XI

22 3 4
                                    


~ * * * ~

Zgodnie z umówionym planem spotkały się w ciemnym korytarzu niedaleko sali od Obrony Przed Czarną Magią. Aurea czekała już na kuzynkę, trzymając w ręce dającą światło różdżkę, którą na pczątku oślepiła nieco Krukonkę. Starsza dziewczyna zmierzyła Lilou krytycznym wzrokiem spod unisionej brwi. Amari zaczerwieniła się lekko, czując na sobie to dziwne, przenikliwe spojrzenie.

- No co? O co chodzi? - spytała.

- Słyszałam, że wybrałaś się na przyjęcie z Malfoy'em... - mruknęła Aurea.

- No i? - Wzruszyła ramionami młodsza z dziewcząt. - Przepraszam, ale to moja sprawa, z kim chodzę na przyjęcia.

- No, dobra, dobra - burknęła Puchonka. - Masz blamanż?

- Wszystko tylko czeka na przeniesienie w schowku na miotły za rogiem - odpowiedziała Lilou. Jej kuzynka pokiwała głową i ruszyła w tamtą stronę. Doszedłszy do schowka, otworzyła drzwi i obejrzała dokładnie zgromadzone tam przedmioty.

- Co to jest? - spytała, wskazując palcem miniaturowe drzewko.

- Pomniejszona choinka - wyjaśniła Krukonka. - Przeniesiemy ją do gabinetu profesora i powiększymy. Potem ubierzemy ją w ozdoby, które schowałam tu - dodała, podnosząc z posadzki niewielkie pudło. - Weź choinkę - rzuciła, odchodząc z pudełkiem w stronę gabinetu profesora Snape'a.

- Yyy, jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - spytała Aurea, niepewnie biorąc do rąk drzewko i człapiąc niezręcznie za nią. - Przecież ten stary nietoperz trupem padnie, jak mu wystroimy gabinet! Albo gorzej... da nam szlaban... Wtedy to już nawet twój Malfoy ci nie pomoże.

- Zwiniemy się, zanim nas znajdzie - stwierdziła beztrosko Lilou.

- Będzie dochodził, kto to... - wymruczała Puchonka.

Krukonka stanęła w miejscu i zwróciła się twarzą do kuzynki.

- Aureo - powiedziała. - To ty mi powierzyłaś to zadanie. Daj mi je więc wykonać, jak uważam. Jestem pewna, że profesor, nawet jeśli się zdenerwuje na widok dekoracji, to nie będzie nic wszczynał przeciwko nam. W końcu damy mu też jego ulubiony smakołyk.

Aurea nie była tak optymistycznie nastawiona, właściwie to trzęsła się cała ze strachu, ale nie powiedziała nic, tylko pokiwała głową. Obie ruszyły dalej.

Cicho zakradły się do sali od OPCM-u. Lilou wbiegła po schodkach do wejścia do gabinetu profesora i nacisnęła klamkę. Drzwi ani drgnęły. Naprła na nie mocniej, próbując je pchnąć. Nadal nic.

- Zamknął gabinet - powiadomiła kuzynkę, schodząc z powrotem na dół.

- To co teraz? Zostawiamy blamanż, a choinkę wyrzucamy do śmieci i idziemy sobie? - spytała z nadzieją Aurea. Krukonka potrząsnęła głową ze zdecydowaniem.

- Nie! - pisnęła. - Skoro nie możemy dostać się do gabinetu profesora, to udekorujemy klasę.

Aurea westchnęła ciężko, odrzucając do tyłu głowę.

- Jeśli chodzi o pierniczki, to potrafisz wszystkie oddać, a jak zwyczajnie proszę, byś nie robiła głupot, to pozostajesz ślepa i głucha! - żachnęła się. - Uparta po prostu jak jakaś Gryfonka!

- Cóż... Skoro o tym wspominasz, to prawda. Jesteś mi winna jakieś trzysta osiemdziesiąt cztery ciastka i desery, które chciałaś "tylko ten raz, bo jesteś staaaarszaaa i bardziej głoooodnaaa". Uznajmy, że jak teraz mi pomożesz z udekorowaniem klasy, to spłacisz dług - zaproponowała Lilou. - Chociaż i tak to bardzo symboliczne odszkodowanie za naciąganie mnie przez całe dzieciństwo - dodała z żalem pod nosem.

- Zgoda... - odpowiedziała po chwili zastanowienia Aurea. - Chociaż to bardzo wygórowana cena za wyłudzenie paru tam ciasteczek... - mruknęła do siebie cicho z niezadowoleniem.

Wzięły się razem bardzo energicznie do pracy. Wprawdzie Puchonka tylko niechętnie spełniała polecenia kuzynki, nie popisując się żadną iskrą kreatywności, ale podchodziła do swych zadań niemal tak skrupulatnie jak do nakazów kapitana na meczu Quidditcha, gdyż chciała jak najszybsze mieć to za sobą i zwinąć się z niebezpiecznej strefy. Snape mógł być lepszym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią niż Eliksirów, ale i tak ów nauczyciel wzbudzał w sercu Aurei potworny lęk i gorącą nienawiść, do której tylko Puchoni są zdolni, gdy już ją raz poczują.

Lilou natomiast była zupełnie inaczej nastawiona do strasznego profesora. Jej niezawsze bezstronne poczucie sprawiedliwości nie potępiało go tak bardzo, jak czuła wrażliwość na krzywdę jej kuzynki. Krukonka wprawdzie widziała, jaki lęk Snape wzbudzał wśród jej znajomych z klasy, wprawdzie sama się go bała, ale nadal żywiła do niego szacunek. Podziwiała jego wiedzę i inteligencję. Próbowała też zrozumieć jego motywy. I choć niezbyt jej to wychodziło, nigdy nie poczuła do nauczyciela nienawiści. Jean-Chantal i pani Penny Haywood-Wigner razem z Beatrice, które były przyjaciółkami macochy Lilou, a także i dla samej dziewczynki bliskimi osobami, utwierdzały ją w przekonaniu, że nic na świecie nie jest takie, jakie jest, bez powodu i że powinna starać się podchodzić do innych życzliwie. A więc tak też robiła.

Teraz z wielkim zapałem i pasją zabrała się do dekorowania klasy. Najpierw razem z Aureą zajęły się choinką. Powiększyły ją i obwiesiły ręcznie wyrobionymi przez Lilou dekoracjami. Kiedy już nic nie dało sięwięcej na drzewku powiesić, by nie straciło swej estetyki, opróżniły do końca pudełko i rozwiesiły resztę ozdób na ścianach i nad drzwiami sali. Na koniec Amari wyjęła coś bardzo malutkiego z kieszeni, machnęła różdżką, powiększając owo coś, po czym wbiegła na schodki drzwi do gabinetu Snape'a i zatknęła ostatnią z ozdób nad drzwiami. Zeszła na dół i stanęła obok kuzynki, krzyżując ręce na piersiach.

- I co myślisz? - spytała. Nie była zbyt zainteresowana zdaniem kuzynki, jednak chciała być miła i trochę ukoić nerwy Justice, która im dłużej pozostawały w sali, tym bardziej się trzęsła.

- Co myślę? - spytała Puchonka. - To wszystko wygląda okropnie... jak z jakiegoś horroru... Niby wszystko jest jak powinno, ale to wygląda jakby... jakbyś wyprawiała Święta w komnacie wampira.

- To dobrze - stwierdziła wesoło Lilou. - W końcu na moim pierwszym roku tak mi powiedziałaś.

- Co ci powiedziałam? - zdziwiła się Aurea.

- Że Snape to wampir, nie pamiętasz? - przypomniała jej Krukonka. - A ja zaczęłam serio sprawdzać, czy tak było... Ale Jean szybko wyprowadziła mnie z błędu. - Odwróciła się na pięcie, ciągnąc kuzynkę za rękaw w stronę wyjścia. - Chodź, Aureo... Pewnie jesteś zmęczona.

Justice nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nie oglądając się za siebie popędziła ku drzwiom i wypadła z sali niczym kula z dubeltówki, nim jej kuzynka zdołała zrobić jeden krok. Lilou uśmiechnęła się tylko lekko i potrząsnęła głową, po czym również opuściła komnatę.

~ * * * ~

Tradycja Nietoperzy Świątecznych | Christmas Short StoryWhere stories live. Discover now