Rozdział IV

252 21 15
                                    

Nie byłaś pewna jak to zrobił, ale wszystko poszło po jego myśli.

Nadal nie rozumiałaś jak dyrekcja dopuściła do twojej „przeprowadzki". Naprawdę przełożyli twoje bezpieczeństwo nad zasady moralne, których tak bardzo pilnowali?

Zacięłaś dłonie na swej spódnicy. To wszystko wydawało ci się nienormalne. Dziwne. Jeszcze chwilę temu siedziałaś w gabinecie swojego profesora, a teraz stałaś pod drzwiami jego rezydencji. Twoje serce biło niezwykle szybko. Nie wiedziałaś czy spowodowane to było strachem o Mary, a może tym, że będziesz mieszkać z samym Williamem Moriartym? Twój stan najprawdopodobniej był wynikiem dwóch tych rzeczy.

Wzięłaś głęboki oddech, jednak to wcale cię nie uspokoiło.

Drzwi przed wami otworzyły się, nim William zdążył dosięgnąć do klamki. W nich pojawił się mężczyzna przypominający twojego profesora. Ten sam kolor włosów. Szkarłatne oczy. Twój wzrok wędrował między William a jego podobizną.

— To mój młodszy brat, Louis — przedstawił go William, rozbawiony twoją dezorientacją.

— Miło mi panią poznać — skłonił się lekko.

— Mi pana również... — wydukałaś, dygając.

— Pani pozwoli — ostrożnie przejął twój bagaż uśmiechając się. Wyjąkałaś ciche "dziękuję", a on przejął torby bez większego trudy i zniknął w korytarzu. Ruszyłaś za Williamem, który postanowił cię oprowadzić.

Ciężko było ci słuchać głosu profesora. Chciałaś podziwiać bogate wnętrze rezydencji, ale to było trudne z przeszywającym bólem głowy. Nie potrafiłaś się skupić.

— Wszystko w porządku, panno [Nazwisko]...? Wygląda pani dość blado... — William spojrzał na ciebie z troską.

— Tak, wszystko jest... — chciałaś skłamać, ale zachwiałaś się na nogach. Ledwo utrzymałaś równowagę, opierając się ręką o ścianę.

— Proszę usiąść — pomógł ci dojść do fotela. Louis, który doskonale wiedział wszystko co się dzieje w jego domu, zdążył przynieść lekko wilgotny ręcznik oraz tabliczkę czekolady.

— Proszę zjeść kawałek czekolady, pomoże się to pani uspokoić — Wiliam rzekł uspokajająco, Przytaknęłaś, wykonując polecenie. Wciąż wyglądałaś blado, co niepokoiło młodego profesora. Nie spodziewał się, że sytuacja Mary, jak i pomysł przeprowadzki mogą ci przynieść tyle stresu. Jego wyraz twarzy zmiękł, kiedy odgarnął włosy z twojego czoła

— Już wszystko w porządku, [Imię]. Zajmę się wszystkim.

Gdybyś nie zasnęła, wiedziałabyś, że pewien ktoś złożył ci możliwie najdelikatniejszy pocałunek na szczycie twojej głowy.

***

— Nim przejdziemy do śniadania, brat William chciałby, żebym oprowadził panią po posiadłości — oznajmił Louis, witając cię z tacą świeżej herbaty w ręce. Zastanawiałaś się czy nie jesteś traktowana tu zbyt dobrze. Louis uśmiechnął się życzliwie. — Nie ma powodów do obaw. Będzie to krótka wycieczka.

— Dobrze... — przytaknęłaś i, po stwierdzeniu, że herbata nie jest bardzo gorąca, upiłaś jej łyk. Przyjemne ciepło przytuliło cię od środka. — To pyszna herbata...

Louis ponownie się uśmiechnął.

...Chociaż nadal uważał, że nikt nie był godny tak wielkiego zainteresowania ze strony swojego brata.

***

— To biblioteka — drzwi zaskrzypiały, a twoim oczom ukazał się kolejny cud świata. Ta biblioteka była o wiele mniejsza od tej, która mieściła się przy uniwersytecie, ale wydawała się o wiele lepiej uporządkowana i zachowana. Musiałaś zagryźć policzek by nie rzucić się między regały. — Panno [Imię], słyszałem, że lubi pani książki.

Białe Róże ~ William James Moriarty x Readerजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें