VI

20 4 0
                                    


~ * * * ~

Życia Rictrudis Lichtinstéin nigdy nie można było nazwać prostym.

Jako nieślubne dziecko Narcyzy Malfoy z domu Black została oddana pod opiekę pani Lewis, która była zawsze pod ręką czarodziejskiej arystokracji w takich wypadkach. Na życzenie Lucjusza Malfoy'a, by sprawa się nie rozgłośniła, pani Lewis umieściła dziecko u niemieckiej, mugolskiej rodziny. Niestety, nie przewidziała, że państwo Lichtinstéin postanowią się przeprowadzić do Szkocji. Mała Ricky dostała w wieku lat jedenastu list do Hogwartu. Rok później poznała swego przyrodniego brata Dracona. Żadne z nich jeszcze wtedy nie wiedziało o wspólnym pokrewieństwie. Dopiero następnego roku, obie rodziny przypadkowo spotkały się na ulicy Pokątnej. Draco przedstawił Rictrudis swoim rodzicom, a ci... Stali chwilę tak nieruchomo, jakby zobaczyli bazyliszka. Ricky była bardzo podobna do Narcyzy. Po tym fakcie oraz nazwisku, które brzmiało niemiecko, oboje państwo Malfoy zrozumieli szybko, z kim mieli do czynienia. Mimo że nikomu nic o tym nie zdradzili, jakimś trafem po całej magicznej, angielskiej społeczności gruchnęły plotki o domniemanym pochodzeniu Rictrudis Lichtinstéin. Jej wygląd, fakt, że była adoptowana i incydent na Pokątnej przypomniały wszystkim o starych pogłpskach, jakoby pani Malfoy miała kiedyś kochanka. Koniec końców biedną dziewczynkę zaczęto wytykać palcami.

Jeszcze trudniej porobiło się, gdy pani Lewis, będąca już na emeryturze, chcąc zyskać rozgłos, potwierdziła, że "a jakże, Rictrudis Lichtinstéin jest córką pani Malfoy". Od tego czasu przez dobry rok zarówno Ricky, jak i Malfoy'owie nie mieli spokoju. Potem plotka stopniowo topniała, starzała się... Ale ból i wstyd w sercach zainteresowanych pozostały.

Kolejnym problemem Ricky było niezdanie egzaminów na szóstym roku. Teraz, będąc na siódmym, nie mogła przestać myśleć o tym, że gdyby nie jej zaniedbania i lenistwo, już dawno byłaby poza murami szkoły, wolna.

Dlatego, naprawdę przykrym dla Lilou było, gdy koleżanka mówiła jej, że Krukonka jest jej największym zmartwieniem.

- Skaranie merlińskie z tobą! - żachnęła się starsza Ślizgonka. - Czemu nie chcesz pójść z Harry'm na przyjęcie u Slughorna?

Lilou przełknęła ślinę i wzruszyła ramionami z niezręczną miną.

- Błagam cię, Ricky... - jęknęła, kuląc się na parapecie okna biblioteki, na którym siedziała. - Nie krzycz na mnie... Po prostu nie chcę i już, no...

- Niestety, nawet nie mogę cię skrzyczeć, skubana spryciaro - westchnęła Rictrudis. - Madame Pince by mnie zabiła... Dlatego bardzo przebiegle z twojej strony, że się schowałaś właśnie tu.

Amari zarumieniła się lekko. Jej koleżanka usiadła obok niej. Nie były stricte przyjaciółkami. Lilou pomagała i wspierała często Ricky, czując litość wobec wytykanej palcami dziewczyny. Lichtinstéin odpłacała jej za sympatię opieką, ale lekceważyła mocno Krukonkę i uważała ją za trochę zwariowane dziecko. Uważała, że musi młodsze dziewczątko odpowiednio wychować. Irytowało to trochę Lilou. Ślizginkę z kolei bardzo irytowało, że Amari się jej nie zawsze słuchała i nie była zdolna nawet do konfrontacji. Można powiedzieć więc, że ich zażyłość nie wynikała ze zgodności charakterów, a raczej z faktu, że po prostu nikt inny nie chciał z żadną z nich bliżej się poznać. Obie były wyrzutkami i to je łączyło.

