XIII. Śniłam, że błądzisz gdzieś w mroku

221 25 0
                                    

Kolejne dni na jawie upływały mi wyłącznie po to, aby nocami móc powracać do świata Króla Snów.

Codziennie odwiedzałam mamę, by codziennie przekonywać się, że jej stan nie ulegał poprawie, a senna choroba oplatała ją zbyt mocno, żebym mogła samodzielnie wyswobodzić ją z jej sideł. Siadałam więc przy jej łóżku i godzinami opowiadałam o tym, jak jesienna aura ustępowała miejsca mroźnym chłodom poranków, jak kolorowe liście rozmiękały w coraz liczniejszych kałużach deszczu, jak każdy promień słońca wyłaniającego się zza gęstych chmur budził w ludziach radosne zaskoczenie.

Wróciłam do stacjonarnej pracy, żeby mieć jakikolwiek kontakt z otaczającą mnie rzeczywistością. Po premierze książki, do której przygotowywaliśmy się od długiego czasu, Martin i Hannah zaprosili cały swój zespół na obiad, a potem na drinka. Podczas naszego spotkania cieszyłam się z bycia częścią tej małej społeczności, stale przypominającej mi o tym, ile jeszcze w moim świecie było do odkrycia.

Jednak to nie ten świat ciągle wołał mnie i przyciągał w swoje ciepłe, bezpieczne ramiona. Odkąd lord Morfeusz zdjął ze mnie ciężar danej mu obietnicy, odwiedzałam jego królestwo każdej nocy, i każdej nocy obserwowałam, jak skrupulatnie, cząstka po cząstce odbudowywał zniszczone przeze mnie Koszmary. Czasem za jego zgodą towarzyszyłam także Lucienne w jej bibliotece lub pozwalałam Matthew pokazywać mi te części Śnienia, których jeszcze nie zdążyłam poznać. Słuchałam więc niezliczonych historii, spotykałam kolejnych mieszkańców tego świata, a nierzadko po prostu zatrzymywałam się gdzieś w wyśnionych krajobrazach, by chłonąć bezmiar miejsca, do którego nigdy bym nie trafiła, gdyby wtedy, podczas naszego pierwszego spotkania, Król Snów postanowił mnie zniszczyć, zamiast zaoferować mi swoją pomoc.

Po tym, jak na jego prośbę powróciłam do Śnienia, coś zmieniło się w lordzie Morfeuszu i w sposobie, w jaki odnosił się do mnie. Pozwalał mi przebywać blisko siebie niemal nieustannie, nawet jeżeli tylko milczałam, wpatrzona w to, co robił, by przywrócić bezpieczeństwo w swoim świecie. Sny i Koszmary strzegły już wrót królestwa przed Lucyferem i jego demonami, a on tworzył kolejne, w miejsce tych, które ucierpiały na skutek moich wędrówek. Czasami po długiej pracy siadał obok mnie na jedynej skale znajdującej się pośrodku plaży, gdzie bez wytchnienia wydobywał z nicości kolejne istoty, i razem oglądaliśmy w ciszy fale snujące się po bezkresnej wodzie. Zdarzało się również, że rozmawialiśmy – o wszechświecie, o czasach sięgających tak daleko w przeszłość, że nie potrafiłam ich sobie wyobrazić, o Nieskończonych oraz o harmonii, której strzegli.

I właśnie podczas jednej z takich rozmów, gdy Król Snów, odwrócony do mnie tyłem, niespiesznie składał z cząstek Śnienia kolejny Koszmar na tle połyskującej, ciemnej wody, przyszło mi do głowy pytanie.

– Ciągle nie potrafię czegoś zrozumieć – mój głos bez trudu przebił się przez delikatny szum fal i byłam pewna, że mimo odległości i skupienia Król Snów słyszał mnie dokładnie. – Pożądanie musiało wiedzieć, że kiedy dowiesz się o tym, kim jestem i dlaczego doprowadziło do moich narodzin, nie będziesz chciał, bym pozostała w Śnieniu i spełniała cel, do którego mnie przeznaczyło. Oddalając mnie od twojego świata, oddaliło mnie też od podróży po Koszmarach, które przecież miały służyć demonom do przedostawania się tutaj. Czemu więc zdradziło ci tajemnicę mojego powstania? Czemu nie skłamało, bym wciąż pozostawała bronią skierowaną przeciw tobie?

– Wydaje mi się – powiedział po chwili, dłońmi wciąż kształtując wyłaniającą się z nicości lśniącą figurę Koszmaru. – Że kierując mnie do decyzji, która poskutkowała złożoną mi przez ciebie obietnicą, Pożądanie próbowało pozbawić mnie nadziei. A nadzieja jest czymś, co tworzy ten świat, Rebecco Surrey.

Wędrując przez piaski | SandmanWhere stories live. Discover now