XXIII cz II

526 27 8
                                    

HARRY

Okropnie bolała mnie blizna.
To jedyne o czym mogłem myśleć, kiedy profesor Moody prowadził mnie gdzieś, po kamiennych schodach. Co chwilę zadawał on jakieś pytania, a ja chcąc być po prostu uprzejmym starałem mu się na nie odpowiadać. Nie zmienia to jednak faktu, że czułem się naprawdę źle. Chyba dopiero teraz dopadło mnie wycieńczenie po walce i ogólnie po tym wszystkim co wydarzyło się tego dnia w labiryncie.

- No już właź do środka. - odezwał się Alastor, otwierając jakieś drzwi, po czym od razu po wejściu zamknął je na klucz. - Usiądź. Zaraz poczujesz się lepiej. - wykonałem jego polecenie, obserwując jak wyciąga coś z szafki. - Wypij to. - wcisnął mi w rękę jakiś kubek, na który tylko spojrzałem, wciąż zmagając się z bólem głowy. - No już. Pij. - przycisnął mi go do ust i przechylił, przez co się zakrztusiłem. - A teraz mów. Jesteś pewny, że Voldemort żyje? Jak to się stało?

- On.. - starałem zmusić się do myślenia, co bardzo ułatwiał mi fakt, że blizna przestawała mnie boleć. - On wziął coś z grobu swojego ojca.. Coś od Glizdogona.. i ode mnie.

- Co od ciebie wziął?

Uniosłem rękę, pokazując mu rozcięcie, wykonane nożem Pettigrew.

- Krew.

- A co z śmierciożercami?

- Byli tam.

- Ilu?

- Wielu.

- Jak ich potraktował? Przebaczył im? - zapytał szeptem.

- Mam gdzieś co z nimi zrobi i czy im przebaczy. - odpowiedziałem, zdając sobie sprawę z czegoś ważnego. - Niech profesor zaprowadzi mnie do Dumbledore'a. Muszę z nim natychmiast porozmawiać. W szkole jest śmierciożerca. To on wrzucił moje nazwisko do czary i dopilnował, żebym znalazł się na tym cmentarzu. Musimy dowiedzieć się kto to zrobił.

- Ależ ja wiem kto to zrobił..

- Niby kto?

- Ja.

Spojrzałem na niego, z szeroko otwartymi oczami. Zachowywał się dziwnie, to prawda, ale do końca chciałem wierzyć w to, że to nie on. Byłem naiwny.

- A-ale jak to? To nie mógł być pan.. Przecież..

- Zapewniam cię chłopcze, że to ja. - rozejrzał się swoim ohydnym okiem dookoła, wyciągając w tym samym czasie różdżkę z kieszeni i celując nią prosto we mnie. - A teraz mów. Przebaczył im? Przebaczył tym, którzy uciekli z Azkabanu?

- Naprawdę pan to wszystko zrobił? - zignorowałem jego pytania.

- Jasne, że tak. Wrzuciłem twoje nazwisko do Czary Ognia. Nastraszyłem każdego, kto mógł zrobić ci krzywdę i przeszkodzić w zdobyciu tego głupiego pucharu. Namówiłem Hagrida, żeby powiedział ci o smokach, a później pomogłem ci wymyślić sposób, żebyś przetrwał pierwsze zadanie. Nawet powiedziałem Cedrikowi, żeby włożył jajo do wody. Byłem pewny, że ci o tym powie, ale podobno nawet nie musiał nic robić. Uwierz, że tuszowanie tego, że praktycznie prowadziłem cię za rękę przez ten cały czas, nie było wcale takie łatwe. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że syn Lucjusza Malfoy'a mnie przejrzał, ale chyba jednak się pomyliłem. A teraz odpowiedz na pytania. - przycisnął różdżkę do mojej klatki piersiowej. - Przebaczył tym kompletnym tchórzom i plugawym ścierwom, czy nie? Powiedz, że ich ukarał.. Że obiecał im tortury, za to, że nie zostali przy nim tak jak ja. Że powiedział im o tym co zrobiłem. Że jako jedyny pozostałem mu wierny i dałem mu coś czego najbardziej potrzebował. Dałem mu ciebie.

- Jesteś jakiś nienormalny! - krzyknąłem patrząc mu prosto w oczy.

- Nie Harry. Nie jestem nienormalny. Po prostu podążam za swoim Panem. Szkoda, że nie udało mu się ciebie zabić.. Ale teraz, gdy już tu jesteś.. Mogę cię do niego zabrać. Oddać cię w jego ręce i zostać jego prawą ręką. Zostanę wywyższony ponad wszystkich śmierciożerców, stanę się wspólnikiem, droższym i bliższym od syna. - zerknął niespokojnie w stronę drzwi.

I was afraid for you \\ Drarry Where stories live. Discover now