2 - MERLIN

237 11 2
                                    

Nie wiem jak to się stało, że wylądowałem w samochodzie Arthura Pentragona. Nie lubiłem go. Zawsze jak trafiła mi się okazja żartował sobie ze mnie lub mnie wyśmiewał. Miałem sporo na głowie, a on miał jeszcze czelność wypytywać się co się dzieje. Gdyby nie ten stary rower i zmęczenie za nic nie wszedłbym z nim do samochodu. Całą drogę przyjechaliśmy w ciszy.

- Możesz się tu zatrzymać. - powiedziałem na widok znajomej, starej lampy.

- Tu?! Na tym zadupiu! - oczywiście nie mógł powstrzymać się od komentarza. I ten jego beszczelny uśmiech.

- Tak, bo mieszkam na takim zadupiu. - powiedziałem ostro na co spowaznial.

- Wow. Sorry. - przewróciłem oczami chcąc otworzyć drzwi, ale je zablokował. - Zawiozę cię pod dom. Nie wolno chodzić ciemnymi uliczkami. - ponownie przewróciłem oczami.

- Serio?

- Yhm. - złapał za kierownice i ruszył dalej. Jak powiedział tak zrobił. Zatrzymał się przed moim nie za duzym i nie zaladnym domku jednorodzinnym.

- Dzieki. Pa. - czekałem aż odblokuje drzwi, ale tylko przyglądał się mojemu mieszkaniu. - Arthur? - nigdy nie przykulem czyjejs uwagi wymieniając imienia tej osoby do tamtego dnia.

- Tak... Co?

- Otworzysz? - pokiwał słabo głowa.

- Jasne. - drzwi się odblokowaly, a ja złapal za rączkę otwierając je. - Do kiedyś tam.

- Do kiedyś tam. - opuściłem samochód poprawiając teczkę. Ledwo zamknąłem drzwi, a on już odjechał. Trochę mnie to zdziwilo, ale się tym nie przejmowałem. Weszlem do środka od razu wpadając na czekającego na mnie Gaiusa.

- Merlin. - powiedział poważnie.

- Gaius. - powiedziałem odkładając teczkę i siadając na kanapie.

- Chce wiedzieć kto cię podwiązl tak drogim autem?

- Nie. - położył dłonie na biodrach. Westchnalem. - Ten chłopak, z którym mam kare.

- I ten sam, który cię gnębi.

- Nie gnębi. - zmarszczyl nerwowo czoło - Dlatego nie chciałem ci powiedzieć. - powoli usiadł obok mnie.

- Jesteś głodny? Zrobiłem pieczeń. - dziękowałem mu, że zmienił temat.

- Jasne. - wstal i udał się do kuchni. Chciałem złapać za pilot i włączyć telewizję, ale moją uwagę przykuła rozerwana koperta i kartka. Podniosłem ja czytając treść.

Wezwanie o nieopłacony szynsz...

Tyle mi wystarczyło. Gwaltownie wstałem na równe nogi.

- Co to jest?! - krzyknąłem patrząc na starca.

- Merlin... - posmutniał. - Nie miałeś tego zosbczyc.

- Ale zobaczyłem.

- I tak dużo mi pomagasz. Nie chciałem dodawać ci zmartwień. - pokręciłem głowa.

- Mam zaoszczędzone pieniądze. Zapłacę.

- Nie ma mowy. To oszczędności na prawo jazdy. - powiedział gwałtownie. Rzuciłem kartkę na stół.

- Już nie jestem głodny. - nie pozwalając mu nic powiedzieć udałem się do swojego pokoju od razu kładąc się na łóżko i krzycząc w poduszkę. Mialem prawie osiemnaście lat, a on nadal traktował mnie jak dziecko. Zamieszkałem u niego po wyjeździe matki. Byłem mu wdzięczny. Dlaczego nie rozumiał, że chce mu pomóc. W złym humorze przykryłem się kołdra i zamknąłem oczy. Następnie zasnąłem.

MERTHUR - "Sobotnia Kara"Where stories live. Discover now