- Ale weź, Lilou... - mruknęła Rictrudis. - Przecież wszystko było ustalone! Miałaś niby zaprosić Rona, a Harry niby mnie, i potem mieliśmy się wymienić... To był taki super plan... A w ogóle uważam, że ty i Harry naprawdę do siebie pasujecie.

- Cho i  Harry do siebie pasują jak już - przerwała jej Krukonka. - A ja... Ja po prostu nie chcę wchodzić im w drogę.

- Lilou. Oni zerwali w tamtym roku - stwierdziła dobitnie Lichtinstéin.

- I co z tego? - spytała Amari. - To nie znaczy, że nadal nic do siebie nie czują. A ja nie zamierzam wchodzić między nich. Cho to jedyna osoba, która jakoś się przejmuje moim losem. Jest zawsze opiekuńcza wobec wszystkich i w ogóle. Nie mogłabym jej tego zrobić.

Rictrudis westchnęła, przewracając oczami z irytacją.

- To z kim pójdziesz? - zapytała cierpko. - Z Luną Lovegood?!

- To byłaby opcja, gdyby nie to, że my podczas roku szkolnego praktycznie nie rozmawiamy - powiedziała po chwili krótkiego zastanowienia Lilou. - Ona ze mną rozmawia tylko w domu w wakacje i w Święta. Tu nie ma zbytnio czasu. Zwłaszcza, że jej przyjaciółka Ginny za mną nie przepada i Luna nie chce naumyślnie doprowadzać do tego, byśmy się ze sobą z Weasley ścinały. Ale może znajdzie chwilę, bym z nią porozmawiała o przyjęciu... Chociaż nie, raczej nie.

Ślizgonka spojrzała na Amari bystro.

- Lilou... Ty chcesz z kimś iść, prawda? Kimś konkretnym? - Ricky uderzyła w punkt. Krukonka zaczerwieniła się lekko i potrząsnęła nerwowo głową. Jej dłonie poczęły drżeć. - A więc tak. Przeczuwałam, że coś takiego wyjdzie na jaw. Byłaś dziwnie mało w bibliotece przez ostatnie parę dni - westchnęła zrezygnowana Lichtinstéin. - Aż pani Pince zaczęła mówić, że się dziwnie pusto zrobiło.

- To nie tak! - jęknęła Lilou, czując się jakby duchowo naga, odarta z wszelkiej prywatnkści własnych uczuć. - Poza tym teraz jestem w bibliotece!

- Teraz tak, ale wcześniej siedziałaś albo w jakichś starych zakamarkach, albo w kuchni ze skrzatami...

- Zawsze lubiłam odwiedzać skrzaty - wtrąciła Amari.

- Tak, ale nie siedziałaś u nich aż tyle! I zwykle robiłaś coś z nimi, a nie sama niby spiskowiec w kącie... - stwierdziła Rictrudis.

- To bardziej skomplikowane niż sądzisz - powiedziała, westchnąwszy, Lilou. - I nie chcę teraz z tobą o tym rozmawiać. W każdym razie powiedz Harry'emu, czy tam Ronowi, że Harry będzie musiał sam sobie znaleźć partnerkę. Przepraszam...

Wstała i umknęła między regały, zanim Lichtinstéin zdążyła ją zatrzymać. Ślizgonka tupnęła nogą.

- Na Salazara! - fuknęła. - Co za niereformowalny dzieciak!

Kręcąc głową, wymaszerowała z biblioteki odprowadzona donośnym krzykiem madame Pince "W BIBLIOTECE MA PANOWAĆ CISZA!!!".

~ * * * ~

Tradycja Nietoperzy Świątecznych | Christmas Short StoryWhere stories live. Discover now