Rozdział II

1.4K 15 2
                                    

Michael

Zaparkowałem samochód przed wejściem do Komisariatu Policji w Portland i szybkim krokiem wyszedłem z mojego srebrnego ferrari, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Wszedłem do budynku i uderzył mnie zapach papieru i parzonej przez jakiś czas zapach kawy. Naprzeciw wejścia znajdowało się stanowisko, przy którym zasiadała młoda policjantka, zajmująca się papierami. Wszędzie kręciło się pełno policjantów, młodych jak i starszych.

Kiwnięciem głowy przywitałem się z młodą kobietą i ruszyłem schodami w górę, do dobrze znanego gabinetu. Mijałem po drodze pełno policjantów, którzy albo nosili akta różnych spraw, albo szli z trzymanymi przez siebie przestępcami. Bez pukania wszedłem do gabinetu, gdzie za biurkiem siedział starszy mężczyzna. Podniósł swoje niebieskie oczy na moją osobę, odrywając się przy tym od czytania akt.

- Wytłumacz mi, dlaczego ściągnąłeś mnie tutaj tak wcześnie? - zapytałem, zajmując jeden z foteli stojących naprzeciwko dębowego biurka. - Dobrze wiesz, że nie zaczynam pracy przez siódmą rano.

- Jako agent federalny, jesteś na służbie dwadzieścia cztery godziny przez siedem dni.

Przewróciłam oczami na słowa mojego towarzysza. Czasami zapominał, że jestem świetnie wyszkolonym agentem. Mam na swoim koncie mnóstwo rozwiązanych grup terrorystycznych bądź narkotykowych. Jedno nie wyklucza drugiego. George Nixon jako bardziej doświadczony agent FBI wytykał mi wszelkie małe przewinienia, jakbym był jakimś szczeniakiem. Jednak nie mogłem się dziwić. Taki już był staruszek.

- Powinieneś poświęcać więcej uwagi na swoje obowiązki. - zmarszczyłem brwi, spoglądając na siwiejącego mężczyznę.

- Wykonuję dokładnie swoje obowiązki, więc powiedz mi do czego zmierza nasza rozmowa?

- Widzisz Hasting. - starszy agent westchnął, a mnie ogarnęła irytacja, bo nie rozumiałem o co chodziło mężczyźnie. - Jesteś dobrym agent i to jest fakt. Jednym z najlepszych, dlatego przysłali Ciebie tutaj, pod moje skrzydła.

Praca pod okiem najlepszego agenta federalnego to  był prawdziwy zaszczyt, ale również utrapienie. Staruszek czepiał się najmniejszych drobiazgów, co było wkurwiające, ale każda jego rada była warta nawet paru sztuk złota. Jednak nie byłem zwolennikiem pracy z drugą osobą, ale rozkaz to rozkaz. Naszym zadaniem było prowadzenie śledztwa, złapanie morderców, a przede wszystkim nie dania się zabić.

- Ale możesz być jeszcze lepszy. - teraz już totalnie nie wiedziałem o co chodzi, a uśmiech na twarzy starca mnie przerażał. - Jesteś jak diament, potrzebujący ostatniego szlifu. Dlatego jesteś tutaj, więc nie spieprz tego swoim arogancki zachowaniem.

- Rozumiem.

George po chwili położył przede mną dokument, który wziąłem do rąk i zacząłem czytać. Dokument przedstawiał zgłoszenie zaginięcia niejakiego Chase'a Bakera. Opis mężczyzny idealnie pasował do wyglądu znalezionego przez nas ciała mężczyzny w parku.

- Czyli znamy tożsamość naszego denata.

Spojrzałem na Nixona, a ten przytakną głową.

- Jego siostra czeka na przesłuchanie. - zaczął starszy mężczyzna i podniósł się z obrotowego fotela. Uczyniłem to samo i wyszliśmy z ponurego gabinetu, ruszając w stronę pomieszczenia, gdzie czekała na nas siostra zamordowanego mężczyzny.

Weszliśmy do szarego pomieszczenia z wielkim lustrem weneckim. My nie widzieliśmy ludzi za nim, ale oni nas jak najbardziej. Na środku pokoju stał czarny stół i trzy krzesła. Na jednym siedziała drobna blondynka, a dwa kolejne krzesła naprzeciwko niej były puste. Wraz z George'em zajęliśmy siedzenia i przywitaliśmy się z kobietą.

Zagrajmy w Grę +18Место, где живут истории. Откройте их для себя