II

28 5 0
                                    


~ * * * ~

Czasami naprawdę zdawało się, że Lilou przeczytała wszystkie książki w bibliotece Hogwartu. Jednakże z pewnością - nawet jeśli była to prawda - nie zmieniało to faktu, że owa stolica wiedzy stanowiła jedno z dwóch jedynych pewnych miejsc, gdzie tę dziewczynę można było znaleźć. Oczywiście, jeśli odkryto, że nie ma jej przy Cho Chang. Jeśli ta ostatnia znajdowała się poza biblioteką.

Nie wiadomo, czemu Justice z Ravenclawu tak upodobała sobie starszą koleżankę, że potrafiła chodzić za nią krok w krok. Wykazywała się niezwykłą dziecinnością (złośliwcy twierdzili, że jest "niedorozwinięta" i zaraz dodawali, że to pewnie ze względu na mugolskie pochodzenie jej matki), także określenie Erniego, że trzymała się spódnicy Cho, miało całkiem spory sens. Jednakże każdy zdawał sobie sprawę, że jeśli się czegoś podejmie, podejdzie do tego z powagą i pokaże swą niezwykle logiczną i inteligentną stronę osobowości, która upodabniała ją do założycielki jej domu.

Dlatego Aurea szperała między wszelkimi regałami. Przeszukiwanie każdego zakątka obszernej biblioteki było pracą syzyfową, jednakże Puchonka niechętnie musiała przyjąć do świadomości, że jej kuzynka nie zajmowała swojego zwykłego miejsca w sali od eliksirów i podjąć się mozolnego tropienia drobnej Krukonki o brunatnych lokach.

Na całe szczęście już po półgodzinie jej harowówka się skończyła. Kiedy zobaczyła w najbardziej zakurzonym kącie wielką rozwartą księgę z małymi, różowamy z wysiłku paluszkami na dwóch końcach okładek, natychmiast podeszła w tamtą stronę. Bezceremonialnie chwyciła za środek bibliotecznego starocia i odsłoniła przed światem wielkie oczy przypominające czekoladę ze starbucksa za zaparowaną szybą owej kafejki. Blade powieki parokrotnie przykryły i zaraz znów odkryły dwie brązowe krople, jak przechodnie przerywający obserwację witryn kawiarni. Aurea pociągnęla mocniej. Ukazała się drobniutka, chuda twarzyczka koloru papieru, okolona strzępami orzechowych, słabych jak łamliwe gałązki, włosów. Po chwili można było już dostrzec całą postać piętnastolatki. Mimo wydatnych kształtów, jej twarz mogła bez trudu omylić swymi niewyrobionymi rysami. Nawet odznaka prefekta na piersi nie zmieniała wrażenia, że ma się doczynienia z dzieckiem. Kiedy zaś przemówiła, przyciągając swym hipnotyzującym wzrokiem uwagę rozmówcy na jej twarz, ta ostatnia w połączeniu z głosem powodowała, że nikt, kto jej nie znał za dobrze, nie mógł pamiętać o jej wieku. Nawet jej rodzina traktowała ją jak dziewczynkę o trzy, cztery lub nawet o pięć lat młodszą.

- Co się stało, Aureo? - spytała Lilou po krótkiej chwili powracania ze świata lektury do świata ludzi.

- Cześć... A musiało coś się stać? Tylko tutaj mogę cię zobaczyć, jak chcę... No wiesz... Pogadać - grała na zwłokę bardzo nie po puchońsku starsza z kuzynek, myśląc intensywnie nad tym, jak przekazać drugiej prośbę o pomoc. Wcześniej jej głównym priorytetem było znalezienie młodszej, ale tego, co miała zrobić, gdy już będą razem, nie przemyślała. Wysilanie teraz swoich szarych komórek było dla niej niezwykle trudne. Zwłaszcza, że zaczynało ją ogarniać poczucie winy związane ze zrzucaniem na Lilou tak niemiłego obowiązku, jakim była tradycja.

- Nigdy ze mną nie rozmawiasz poza Bożym Narodzeniem i Wielkanocą - stwierdziła Krukonka, jakby mówiąc do sanej siebie. Po przebrzmieniu tych słów zmarszczyła brwi. - Agh! czekaj... Czy dzisiaj jest Boże Narodzenie lub Wielkanoc?

Puchonka wybuchnęła perlistym śmiechem, który potrafił oczarować każdego chłopca w szkole, zwłaszcza jeśli owy młodzian nosił nazwisko "Weasley". Mimo wielu lat obcowania z nią, wielka skłonność Lilou do zapominania dat pozostawała dla Aurei niezwykle zabawna. Młodsza z dziewcząt zwróciła swój wzrok na kuzynkę.

- Z czego się śmiejesz? - spytała zaciekawiona.

- Z niczego, co byś zrozumiała - wyświstała przez chichot Puchonka, po czym z już lżejszym sercem usiadła obok Lilou. Krukonka była zbyt łatwowierna, by odczuć nieprzyjemne konsekwencje zadania. Zbyt podobna do uczniów Hufflepuffu. - W każdym razie - żeby dodać sobie odwagi schwyciła za maleńką dłoń kuzynki - mam do ciebie prośbę.

- Zrobię wszystko, co nie jest niemorlane, jeśli tylko sobie tego zażyczysz - zadeklarowała z dziecięcą szczerością młodsza z dziewcząt.

- To... Miło z twojej strony - stwierdziła Aurea, starając się sklecić jakieś sensowne zdanie streszczające zadanie. - Czy... Czy mogłabyś przygotować dla kogoś jakiś specjalny prezent świąteczny...?

- Jasne! - zaświergotała Lilou. - O kogo chodzi?

- Nie jest to zbyt ważne. Dla nauczyciela. I tak, i... Potrzebny jest prezent oraz deser świąteczny... Deser ten... No... Jak to się... - Puchonka zaczerwieniła się lekko, marszcząc brew, jakby miało to zwiększyć intensywność jej myślenia. - Blamanż! - przypomniała sobie po chwili. - Blamanż świąteczny! Umiałabyś to przygotować...?

- Tak - powiedziała wesoło Krukonka. - Robiłam w domu z Jean-Chantal. Ale dla kogo to? Dla profesora Flitwicka?

- Nie, nie dla profesora Flitwicka... - Aurea odetchnęła głęboko. - Naprawdę... Nie musisz wiedzieć, dla kogo to. Dowiesz się później.

- No... Dobrze - wymruczała Lilou, lekko się wykrzywiając usta w zamyśleniu. - Ale gdybym wiedziała, to łatwiej byłoby mi dostosować deser do gustu obdarowywanego.

Aurea przewróciła oczami.

- Dobrze, ale jak ci powiem, to jestem zwolniona z jakiegokolwiek pomagania ci, zgoda? - Lilou powoli kiwnęła głową. - To Nietoperz z Lochów... - Amari zmarszczyła ciemne brwi. - No, profesor Snape! - pisnęła Puchonka, po czym uciekła, zostawiając swoją kuzynkę z lekka oszołomioną.

~ * * * ~

Tradycja Nietoperzy Świątecznych | Christmas Short StoryWhere stories live. Discover now