Prolog

11.4K 183 8
                                    

Mam na imię Laura. Zbliżam się do ukończenia dwudziestego czwartego roku życia. Niczym szczególnym się nie wyróżniam. Jestem niskiego wzrostu, mierzę niecałe sto sześćdziesiąt centymetrów. Posiadam szczupłą budowę ciała. Moja twarz jest owalna, z lekko zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Mam dość jasną cerę, która nie pasuje do prostych, brązowych włosów do ramion.

Nie jestem bogata. Można wręcz powiedzieć, że należę do biedniejszej części społeczeństwa. Pracuje w sklepie spożywczym na trzy zmiany. Wypłata, którą otrzymuje, wystarcza mi na wynajęcie małej kawalerki i na przeżycie całego miesiąca. Nie mogę powiedzieć, że nie mam co jeść czy w co się ubrać, ale o odłożeniu pieniędzy na jakiś większy zakup ciężko jest pomyśleć. Dosyć o mnie. Chcę Ci opowiedzieć, w jaki sposób jedna osoba może zmienić całe twoje życie.
Ta historia zaczyna się od zakupów w sklepie. W żadnym wyjątkowym sklepie, w najbliższym sklepie spożywczym obok mojego mieszkania gdzie poszłam po podstawowe produkty. Akurat podczas tych zakupów rozmawiałam przez telefon z siostrą, omawiając weekendowy wyjazd za miasto. Dostałam zaproszenie, żeby wyjechać, jednak moje oszczędności nie pozwalały mi na to.

Gdy zakończyłam rozmowę i chowałam telefon do kieszeni, obok mnie pojawił się mężczyzna. Wysoki osobnik w ciemnym, markowym garniturze, z rozpiętą koszulą robił wrażenie. Krótkie, prawie czarne włosy ułożone były starannie do góry. Miał kwadratowy kształt twarzy, z widocznie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi. Oczy zasłonięte miał ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi, pomimo tego, że znajdował się w środku budynku. Mężczyzna
podał mi wizytówkę, mówiąc:
-Potrzebujesz zarobić? Dobrze płacę. Nic zdrożnego, tylko sprzątanie. Zadzwoń.

Szok, którego doznałam, był adekwatny do sytuacji. Ilu facetów dało Ci wizytówkę w sklepie spożywczym, oferując pracę?

Machinalnie przyjęłam blankiet, a mężczyzna odszedł. Biały kartonik miał nadrukowany tylko numer telefonu i nazwisko: „Edward Simon". Dziwna wizytówka i podejrzany mężczyzna sprawiły, że byłam pesymistycznie nastawiona do tej propozycji.

Jednak ciekawość zwyciężyła. Szybki przegląd internetu pozwolił mi ustalić z kim mam do czynienia. Wysoko postawiony prawnik z własną kancelarią nie mógł być handlarzem ludźmi ani właścicielem klubu ze striptizem. Mogło się tak zdarzyć, ale prawdopodobieństwo było tak małe, że postanowiłam zadzwonić.

Skoro dostałam wizytówkę i zadzwoniłam w godzinach roboczych, spodziewałam się, że telefon odbierze sekretarka. Jednak tutaj Edward Simon zaskoczył mnie po raz drugi- odebrał osobiście.

Rozmowa była krótka i bardzo rzeczowa. Zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną następnego dnia do jego kancelarii.
Wnętrze wyglądało, tak jak się tego spodziewałam. Nie, żebym wcześniej była w jakiejkolwiek kancelarii, ale sceny przedstawione na filmach dobrze odwzorowują rzeczywistość. Pomimo obecnej tam sekretarki mężczyzna osobiście przywitał mnie przy drzwiach i zaprosił do gabinetu. Był bardzo konkretny.

Od razu przeszedł do wyjaśnienia, o co chodzi w jego ofercie pracy. Moim obowiązkiem miało być sprzątanie mieszkania. Utrzymanie wszystkiego w czystości, wynoszenie śmieci, zanoszenie ubrań do pralni, rozkładanie zakupów w szafkach. Wszystko miało być ułożone względem ustalonego systemu. Kubki stać według wielkości, buty w określonym miejscu w szafie a
koszule wisieć według koloru. Praca dwa lub trzy razy w tygodniu po dwie-trzy godziny brzmiała bardzo dobrze.

Jednak stawka, którą zaproponował, zwaliła mnie z nóg. Pracując miesiąc w takim systemie, zarobiłabym więcej niż za dwa miesiące pracy w sklepie na pełen etat. Jednak były też minusy. Pracę miałam wykonywać u jego niewidomego brata, co tłumaczyło cały system ustawiania wszystkiego w szafkach. Umowę podpisywałam z Edwardem i to on mógł rozwiązać ją w trybie natychmiastowym. Jednak działało to też w druga- mogłam odejść bez podania powodu w dowolnym momencie. Płaca była tak wysoka, ponieważ, jak to określił Edward, jego brat był dosyć: „szorstki", a osoby, które tam pracowały, nigdy nie wytrzymały dłużej niż dwa miesiące. Jednak te minusy jakoś mnie nie zniechęciły. Nawet jeśli wytrzymałabym tam tylko dwa miesiące to wynagrodzenie, które dostałabym, umożliwiłoby mi w końcu zakup własnego samochodu. Dlatego, z pobudek czysto materialistycznych zdecydowałam się przyjąć tę pracę.

Sprzątaczka- czyli jak nie zakochać się w szefieWhere stories live. Discover now