Rozdział 6

997 38 5
                                    

— Marcooo — wydarłam się nienaturalnie, kiedy chłopak wszedł do pomieszczenia — Właśnie kończymy. — odchrzaknęłam — A ty? Co tu robisz? Nie masz treningu z resztą? — zapytałam, starając się jakoś wybrnąć z sytuacji.
Chłopak założył ręce na piersi i przeskakiwał wzrokiem między mną a Neymarem, który w między czasie podszedł do sztangi i zaczął zdejmować z niej ciężarki. W końcu przeniósł całkowicie wzrok na mnie i odpowiedział:

— Właśnie skończyliśmy, trener prosił, żebym sprawdził jak wam idzie, ale chyba dobrze sobie radzicie — mruknął, a następnie jego ustach pojawił się dziwny uśmiech.
Nie wiedziałam co to zwiastuje i chyba naprawdę nie chciałam wiedzieć. Kiwnęłam głową na słowa chłopaka, a następnie chwyciłam swoją torbę.

— Będę się zbierać. Muszę załatwić jeszcze kilka rzeczy — machnęłam ręką, ruszając w stronę wyjścia.
Nachylilam się nad Marco, którego cmoknęłam w policzek.

— To cześć. — powiedziałam, nawet nie zerkając w kierunku brazylijczyka i wyszłam z pomieszczenia.
Ruszyłam szybkim krokiem w kierunku swojego gabinetu. Mój boże. Czy gdyby Marco nie wszedł to właśnie ja i on.. Nie! Stop. Koniec myślenia o tym. To nawet nie powinno się wydarzyć. Była to chwila bezmyślności, która się nie powtórzy.
Odetchnęłam cicho, kiedy weszłam do swojego gabinetu. Odłożyłam torbę na krzesło, a następnie podeszłam do okna. Wyjrzałam za nie i zauważyłam puste boisko. Czyli faktycznie już skończyli trening. Westchnęłam cicho, a następnie zajęłam miejsce przy biurku. Mój spokój nie trwał długo. Już po kilku minutach usłyszałam pukanie do drzwi.

— Proszę. — mruknęłam, odwracając wzrok od ekranu komputera.
Ku mojemu zdziwieniu przez drzwi wszedł sam Leo Messi. Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, a następnie zamknął za sobą drzwi.

— Dzień dobry.. znaczy cześć — poprawił się na co się uśmiechnęłam — Mam sprawę. Na treningu graliśmy mecz z chłopakami. Zostałem sfaulowany i trener nalegał żebym przyszedł do ciebie, to pewnie ze względu na najbliższy mecz. Jest ważny i.. cóż po prostu. Mogłabyś na to spojrzeć? — zapytał dalej stojąc przy drzwiach.

— Jasne. Od tego jestem — odpowiedziałam wstając od biurka. — Chodź i pokaż co się stało. — mruknęłam, podchodząc do kozetki.

— Cóż. Tak jak mówiłem, to raczej nic poważnego. — ułożył się na łóżku, a następnie wyciągnął lewą nogę. Wtedy zauważyłam napuchniętą kostkę, przez co się skrzywiłam. Westchnęłam cicho, a następnie chwyciłam maść z szafki.

— Nie jest to "nic takiego", ale nie jest źle. — wzięłam trochę maści na dłonie, a następnie rozprowadziłam po jego kostce — Dam ci próbkę tej maści. Starczy idealnie na ten tydzień. Smaruj codziennie rano i wieczorem. Zostaw na kilka minut, aż się wchłonie. A i oszczędzaj się na jutrzejszym i pojutrzejszym treningu, jasne? — zapytałam podchodząc do szafki.

— Jasne — kiwnął głową, a następnie przyjął ode mnie maść w małym pojemniczku. — Mega dzięki. — uśmiechnął się, schodząc z kozetki co odwzajemniłam. Ruszył w stronę wyjścia jednak kiedy miał już wychodzić, odezwał się — Naprawdę widać, że lubisz to co robisz i potrafisz. — uśmiechnął się lekko — Powodzenia na treningach z Neyem — zaśmiał się cicho, otwierając drzwi — Czasami jest upierdliwy. Narazie — zniknął za drzwiami.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym pokręciłam głową z rezygnacją. Westchnęłam cicho i zerknęłam na zegarek. Ku mojemu zdziwieniu właśnie skończyłam godziny pracy. Ten dzień minął naprawdę bardzo szybko. Chwyciłam swoje rzeczy po czym wyszłam z biura, a następnie z siedziby klubu.

***

— Cześć, Lindy. Co tam u ciebie? Ostatnio nie widuje cię w pracy — zapytałam dziewczyne, kierując pytanie do urządzenia przy moim uchu. Poprawiłam się na swojej kanapie i czekałam na jej odpowiedź.

addictive desire || neymar jrWhere stories live. Discover now