Rozdział VIII

250 24 27
                                    

"Normalne" zajęcia dłużyły ci się niemiłosiernie. W dodatku miałaś dziwne uczucie bycia obserwowaną. Zdawało ci się, że słyszałaś odgłosy z pobliskiej szafy... "Muszę być naprawdę zmęczona..." — przemknęło ci przez myśl. Brak obecności Augusta na zajęciach również cię nieco zaskoczył. Jednak po ostatniej konfrontacji z Williamem, jego nieobecność mogła być lepszym wyborem.

Westchnęłaś, wyglądając za okno. Pogoda tego dnia nie rozpieszczała, a ciągłe deszcze wprawiały cię w nieco nostalgiczny nastrój. Pomyśleć tylko, że jeszcze niedawno byłaś zwykłą studentką z nieco zbyt wybujałą wyobraźnią i obsesją na punkcie romansów...

A teraz? To pierwsze może i się nie zmieniło, jednak miałaś wrażenie jakbyś stała się główną bohaterką noweli, które tak uwielbiałaś. Będąc zwyczajną mieszczanką, zdobyłaś uwagę swojego przystojnego profesora-arystokraty, a także swojego rówieśnika... To zdawało się być zbyt... Nierealistyczne. A przynajmniej dla ciebie.

Twoja relacja z Williamem była... Właśnie, jaka ona była? Żadne z was nigdy nie wypowiedziało "kocham cię", ani nie zaproponowało relacji, jednak wasze interakcje...

Zarumieniłaś się na wspomnienie sceny sprzed godziny. Wasze czyny wskazywały na bliską relację, jednak w głębi serca czułaś obawę. Co jeżeli wasze niewypowiedziane uczucie nie przetrwa? Jeżeli zostaniesz sama? Czy będziesz w stanie to przetrwać? Czy zniosłabyś taki zawód?

Potrząsnęłaś głową, zwracając swój wzrok na zeszyt. To nie był czas na takie myśli, jednak mimo wszystko twoje dłonie kurczowo zacisnęły się na materiale spódnicy. Wzięłaś głęboki wdech i spróbowałaś skupić się na reszcie wykładu.

"William jest naprawdę niesamowity" — pomyślałaś obserwując go. Nie dość, że wykładał matematykę na uniwersytecie to jeszcze pomógł Mary i tobie. Wasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę, a ty odruchowo spojrzałaś na swój zeszyt, nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi. William zauważając to uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na zegarek.

— Zbliża się już koniec naszych zajęć, więc na tym zakończymy dzisiaj! Dziękuję wszystkim za uwagę i proszę pamiętać o zbliżającym się kolokwium! — oznajmił, kiedy studenci zaczęli pakować swoje rzeczy do toreb. Zwróciłaś się w stronę wyjścia jako jedna z ostatnich osób.

— Panno [Imię] — usłyszałaś za sobą. Odwróciłaś się, patrząc ciepło na Williama. — Chciałbym dziś porozmawiać z tobą o czymś bardzo dla mnie ważnym.

***

Upewniwszy się, że korytarze są na puste, William otworzył drzwi i zaczął iść w stronę wyjścia.

Nie udało ci się dowiedzieć, gdzie cię prowadził. Każde twoje pytanie zbywał z gracją polityka, ale w zamian za brak odpowiedzi, składał pocałunek na przegubach twoich palców. Nie wyrwałaś mu się z uścisku, ani go nawet nie skomentowałaś, nawet gdy wsiedliście do dorożki, a jego ręka nadal była zaciśnięta na twojej.

— Nie jest pani zimno? — zapytał, patrząc na zachmurzone niebo. Rozpadało się po tym jak wsiedliście do powozu. Koła turkotały o kamienie jeszcze szybciej; najwyraźniej wasz woźnica nie miał nad sobą zadaszenia i chciał się skryć w jakiejś gospodzie najszybciej jak się dało; nie mógł jednak zignorować mienia arystokraty ani jego pieniędzy.

Pokręciłaś głową na pytanie Williama. Było ci ciepło.

Wasz pojazd zatrzymał się dopiero czterdzieści minut później, pod starym kościołem. Był wysoki, zbudowany z ciężkiego kamienia. Przy zachmurzonym niebie dawał ci przytłaczającą atmosferę, ale piękne zabudowania i wykańczane startym złotem zdobienia utwierdzały cię w przekonaniu, że kiedyś to była majestatyczna i piękna budowla. Nadal miała swój urok i uroczystość w wyglądzie, ale nie potrafiłaś wyobrazić sobie szlachty, która fatygowałaby się tu przez zarośla.

Białe Róże ~ William James Moriarty x ReaderWhere stories live. Discover now