Leo stojący przede mną był wyższy ode mnie co najmniej o dziesięć centymetrów i wysportowany, jakby trzy czwarte życia spędzał na siłowni. Jego przydługie niegdyś włosy teraz ścięte były w jedną z tych modnych fryzur, a grzywkę przecinało pojedyncze pasmo blond włosów. Nie skłamałbym, mówiąc że widząc go, moja samoocena gwałtownie obiła się o betonowy chodnik, na którym staliśmy. W jeden moment stałem się tym brzydszym bratem, którego szanowano tylko ze względu na tę ładniejszą, bliźniaczą wersję.

– Kopę lat, co? - poklepał mnie po plecach, drugą dłonią roztrzepując grzywkę, którą układałem cały ranek.

– Zdaje się, że trochę minęło. - przyznałem, nadal onieśmielony jego wyglądem.

– Poznajcie Dani, moją dziewczynę.

Wiecie, jak zwykle jest w świecie ładnych ludzi? Przystojny chłopak ma piękną dziewczynę, z tego związku rodzą się jeszcze ładniejsze dzieci, wszyscy są szczęśliwi, razem z psem, którego sierść jest tak błyszcząca, że oślepia was, gdy próbujecie się mu przyjrzeć. Tak też było w tym przypadku. Danielle Scott, rodowita Szkotka o typowo celtyckiej urodzie, o której wspominał mi w ostatniej rozmowie telefonicznej, była prawdopodobnie jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie widziałem w całym swoim życiu, a uwierzcie - widziałem ich wiele. Uśmiechała się przyjaźnie, marszcząc skąpany w deszczu drobnych piegów nos. Jej jasna cera silnie kontrasowała z błękitnymi jak niebo oczami, zwieńczonymi ciemnymi, gęstymi rzęsami. Przy Leo wydawała się jeszcze drobniejsza, niż była w rzeczywistości. Pukle długich rudych włosów spływały kaskadami na jej ramiona, dodając jej urody nastoletniej dziewczynki, mimo że była od nas o dwa lata starsza. Wiedziałem o niej tylko tyle, że poznała Leo na studiach i rzeczywiście umiała grać na dudach, ale wydawała mi się naprawdę sympatyczna.

Prawdopodobnie wpatrywałem się w nią zbyt długo, bo Leo odchrząknął głośno, wysuwając dłoń w kierunku równie przejętego Casha:

– Kolega Brytol, jak mniemam? Leonardo, ale mów mi Leo.

– Buongiorno, makaroniarzu. - odparł blondyn, nieco zbyt złośliwie nawet jak na samego siebie. – Matthew, ale mów mi Matty.

– Ach, ci wyspiarze! - Fiorucci teatralnie wywrócił oczyma, zupełnie ignorując kuksańca, którego Danielle wymierzyła mu w żebra. – Macie może ochotę coś zjeść? Zgłodniałem!

Zaśmiałem się głośno, biorąc w dłoń walizkę Dani. Cieszyłem się, że chociaż jedno się nie zmieniło - Leo zawsze był głodny.



*


Tego dnia czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka, choć Leo zarzekł się, że nie zdradzi mi jej, dopóki nie będziemy w komplecie. Nie byłem zadowolony z faktu, że postanowił zaprosić naszych dawnych znajomych, nie mówiąc, o kogo konkretnie chodzi. W duchu modliłem się, żeby nie był to Roberto Salvatore, z którym miałem na bakier niemal przez całą podstawówkę, ani Marco Salla, który pewnego razu zamknął mnie w szafce na kije bejsbolowe.

Przegryzając gumowate frytki w jednej z fast foodowych sieciówek na rzymskim Fiumicino, lotnisku oddalonym od centrum o jakieś trzydzieści kilometrów, obserwowałem raz po raz lądujące na torach samoloty. Nie miałem pojęcia, na kogo czekaliśmy, ale liczyłem, że któraś z kołujących na głównej płycie maszyn mi to podpowie.

Choć zaparkowanie minivana pożyczonego od wuja w moim wykonaniu graniczyło z cudem, udało mi się wcisnąć nim pomiędzy dwa luksusowe mercedesy i nie zarysować żadnego z nich. Przy nim mój CLA, na którego wielkość zdarzało mi się narzekać, był tylko śmieszną puszką na kółkach. Choć Matty i Leo zgodnie zapewniali, że w razie potrzeby gotowi są zastąpić mnie w naszej prawie ośmiogodzinnej trasie, miałem nadzieję, że sam podołam temu wyzwaniu. Mimo że nigdy nie kierowałem dalej niż do Perugii, gdzie mama miała przyjaciółkę, po tym, jak zapakowałem wszystkie nasze walizki do bagażnika, czułem się odpowiedzialny za tę podróż i modliłem się, by wytrzymać za kierownicą jak najdłużej. Nie zrozumcie mnie źle, ale wiedziałem, jakim kierowcą był Cash i nie wgłębiając się w szczegóły, wolałem nie powierzać mu pożyczonego auta. Nasza bombonierka, jak złośliwie nazwał Renault Trafica Matty, była wypożyczona z kaucją równą mojej godności, zatem nie chciałem oddawać jej w cudze ręce.

– Nicola, cukiereczku. - z zamyślenia wyrwała mnie frytka, którą właśnie wkładał mi do nosa Leo. – Chyba nam odleciałeś.

– Zamyśliłem się. - przyznałem, odklejając wzrok od płyty lotniska. – Długo jeszcze?

– Krócej, niż sądzisz. - odparł, tajemniczo poruszając brwiami. – Właśnie mówiliśmy o tym, jak zafarbowałem ci włosy na różowo.

– To prawda. Był z ciebie kawał chuja, Fiorucci.

– Ale byłem twoim przyjacielem.

– Nadal nim jesteś. - zapewniłem, uśmiechając się szeroko.

– Z wzajemnością, słodziutki. A teraz możesz się już odwrócić, bo przyszły nasze zguby.

Pierwszym, co zobaczyłem, była ogromna, różowa walizka, tocząca się po podłodze. Tuż za nią biegła Gabrielle, trzymając w dłoni równie wielką poduszkę. Zatrzymała się dopiero w moich ramionach, niemal odcinając mi nią dopływ powietrza.

– Boże, Nico! - pisnęła wprost do mojego ucha, gdy stawiałem ją na ziemi. – Nic się nie zmieniłeś! - zastanawiałem się, ile razy tego dnia usłyszę jeszcze to zdanie. – Te tatuaże! - zachwycona przesunęła dłonią po moim ramieniu.

– Ciebie też miło widzieć, Gabi. - zaśmiałem się, gdy objęła mnie raz jeszcze, z całej siły przyciągając do swojego wątłego ciała.

Byłem tak zafascynowany spotkaniem z moją najlepszą przyjaciółką z dawnych lat, że niemal nie zauważyłem stojącej za nią dziewczyny. Gdy tkwiąc w uścisku Gabi otworzyłem oczy, wiedziałem, że gdzieś się już spotkaliśmy. W pierwszym momencie nie byłem pewien gdzie, lecz gdy tylko uniosła brew, wiedziałem, skąd znam tę pretensjonalną minę.

– Aspen. - szepnąłem zaskoczony.

Musiałem wyglądać komicznie z Gabi uwieszoną na szyi i wytrzeszczonymi oczyma. Gdyby ktoś uwiecznił mnie wówczas na zdjęciu, zaprzeczyłbym wszystkiemu. Cała ta sytuacja wydawała mi się tak nieprawdopodobna, że nie wierzyłem temu, co się widziałem - najpierw Leo, później Gabrielle, a teraz... ona.

Tuż przede mną stała Aspen Russo, moja licealna miłość i dziewczyna, która dała mi kosza, jakiego świat nie widział.

____
Leo to zdecydowanie moja ulubiona postać!:)

Wiele razy poprawiałam ten rozdział i chyba wreszcie jestem zadowolona z tego, jak wygląda. Mam nadzieję, że Wam również się podoba:)

Aspen wyobrażam sobie jako przepiękną Elsę Hosk, bo jestem zakochana w jej delikatnej urodzie❤️

Aspen wyobrażam sobie jako przepiękną Elsę Hosk, bo jestem zakochana w jej delikatnej urodzie❤️

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.


No i co, mała zapowiedź, a my widzimy się po nowym roku :D

Aspen | zalewskiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora