Rozdział IX

223 16 8
                                    

Wróciliście do domu. (Pamiętasz, jak ciepło było ci w objęciach Williama, gdy koła dorożki stukały nierytmicznie o bruk w drodze powrotnej do jego posiadłości).

William zabrał ze sobą swoich braci do gabinetu, by omówić sprawę związaną z tobą. (Nadal czułaś rumieńce, gdy Moran zagwizdał, dostrzegłszy pierścień na twoim palcu. Wszyscy wam gratulowali, ale nie wyglądali na zaskoczonych.).

James wręczył ci jakieś kosmetyki, które kupił na mieście. (Pachniały bosko).

Poszłaś spać.

Śniadanie, obiad, kolacja.

Całe dni spędziłaś u boku Williama. Nie wróciliście nawet z powrotem na uczelnię, chociaż William nadal obiecywał, że w przyszłości znowu się tam pojawicie.

...

Nie mogło minąć aż tak sporo czasu, prawda?

Twoją książkę, "Owoc nieskończoności", w którą tak bardzo się wciągnęłaś, odłożyłaś ostatni raz na półkę w akademiku... jak dawno? Kiedy ostatnio w ogóle miałaś głowę do tego by jeszcze raz chwycić się fikcyjnego świata i oderwać od tego obecnego? Zbyt dużo rzeczy zajmowało twoją głowę by się odprężyć.

Pierwszą był twój ślub.

...

Huh.

Kiedy zdążyłaś się na to zgodzić? Kiedy twoi rodzice zdążyli się na to zgodzić? Kiedy Louis zdążył się na to zgodzić? Ostatnie dwie strony wydawałyby się walczyć ze światem, gdybyś na początku waszej znajomości mówiła coś o związku z Williamem, tylko by nie doprowadzić do waszego ślubu.

Kiedy ich postanowienie zmiękło?

Nie zamierzałaś im tego wypominać. Wiedziałaś, że wszystko co dotąd cię spotkało było tylko łutem szczęścia, na który przypadkowo trafiłaś. Gdybyś tylko wybrała innego profesora, inny kierunek na studiach—cóż, na pewno nic się nie stało przez twoje nieistniejące umiejętności do romansu.

(Chociaż Moran zaproponował, że może nauczyć cię co nieco, jeżeli chciałabyś nadać charakteru swojej osobowości).

(William zaprotestował).

Nie wiedziałaś jeszcze jak twoje życie odtąd będzie się toczyło. William miał zamiar całkowicie oddzielić cię od swoich planów dotyczących londyńskiej arystokracji. Miałaś pozostać w ciemności, ale- czy to było możliwe?

— Will po prostu o ciebie się martwi — powiedział James, klepiąc cię po ramieniu. Z uwagą wysłuchał twoich zmartwień, które ostatnio próbowałaś trzymać w sobie; teraz, gdy wiedziałaś jak duża odpowiedzialność spoczywa na barkach wszystkich domowników, nie chciałaś zawracać im głowy swoimi problemami. Zbyt szybkie butelkowanie swoich uczuć łamało cię od środka, a James zabrał cię do ogrodów, gdy tylko zauważył pierwszy nieszczery uśmiech. (To będziesz musiała jeszcze poćwiczyć). — Świat, w którym on się obraca, jest naprawdę brutalny. A ty, moja droga, jesteś bardzo krucha.

— Nie chcę być aż tak krucha — spuściłaś głowę z lekkim nadąsaniem.

— Aj, aj, dziecino! — James znowu pogładził cię po głowie. Zauważyłaś, że miał w zwyczaju poprawiać ci fryzurę, ale nie mogłaś ostatnio pozbyć się wrażenia, że to nieco zbyt dziecinny gest. — Zajmę się tobą osobiście, dobrze? Dajmy jeszcze Williamowi nacieszyć się tą różaną, przeuroczą tobą podczas ślubu. A później zrobimy z ciebie niezłe ziółko, które będzie walczyło o siebie i wiedziała, że ludzie tacy jak Moran są naprawdę niskiego pokroju!

Białe Róże ~ William James Moriarty x ReaderWhere stories live. Discover now