IX. Najtrudniej jest spełnić obietnice złożone samemu sobie

207 22 0
                                    


Długo czekałam na powrót Króla Snów do jego Pałacu. W międzyczasie Lucienne pozwoliła mi towarzyszyć jej w segregowaniu ksiąg i porządkowaniu licznych zwojów, z których najwyraźniej korzystała, wspólnie z nim poszukując sposobu, by pomóc mi pozbyć się swojej mocy i zachować przy tym życie. Podczas pracy opowiadała mi o Śnieniu, o zamieszkujących je niezwykłych istotach, o niezliczonych krainach sennych marzeń, o mozolnym odbudowywaniu tego świata po zniknięciu lorda Morfeusza. Słuchałam jej z uwagą i fascynacją, nie mogąc wyjść z podziwu nad wszechmocą Króla Snów i nad jego oddaniem dla swojego królestwa.

Wciąż bałam się go, ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogłam oceniać lorda Morfeusza wyłącznie przez pryzmat moich ludzkich kryteriów. Od początku istnienia wszechświata mierzył się z siłami, o których nie miałam pojęcia. Widział znacznie więcej, niż ja będę w stanie kiedykolwiek zobaczyć. Starałam się usilnie zrozumieć go, w tej w pełni wytłumaczalnej potrzebie ochrony swojego świata oraz w jego obawie przed moją niepojętą dla nikogo mocą.

Więc kiedy wreszcie powrócił, stając w progu ogromnej biblioteki, robiłam wszystko, co mogłam, aby tylko ukryć swój lęk. Mrok, który widziałam wcześniej, znowu zniknął, odsłaniając dobrze znaną mi twarz bladego mężczyzny o czarnych włosach.

– Zostaw nas, Lucienne – powiedział do ciemnoskórej kobiety, a ta, obdarzając mnie ostatnim, mającym chyba dodać mi otuchy spojrzeniem, posłusznie skinęła głową i bez słowa opuściła pomieszczenie.

Mocno skupiałam się na echu jej kroków, a następnie dźwięku zamykających się za nią drzwi, gdy Król Snów zbliżał się do mnie.

– Jesteś frustrującym stworzeniem, Rebecco Surrey – słysząc zdanie, które już kiedyś do mnie wypowiedział, mimowolnie wstrzymałam oddech. Choć w jego głosie nie brzmiała groźba, a w jego oczach nie było gniewu, nie potrafiłam pozbyć się z pamięci obrazu niebezpiecznej nocy, którą się stał, przedstawiając mi swoje żądanie. – Ale dziękuję, że tym razem mnie posłuchałaś.

Rozchyliłam usta, zaskoczona jego słowami. Ich łagodny spokój zdumiał mnie, nie bardziej jednak niż błysk spojrzenia, jakim mnie obdarzył – błysk przywodzący mi na myśl barwne światła witraży w sali tronowej.

– Złożyłam obietnicę – odpowiedziałam, bezwiednie ściskając palcami oparcie stojącego obok mnie krzesła. – Wiesz, że nie chcę być dla ciebie zagrożeniem, Królu Snów.

– Obawiam się, że możesz być zagrożeniem, z którym nie mam pojęcia, jak walczyć – zrobił krok w moją stronę, uważnie mnie przy tym obserwując, jakby zastanawiał się, jak się zachowam. Nie drgnęłam, chociaż nagłe, mocniejsze uderzenie serca dało mi znać o strachu, który wciąż nie chciał mnie opuścić.

– Nie skrzywdzę cię, Rebecco Surrey – zapewnił, gdyż najwyraźniej dostrzegł cień niepokoju przebiegający po mojej twarzy. – Żadne z nas niczego nie zyska, jeżeli znów zmuszę cię do ucieczki. Dopóki nie odkryję, dlaczego twoja moc nie poddaje się mojej, chciałbym, abyś czuła się w Śnieniu bezpieczna.

– Skoro już o tym mowa... – musiałam przełknąć ślinę, żeby zwilżyć wyschnięte gardło i odważyć się kontynuować. – Przebywając tutaj z Lucienne, wpadłam na pomysł, który mógłby pomóc w rozwiązaniu tej zagadki. Moc, jaka została mi dana, z pewnością pochodzi z twojego świata, jednak pozostając tutaj, nie będziemy w stanie stwierdzić, co dokładnie wydarzyło się, gdy w życiu mojej mamy pojawił się twój Koszmar. Jedyną osobą, która zna dokładny przebieg tego spotkania i tej nocy... jest ona.

Na twarzy Króla Snów powoli wykwitł lekki uśmiech, coś na pograniczu rozbawienia i niedowierzania.

– Aż tak bardzo pragniesz powrócić do swojego świata, Rebecco Surrey? – spytał tonem, którego mógłby użyć rodzic, doskonale wiedząc, że jego dziecko z miną aniołka próbowało naiwnie wcisnąć mu kłamstwo.

Wędrując przez piaski | SandmanWhere stories live. Discover now