35. Nadal się boję.

87 14 26
                                    

Lea

Nie potrafiłam przestać myśleć o tym, co ujrzałam na telefonie Sharrona.

Ciężko było mi przyswoić do siebie fakt, że on naprawdę to zrobił. Że zapisał sobie to zdjęcie, chociaż zniszczył graffiti. Co nim kierowało? Dlaczego czuł, że powinien to zrobić? Okazało się, że i Sharron trzymał w sobie małe sekrety.

Bo przecież mógłby mi o tym powiedzieć, nie zdradzając szczegółów śledztwa, prawda?

Nie miałam pojęcia czemu zaczęłam się pocieszać w taki sposób. Że on też coś przede mną ukrywał. A przecież nie było to nawet w jednym procencie tak poważne, jak to, co ja w sobie skrywałam.

Próbowałam się usprawiedliwić, ale problem polegał na tym, że nie miałam nic na swoją obronę.

Zjebałam. Po całości. Bardziej już się chyba nie dało.

Koło północy Sharron znowu znalazł się obok mojej celi, jednak w tamtej chwili tylko po to, aby mnie wypuścić. Czekałam na ten moment tak naprawdę dopiero od jakiejś godziny. Wcześniej katowałam samą siebie w myślach, że właśnie na to zasłużyłam. A nawet na dużo gorsze rzeczy niż dwudziestoczterogodzinna odsiadka.

Ale potem, kiedy bez odezwania się, zaczął wyprowadzać mnie z komisariatu, prowadząc mnie na początku w jedno miejsce po odbiór mojego telefonu, zdałam sobie sprawę, że przecież stało się coś jeszcze okropniejszego. Nie byłam już dla niego tym, kim się stałam w jego oczach. To już była przeszłość.

Radosny błysk zniknął z oczu. Wydawało mi się, że bezpowrotnie.

W końcu wyszliśmy na zewnątrz, a ja mogłam wreszcie poczuć świeże powietrze, którego zaczęło mi powoli brakować.

Odwróciłam się w jego stronę, czując, że powinnam coś powiedzieć. Cały czas miałam wrażenie, że powinien wiedzieć coś jeszcze.

Czy miałam małą nadzieję na to, że mogliśmy zostać przynajmniej kimś w rodzaju dobrych znajomych?

Byłam naprawdę głupia, twierdząc, że kiedyś może nadejść taki moment.

- Przepraszam - powtórzyłam to, co usłyszał już ode mnie nie raz. - Uwierz mi, że jeśli mogłabym cofnąć czas, to nie doprowadziłabym do tej chwili. I to nieważne, że wszystkie dobre, ważne dla mnie momenty z tobą przestałyby istnieć. Choć to właśnie nimi żyłam przez cały czas, wspominając ciebie, gdy nie było cię w pobliżu. Kiedy by ich nie było, może czułabym się minimalnie mniej winna, bo zaoszczędziłabym nam bólu...

- Nam? - spytał.

Nie usłyszałam w jego głosie już tego kpiącego tonu, co w radiowozie czy w celi. Chociaż czułam, że musiał się przed tym powstrzymać.

- Naprawdę żałuję tego, Sharron. Że postanowiłam ukrywać przed tobą tak wielką część siebie. Ale...- zerknęłam na moment w bok, czując, jak szklą mi się oczy.

A chrzanić to - pomyślałam, stwierdzając, że nie mam siły ich nawet hamować.

- Nie potrafiłam przestać. Gdy maluję, odlatuję w całkiem inny świat. Dopiero, gdy ciebie poznałam, zrozumiałam, że druga osoba też może mi dać tyle szczęścia. Tyle spokoju, że wszystkie złe myśli przestają mieć znaczenie, bo liczy się tu i teraz.

Pierwsza łza zaczęła spływać po moim policzku, a Rhodes przez chwilę właśnie na niej utrzymywał wzrok.

Coś w jego oczach się zmieniło. Nie miałam pojęcia, co to mogło oznaczać. Znajdowaliśmy się pod pieprzonym komisariatem, a ja kolejny raz wyznawałam mu, jak ważny się dla mnie stał.

Artystka z BrightonWhere stories live. Discover now