24. To jest właśnie moja największa wada.

95 13 26
                                    

Lea

- O kurwa.

Takie właśnie było podsumowanie przez Carlę mojej opowieści o wczorajszym spotkaniu z Sharronem.

Sam wypad nad jezioro, który zmienił się w głupią zabawę, jej nie zaskoczył ani nie zdziwił, ale już nasze zbliżenie, o którym jej wspomniałam tak. I nie tylko ją.

Do tej pory nie potrafiłam pojąć tego, jak mogłam aż tak bardzo ponieść się chwili.

Czy żałowałam jej? Momentami absolutnie nie, bo pragnęłam tego. Zrobiliśmy coś, czego oboje bardzo chcieliśmy. Ale to zmieniało się, kiedy zaczynały atakować mnie wyrzuty sumienia z powodu kłamstw, którymi go karmiłam każdego dnia.

Wiedziałam, że nie powinnam była dopuścić do sytuacji z wczoraj, gdzie nas poniosło, ale gdybym mogła cofnąć czas, to prawdopodobnie zrobiłabym to drugi raz.

Och, z pewnością bym to powtórzyła.

Mimo, że pod jego urokiem tkwiłam tylko parę minut, to zaspokoił mnie tak, jak jeszcze żaden chłopak. Bo sam jego dotyk sprawiał, że wariowałam.

A w samochodzie znaleźliśmy się bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej. Wtedy nie istniało oprócz nas nic więcej.

- Łamię dla niego swoje własne zasady - jęknęłam, kładąc się na łóżku w moim pokoju.

Carla przyszła do mnie od razu, gdy skończyłam pracę, bo ją o to poprosiłam.
Musiałam się komuś wygadać.

- Żałujesz, że to się stało? - spytała.

Wiedziałam, że w końcu musiało paść to pytanie.

- I tak, i nie - odpowiedziałam szczerze. - I nie wiem, jak mam się teraz zachowywać, bo mimo, że spędziliśmy naprawdę miło czas, cholernie miło - poprawiłam się. - To wiem, że to nie może zdarzyć się kolejny raz. Byłabym głupia, znowu się na to zgadzając, skoro wiem, że nasz związek nie potrwa długo.

Pokiwała głową, a ja domyśliłam się, że w myślach właśnie przyznała mi rację, bo zobaczyłam to w jej spojrzeniu.

- Spotykacie się dzisiaj? - spytała nieco ciszej.

- Tak. Powiedział, że zabierze mnie na wyjątkową kolację po tym, jak przyznałam się mu, że mimo, że mieszkam tutaj od zawsze, to jeszcze nigdy nie wypłynęłam gdzieś dalej na morze niż te kilkanaście metrów. Wniosek nasuwa się sam, prawda?

- Myślisz, że zabierze cię na kolację na jakimś statku? - zapytała, a jej podekscytowanie zawisło w powietrzu, dotykając niemal mojego ciała.

- Tak mi się wydaje - odparłam, a to uczucie zaczęło powoli na mnie spływać.

Ale żal do siebie nie pozwalał mi się z tego cieszyć choć w połowie tak, jakbym chciała.

- Przykro mi, że tak z nim wyszło - szepnęła, przysuwając się do mnie na obrotowym fotelu, na którym siedziała. - Widzę, jaka jesteś z nim szczęśliwa.

- Nie sądziłam, że z jakimś chłopakiem może być mi aż tak dobrze - powiedziałam. - I kiedy myślałam, że ktoś zesłał mi w końcu kogoś specjalnie dla mnie, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę, to jest tylko jakiś kiepski żart. A ja muszę się teraz męczyć z czyimś beznadziejnym poczuciem humoru.

- A może tkwi w tym coś więcej. W końcu nic nie dzieje się bez powodu, prawda? Przecież właśnie w to wierzymy. Może...może to wcale nie musi się skończyć tak, jak zakładasz.

- Nie mogę mieć nadziei na to, bo wtedy będę bardziej cierpieć. A już teraz to wszystko mnie boli. Że on tak naprawdę mnie nie zna, a stwierdził, że to piękne, że jestem sobą. Wiesz, jak się wtedy poczułam? - spytałam, czując, że jeszcze chwila, a zaszklą mi się oczy. - Jakby tak naprawdę zależało mu tylko na mojej cząstce.

Artystka z BrightonWhere stories live. Discover now