój najważniejszy mecz, gdybym wiedziała co wydarzy się kilkanaście godzin później, nie pozwoliłabym ci nigdzie jechać. W sukience i bez czapki zrobiło  mi strasznie zimno więc ruszyłam szybciej w stronę domu. To właśnie tego wieczoru  wszystko się zaczęło. 

Poza CzasemWhere stories live. Discover now