Chyba nigdy nie bałem się jak wtedy gdy usłyszałem krzyki Merlina, a po wejściu do jego domu ujrzałem go ze łzami w oczach nad starcem. Nie rozumiałem tego i miałem to gdzieś. Nawet gdy zasnal widziałem, że nadal cierpi i nie podobało mi się to. Nie miałem serca go budzić, więc po cichu wyłączyłem telewizor i wstałem.
- Znam twojego ojca i szczerze mi zaimponowałes tym, że zostałeś. - powiedział nie wiadomo skąd pojawiający się Gaius.
- Zna pan mojego ojca? - przytaknal głową podchodząc bliżej mnie.
- Dziękuję za pomoc i przepraszam , że w gole musiałeś jej nam udzielać. - powiedział z wyraźnym smutkiem.
- Nie ma za co. Każdy by tak zrobił. - westchnął spoglądając na bruneta.
- Merlin tak dużo przeszedł, a wciąż udaje, że jest w porządku. Jest taki młody, a i tak mi pomaga i pracuje. - rowniez spojrzałem na chłopaka.
- Jeśli mogę spytać... - zacząłem nie smialo. - Co z jego rodzicami? - starzec wrócił wzrokiem do mnie.
- Jego matka wyjechała za pracą. Właściciel wyrzucił ich ze starego mieszkania, a mają tylko mnie. Jeśli chodzi o ojca odszedł od nich nie wiedząc, że matka Merlina jest w ciazy. Chłopak go znalazł, ale okazało się, że umiera na raka. - zatkało mnie. Spodziewalbym się wiele, ale nie takiej historii.
- Przykro mi. - powiedziałem ledwo słyszalnie. Mężczyzna kiwnął głowa.
- Staram się nim zająć najlepiej jak umiem, ale co może zrobić taki ktoś jak ja.
- Proszę tak o sobie nie mówić. - machnął dłonią.
- Merlin jest naprawdę odważnym chłopakiem. Bardziej dba o czyjeś zdrowie i szczęście niż o swoje. - głośno westchnął - Nie zatrzymuje cię już. Proszę tylko byś mu nie mówił o tej rozmowie. - wymusiłem uśmiech.
- Jasne. - podeszłem do drzwi. - Może mógłbym jednak zostać na noc? - spytałem niepewnie. - Nie chce nadwyrężać gościnności, ale martwię się, że coś może sie jeszcze stać. - uśmiechnął się slabo.
- Jesteś naprawdę dobry, Arthurze. - wzruszyłem ramionami.
- Nie zawsze, ale się staram. - pomachal głowa. - Zostań jeśli to nie problem. - odwrócił się w stronę swojej sypialni.
- Obudzisz go. Niech śpi u siebie, bo ta kanapa ma tyle lat co ja i plecy będą go boleć. - zasmielismy się słabo.
- Oczywiście. Dobranoc. - kiwnął mi głowa i wrócił do siebie. Nie pewnie podeszłem i nachylilem się nad głową Myrddina.
- Merlin. - jęknął - Merlin obudź się. - przecierajac twarz otworzył oczy.
- Arthur? Co ty tu robisz? - usmiechnalem się słabo.
- Za zgoda Gaiusa śpię tutaj. Mowilem. Boje się i chce mieć pewność, że nic wam się nie stanie.
- Obchodzi cię to? - wystarczyły dwie godziny snu, a jego wredny jęzor powrócił.
- Ku twojemu zaskoczoniu możliwe, że tak. - spowaznial. - Chodź. - powoli wstał. W ciszy udaliśmy się do jego pokoju. Mimowolnie się rozejrzałem. Był cztery razy mniejszy od mojego. Ściany były podziurawione, a poza starym łóżkiem i dwoma szafami nic nie tam nie znajdowalo.
- Pościele ci i wroce na kanapę. - powiedzial podnosząc kołdrę.
- Żartujesz? To twoje łozko.
- Ale jesteś moim gościem.
- W takim razie śpimy razem. - wymsknelo mi się zanim pomyślałem. Przyglądał mi się chwilę.
- Dobrze. - zaskoczyło mnie to. - Tylko dlatego, że nie mam siły się kłócić. Po podcieleniu łóżka położył się, a ja niepewnie obok niego. - Dobranoc, Artur. - powiedział przekręcając się plecami do mnie. Zamknąłem oczy, ale i tak nie mogłem zasnąć.
आप पढ़ रहे हैं
MERTHUR - "Sobotnia Kara"
किशोर उपन्यासArthur Pendragon - król szkoły, kapitan szkolnego klubu rugby i najbardziej podążany chłopak wśród dziewcząt. Merlin Myrddin - kujon, łamaga i najbardziej gnębiony uczeń szkoły. Ta dwójka nie dazy się sympatią i ma siebie nawzajem gdzieś. Wszystko s...