18.

1.5K 95 2
                                    

"Jestem bezbarwną wodą
Płynącą bez celu.
Ona jest kotwicą zanurzoną we mnie."

Czwartek, ostatni dzień korków

Byłam ogromnie wdzięczna Laurze za pomoc. Stanęła na wysokości zadania, aby przyszykować mnie do piątkowego sprawdzianu. W ramach podzięki upiekłam jej o 1 w nocy moją pierwszą w życiu szarlotkę. Podsłuchałam kiedyś, jak rozmawiała z dziewczynami, że jej ulubionym ciastem jest najzwyklejsza szarlotka z kruszonką. Nie, żebym chciała skraść jej serce czy coś, bo raczej z moich zmagań pieczeniowych, szału nie będzie. Wiedziałam, że pieniędzy nie weźmie, zresztą kodeks pracy raczej nie pozwala na to. Szarlotka wydawała się naprawdę dobrym pomysłem.

Przez cały dzień w szkole nie widziałam Laury, wiec gdy tylko otworzyła drzwi, uśmiech na mojej twarzy wypłynął mimowolnie. Podałam blaszkę z ciastem, po czym weszłam do środka mieszkania. Nauczycielka oczywiście zaczęła upierać się, że przecież nie musiałam jej niczego piec...

— Pani też nie musiała się zgadzać na korki. Chciałam w jakiś sposób podziękować — odpowiedziałam, ucinając dalszą dyskusję. Laura uśmiechnęła się serdecznie, zamykając za mną drzwi.

Powiesiłam kurtkę na wieszaku i weszłam w ślad za nauczycielką do salonu. Na fotelu wylegiwał się puchaty kocur. Gdy tylko mnie zobaczył wstał, przeciągnął się i za chwilkę pojawił się u mojego boku, ocierając się o nogę.

— Cześć Jogurt —  przywitałam się z kocurem.

— Kiedy ty upiekłaś tę szarlotkę słońce? Siedziałaś u mnie do wieczora.

— Jakoś koło 2 w nocy skończyłam.

— Zwariowałaś chyba. Miałam zaproponować ci herbatę, ale może zrobię Ci jednak kawy? — spojrzała z politowaniem na mnie.

— Tak, zdecydowanie poproszę kawę — odpowiedziałam.

— Rozpuszczalną czy mieloną?

— Mieloną i trzy łyżeczki cukru. Bez mleka — wyprzedziłam kolejne pytania.

— Matko, cukrzycy dostaniesz.

— Nie jem słodkiego, nadrabiam kawą — wzruszyłam ramionami.

— No, ale szarlotkę zjesz ze mną? Sama nie dam rady tyle wciągnąć — spojrzała na mnie.

— Niech będzie, mam nadzieję, że będzie zjadliwa. Pierwszy raz piekłam cokolwiek.

— Wygląda obłędnie, na pewno będzie pyszna.

Nauczycielka pokroiła na równe części ciasto, wyciągnęła talerz i rozłożyła wypiek na jego całej objętości. Następnie sięgnęła po dwa małe talerzyki deserowe oraz widelczyki. Wszystko zaniosła na stół, gdzie leżały przygotowane materiały do naszych zajęć.

— My tu gadu gadu, a czas leci. Najpierw matematyka, a później przyjemności.

Odsunęła krzesło, zapraszając mnie do nauki. Uśmiechnęłam się niezauważalnie, bo jak zwykle pomyślałam o całkiem innych przyjemnościach niż ona. Usiadłam obok niej, zamieszałam łyżeczką kawę, aby cukier dobrze się rozpuścił i zaczęłyśmy nierówną walkę. Znienawidzona matematyka dzięki Laurze okazywała się nie taka straszna. Nauczycielka w prosty sposób tłumaczyła poszczególne zadania. I chociaż początkowo nie mogłam się skupić, bo walczyłam ze sobą, aby nie zatopić wzroku w jej wyciętym dekolcie, co nie było wcale takie proste. Szłyśmy jak burza z zadaniami, a każda pochwała z jej ust, przypadkowe muśnięcie ręką, zapach jej kwiatowych perfum i ten kojący głos... wszystko, to sprawiało, że czułam się najbardziej zadłużoną kobietą na świecie. Nie dość, że człowiek tracił przy niej głowę, to jeszcze rachubę czasu. Dopiero od książek wyrwało nas miauczenie Jogurta, który ocierał się o lodówkę.

Czerń i bielWhere stories live. Discover now