1 - ARTHUR

335 18 11
                                    

- Pentragon! Jakieś plany na teraz?! - spytał jeden z chłopaków wieszac mi się na ramieniu. Właśnie skończyliśmy trening. Odsunalem go od siebie czując jak śmierdzi.

- Umówiłem się z Gwen na randkę. - odpowiedziałem szczerze. W tle zabrzmiały gwizdy i oklaski. Pokazałem w stronę zespołu środkowego palca. Zachichotali głośno. Właśnie miałem wejść do szkoły gdy przeszkodził mi w tym Myrddin. Te rychło odbiło się ode mnie upadając na ziemię. - Uważaj jak chodzisz chuderlaku. - powiedziałem patrząc jak wstaje.

- Yhm... Jasne... Przepraszam. - uciekł w podskokach.

- Co z nim nie tak? - spytał Parsifal z obrzydzeniem patrząc na bruneta.

- A ja wiem? - klepnalem go w ramie. - Chodźmy pod prysznic, bo śmierdzisz. - udał uraze.

- Że ja? Pierdol się. - wybuchnąłem śmiechem uciekając przed nim do szatni.

*

Następnego dnia miałem prawdziwego pecha. Dostałem z trzy paly, Gwen obraziła się, że zamiast pojechać z nią w weekend na zakupy umówiłem się z chlopakami na miasto, a mój samochód postanowił się wyczerpać, bo przez poranne zaspanie zapomniałem go zatankować. Jakby tego było mało wychodząc z sali znowu wpadłem na Merlina, który tak samo jak poprzedniego dnia upadł na ziemię.

- Co jest z tobą nie tak?! Lecisz na mnie czy co, pedale!? - krzyknąłem wyrzywajac się na nim jak na wokru treningowym. Efektem było zbiorowisko zebrane przed nami.

- Gdybyś kiedyś spojrzał poza czubek własnego nosa zobaczyłbys, że idę. - powiedział wstając. Co zapyskaty gówniarz. Podeszłem do niego od razu łapiąc za jego sciuchana koszulkę.

- Coś powiedział?

- Pentragon! Myrddin! Co tu się wyprawia?! - znikąd wyjawił się Matthew - nauczyciel biologii.

- Nic. My tylko...

- Do dyrektora! Ale już! - ten dzień był naprawdę pechowy. Niechętnie puściłem koszulkę bruneta i nerwowym krokiem udałem się w stronę gabinetu Hemgista, czując za sobą kroki tego złamasa. Usiedliśmy obok siebie, a słuchając streszczenia sytuacji przez biologa, starzec obdarzył nas zagniewanym spojrzeniem.

- Chłopcy nie spodziewałem się tego po was. Ile wy macie lat? Pięć?

- To on ma mnie wpadł. - wyspałem sfrustrowanym tonem.

- Ja!? To ty nie umiesz chodzić. - odgryzł brunet.

- Powiedz to jeszcze raz.

- Ej! Ej! - wtrącił się dyrektor wstając na równe nogi. - Widzę, że tak łatwo tego nie rozwiążemy. - głośno westchnął pokazując najpierw na mnie, a potem na mojego sąsiada. - W mojej szkole nie ma żadnej przemocy. Za kare co sobotę przez miesiąc będziecie pracować w szkole. Sprzątanie sale i takie tam. - myślałem, że to ponury żart.

- Pan chyba sobie zartuje? - spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić.

- Powiedz jeszcze słowo, a będą dwa miesiące. - zamilkłem. - Dziękuję to wszystko. Zaczynacie od tego tygodnia. O osmej w sobotę widzę was na hali. Osiem godzin i ani minuty krócej.

- Mam plany...

- Było nie bić kolegi.

- Nawet go nie tknalem. - brunet wstał wymuszając uśmiech.

- Przepraszam dyrektorze. - przyjechał dłonią po włosach - Rozumiem swój błąd i za niego zapłacę. Do widzenia. - i wyszedł. Ten mały brzdyl wyglądał jakby cieszył się z tej kary. Wkoncu też wstałem i opuściłem gabinet dyrektora chcąc by ten dzień już się skończył.

MERTHUR - "Sobotnia Kara"Where stories live. Discover now