Rozdział III

282 24 26
                                    

August Hearst był naprawdę uroczym człowiekiem.

Doszłaś do tego wniosku w ciągu następnych kilku dni, przez to, że każdych wspólnych zajęciach przysiadał się do ciebie (po porównaniu rozkładu lekcji, z radością zauważyliście, że większość godzin lekcyjnych mieliście łączone, wspólne), witał się ciepłym słowem i jeszcze gorętszym uśmiechem, a podczas obiadu nigdy nie omieszkał zajmować tego samego stołu co ty.

Wizja o zakazanej miłości z Williamem coraz bardziej odchodziła w stronę marzenia, gdy z każdą minutą towarzystwa Augusta uświadamiałaś sobie, że była ona... książkowa, fikcyjna i poza twoim zasięgiem.

Jeżeli czegokolwiek nauczyłaś się ze swoich romansów, to tego że czasem trzeba się wycofać w imię lepszego zakończenia.

Uśmiechnęłaś się nieprzekonująco do siebie.

— [Imię] — twoją uwagę odwrócił August, który pochował już książki z zajęć i był gotowy do wyjścia. Wkładał sobie w usta przeprosiny i gryzł żałobne słowa, gdy poinformował cię, że dzisiaj nie będzie mógł odprowadzić cię do akademika. — Naprawdę cię za to przepraszam, [Imię], ale obiecałem komuś...

— Nie ma sprawy, Auguście — przerwałaś mu serdecznym głosem i sama zabrałaś ostatnie rzeczy z ławki, nim wyszliście za dębowe drzwi hali literackiej, gdzie przez ostatnie półtorej godziny trzydziestu uczniów grupowo przeżywało katorgę interpretacji dzieł antycznych. Ścisnęłaś podręczniki bardziej pod rękę. — Sama zamierzałam się dzisiaj wyprosić, chciałabym zajrzeć po nową książkę...

Twój towarzysz uśmiechnął się nieśmiało, a widoczna ulga rozjaśniła mu twarz. — Ściągasz ciężar z mojego serca, [Imię], tymi słowami.

W ciągu kilku minut, pożegnania zostały wymienione, August Hearst zniknął ze swoimi znajomymi z lini wzroku, a ty stąpałaś przez szeroki, pusty korytarz, którego marmurowe ozdoby na ścianach oświetlało światło zachodzącego słońca i część świec, które już została zapalona.

Nie był to rzadki widok—po wieczornych zajęciach trudno byłoby znaleźć studentów, którzy nadal pchaliby się do książek po kilkunastu godzinach ciężkiej nauki.

Ty też nie szłaś dla książek, a przynajmniej nie dla nich samych; szłaś dla historii, która nawiedzała twoje myśli od wydania ostatniego tomu jednego z cliché'owych romansów, do którego nie przyznałabyś się nawet swojemu ulubionemu studentowi, panu Hearst'u, który jeszcze nie odkrył jak bardzo kochasz romanse. Te fikcyjne przynajmniej.

Zamierzałaś zachować milczenie wobec tego, tak długo jak się dało. Nie chciałabyś narzucać na Augusta wymysłu, że masz jakieś nadludzkie oczekiwania—chociaż, może miałaś?—gdyby jednak okazał się tobą zainteresowany w bardziej bliższy sposób...

...

...Czy on był tobą zainteresowany?

...

Biblioteka, jak oczekiwałaś, była pusta.

Ciche westchnięcie i ulga jakiej ledwo doświadczałaś po dołączeniu do uniwersytetu, ogarnęła cię z niespotykaną mocą. Przed tobą stały całe regały książek, które tylko czekały, aż ktoś zostanie oczarowany skórzaną okładką i pięknie wygrawerowanymi tytułami, i pozwoli się wciągnąć w nowy świat.

Pozwoliłaś się sobie nie spieszyć z wyborem książki; leniwie przechodziłaś między regałami, oczy latały od tytułu do tytułu, czasem ręce kartkowały wybrane książki i łapały urywki dialogów.

W końcu znalazłaś ten tom, swoją obecnie ulubioną powieść romantyczną, której wyjątkowości nie zrozumiałby nawet twój ulubiony pan Hearst.

Ta książka znajdowała się złośliwie za wysoko.

Białe Róże ~ William James Moriarty x ReaderWhere stories live. Discover now