X

17 4 0
                                    


~ * * * ~

Lilou pierwszy raz była odurzona otaczającą ją rzeczywistością, a nie własnymi marzeniami czy oparami eliksirów. Tak miło spędzało jej się czas na rozmowie z Malfoy'em, na paru wymianach zdań z profesorem Slughornem, na dalszej rozmowie z Draconem, patrzeniu w jego stalowe oczy, łapaniu lekkowidocznych uniesień jego ust, słuchaniu jego coraz milszego głosu. Wiedziała, jaki jest, a mimo to czuła się szczęśliwa, spędzając z nim czas. I upewniła się, że choć po części miała rację, nie potępiając go. Nie był głupi. Mógł się pochwalić całkiem niezłą inteligencją, zdawał się oczytany i można było z nim porozmawiać na wiele tematów, w które nie wplątywał swoich ideologii. Nawet obojgu im udało się roześmiać parę razy z jakichś swoich żartów.

Lilou straciła kompletnie poczucie czasu i wydawało jej się, że wskazówka wiszącego na ścianie zegura mierzy sekundy, a nie minuty. Kiedy co jakąś chwilę sprawdzała godzinę, nie mogła uwierzyć, że już minęło całe piętnaście, trzydzieści minut, godzina...

W końcu jednak musiała uwierzyć, że wieczór zmierza ku końcowi. Dla niej jeszcze szybszemu. Nie mogła zostać na przyjęciu zbyt długo. Musiała coś jeszcze wcześniej zrobić. Uprzedziła o tym wcześniej Dracona, dlatego ten nie zdziwił się, gdy powiedziała:

- Przepraszam cię... Ten wieczór był cudowny. Ale muszę już iść.

Pokiwał tylko głową.

- Rozumiem - rzekł. - Zobaczymy się w pociągu?

Potrząsnęła brązowymi lokami.

- Nie... ja wracam dzisiaj do domu - przyznała się. - Ale spotkamy się po przerwie świątecznej. Jeśli będziesz chciał - dodała.

- Dobrze. To do zobaczenia - pożegnał się, ściskając jej dłoń.

- Do zobaczenia! I wesołych Świąt, Draco! - zaświergotała.

Obróciła się na pięcie i zaczęła się oddalać chodem przypominając nieco frunącego między drzewami ptaszka. Po chwili zniknęła za plecami zromadzonych na przyjęciu ludzi.

Draco westchnął.

Kładąc się tego wieczora spać, mimo woli zamiast o swoim zadaniu wspominał ten wieczór, tę metyską dziewczynę, która swój chaos genów przelała na namieszanie w jego życiu. Odtwarzał jej figurkę przy oknie, zarumienione policzki, zmarszczone ciemne brwi na tle bladego czoła, pięknie podkreślające zgrabność ruchów dziewczyny czarną suknię w białe, błyszczące groszki, brązowe loki odgarnięte do tyłu perłową opaską, różowe rączki, palce jak u pianistki, perlisty śmiech i marszczący sięw wesołości jak u królika nos... Ale przede wszystkim te błyszczące, ciemne oczy, które przypominały mu czarne diamenty.

I tego rozpamiętywania nie mógł sobie jeszcze bardziej wybaczyć niż samego wieczoru.

Ale w uszach mimo woli wciąż mu dźwięczało...

Wesołych Świąt, Draco...

~ * * * ~

Tradycja Nietoperzy Świątecznych | Christmas Short StoryWhere stories live. Discover now