Rozdział 9 - Nie, nie, nie

142 14 0
                                    

Mark

Następnego dnia rano

Przez cały poniedziałek od wczesnego rana w Anglii Mark był w drodze.

Jego konieczna aktywność na trzech lotniskach i ustalanie kolejnych kroków planu działania nie wystarczało do wypełnienia jego myśli, zresztą zajęła mu tylko trzy godziny.

Spędził w wymuszonym bezruchu, zamknięty w dwóch kolejnych samolotach ponad dziesięć godzin, co dało mu dużo, za dużo czasu na myślenie, a w jego myślach królowała jedna.

Lisa.

Coś przyciągało go do Lisy tak, jak nigdy do żadnej kobiety.

Przez ponad pięć lat bronił się przed zaangażowaniem w związek, a przez ponad dziesięć lat nie patrzył w ogóle na swoje klientki jako na kobiety.

Dostał bolesną nauczkę jeszcze w liceum, pracując nie do końca legalnie, bo był wtedy nieletni, jako bramkarz w pobliskim klubie nocnym.

Potem sparzył się jeszcze boleśniej.

Więc Lisa była dla niego poza zasięgiem.

Absolutnie.

On był na Ziemi, a ona w Stratosferze.

Aż do tego pieprzonego spotkania w SLC, kiedy rzuciła się na jego szyję z cholernym powitaniem, nie myślał o niej w ten sposób.

Powitaniem tak dobrym, że aż niedobrym.

Nie powinien był wtedy jechać do niej, ale musiał sprawdzić osobiście dlaczego została ranna, chociaż miała być bezpieczna.

Nie powinno go to obchodzić.

Obchodziło.

I kosztowało go to tydzień załamania.

Kiedy David powiedział mu o jej załamaniu, o tym jak Tom go podszedł i że Mark miał u niej szansę, nie zawahał się.

Zaryzykował.

To był hazard, chociaż z asem w rękawie.

Właśnie wracał do domu z wygraną.

Ale, wspominając ich jedną, jedyną noc, nadal bał się czuć szczęście.

To, co miał z nią, z jego Lady, było tak dobre, że tym razem Mark czuł, że nie załamie się, ale roztrzaska.

Kurwa, samo to, jak wymawiała jego imię, wydychając powietrze w jego szyję lub policzek, było tak podniecające, że prawie dochodził w spodnie.

Jak niedoświadczony gówniarz.

Mark - i wystarczało.

Zrobiła to kilka razy, ale najtrudniejszy do przeżycia dla Marka był ten, kiedy wypchnęła jego imię z wydechem prawie w jego usta na powitanie w klubie.

Po kilku dniach nie widzenia się.

Publicznie.

Ręce zaświerzbiły go wtedy z chęci porwania jej i przyciśnięcia jej ust do jego ust, kutas wyrywał się ze spodni, ale Mark wytrzymał.

Ostatkiem sił, nie zaciągnął jej wtedy do pobliskiej toalety, by tam zerwać z niej spodnie i wypieprzyć ją.

Bo niezwykle podniecające było to, że była jednocześnie taka niewinna i gorąca, jak pamiętał z ich seksu.

Niesamowite było to, jak wiele Mark odkrywał w Lisie sprzeczności.

Sam jej wygląd - raz czysta klasa, dama w eleganckim pieprzonym mundurku, a innym razem na luzie w cholernych dżinsach i koszulce, no i ten ostatni jej wygląd: kolorowa pieprzona hippiska.

Caroline - Bądź sobą [18+]Where stories live. Discover now