3 - ARTHUR

232 12 0
                                    

Chyba nigdy nie bałem się jak wtedy gdy usłyszałem krzyki Merlina, a po wejściu do jego domu ujrzałem go ze łzami w oczach nad starcem. Nie rozumiałem tego i miałem to gdzieś. Nawet gdy zasnal widziałem, że nadal cierpi i nie podobało mi się to. Nie miałem serca go budzić, więc po cichu wyłączyłem telewizor i wstałem.

- Znam twojego ojca i szczerze mi zaimponowałes tym, że zostałeś. - powiedział nie wiadomo skąd pojawiający się Gaius.

- Zna pan mojego ojca? - przytaknal głową podchodząc bliżej mnie.

- Dziękuję za pomoc i przepraszam , że w gole musiałeś jej nam udzielać. - powiedział z wyraźnym smutkiem.

- Nie ma za co. Każdy by tak zrobił. - westchnął spoglądając na bruneta.

- Merlin tak dużo przeszedł, a wciąż udaje, że jest w porządku. Jest taki młody, a i tak mi pomaga i pracuje. - rowniez spojrzałem na chłopaka.

- Jeśli mogę spytać... - zacząłem nie smialo. - Co z jego rodzicami? - starzec wrócił wzrokiem do mnie.

- Jego matka wyjechała za pracą. Właściciel wyrzucił ich ze starego mieszkania, a mają tylko mnie. Jeśli chodzi o ojca odszedł od nich nie wiedząc, że matka Merlina jest w ciazy. Chłopak go znalazł, ale okazało się, że umiera na raka. - zatkało mnie. Spodziewalbym się wiele, ale nie takiej historii.

- Przykro mi. - powiedziałem ledwo słyszalnie. Mężczyzna kiwnął głowa.

- Staram się nim zająć najlepiej jak umiem, ale co może zrobić taki ktoś jak ja.

- Proszę tak o sobie nie mówić. - machnął dłonią.

- Merlin jest naprawdę odważnym chłopakiem. Bardziej dba o czyjeś zdrowie i szczęście niż o swoje. - głośno westchnął - Nie zatrzymuje cię już. Proszę tylko byś mu nie mówił o tej rozmowie. - wymusiłem uśmiech.

- Jasne. - podeszłem do drzwi. - Może mógłbym jednak zostać na noc? - spytałem niepewnie. - Nie chce nadwyrężać gościnności, ale martwię się, że coś może sie jeszcze stać. - uśmiechnął się slabo.

- Jesteś naprawdę dobry, Arthurze. - wzruszyłem ramionami.

- Nie zawsze, ale się staram. - pomachal głowa. - Zostań jeśli to nie problem. - odwrócił się w stronę swojej sypialni.

- Obudzisz go. Niech śpi u siebie, bo ta kanapa ma tyle lat co ja i plecy będą go boleć. - zasmielismy się słabo.

- Oczywiście. Dobranoc. - kiwnął mi głowa i wrócił do siebie. Nie pewnie podeszłem i nachylilem się nad głową Myrddina.

- Merlin. - jęknął - Merlin obudź się. - przecierajac twarz otworzył oczy.

- Arthur? Co ty tu robisz? - usmiechnalem się słabo.

- Za zgoda Gaiusa śpię tutaj. Mowilem. Boje się i chce mieć pewność, że nic wam się nie stanie.

- Obchodzi cię to? - wystarczyły dwie godziny snu, a jego wredny jęzor powrócił.

- Ku twojemu zaskoczoniu możliwe, że tak. - spowaznial. - Chodź. - powoli wstał. W ciszy udaliśmy się do jego pokoju. Mimowolnie się rozejrzałem. Był cztery razy mniejszy od mojego. Ściany były podziurawione, a poza starym łóżkiem i dwoma szafami nic nie tam nie znajdowalo.

- Pościele ci i wroce na kanapę. - powiedzial podnosząc kołdrę.

- Żartujesz? To twoje łozko.

- Ale jesteś moim gościem.

- W takim razie śpimy razem. - wymsknelo mi się zanim pomyślałem. Przyglądał mi się chwilę.

- Dobrze. - zaskoczyło mnie to. - Tylko dlatego, że nie mam siły się kłócić. Po podcieleniu łóżka położył się, a ja niepewnie obok niego. - Dobranoc, Artur. - powiedział przekręcając się plecami do mnie. Zamknąłem oczy, ale i tak nie mogłem zasnąć.

MERTHUR - "Sobotnia Kara"जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें