XX

497 30 12
                                    

DRACO

Mniej więcej w połowie kwietnia, zaczynało robić się już ciepło.
Z jednej strony nas to cieszyło, bo było można wychodzić na długie, wieczorne spacery, a z drugiej przypomniało to o tym, że do końca roku szkolnego zostały nam jakieś dwa miesiące. A co za tym idzie, także ostatnia część turnieju zbliżała się wielkimi krokami.
Szczerze mówiąc, od niedawna ćwiczymy już sobie jakieś zaklęcia, które naszym zdaniem mogą być przydatne, jednak wciąż nie wiemy, jak dokładnie będzie wyglądało ostatnie zadanie.
Dowiemy się tego dopiero za miesiąc.

Jak narazie nauka idzie nam wszystkim całkiem dobrze. O dziwo nawet Zabini się bardziej zaangażował. Twierdzi, że gdy Hermiona mu coś tłumaczy rozumie naprawdę dużo i nawet nie musi się przykładać, żeby cokolwiek z tego zapamiętać. Po prostu jakoś samo wchodzi mu to do głowy. Gdybym wiedział, że wystarczy poprosić Granger o pomoc, nie użerałbym się z nim sam przez poprzednie trzy lata.
Ostatnio także trochę czasu spędzamy na rozmowach z Syriuszem i Remusem przez kominek znajdujący się w gabinecie Dumbledore'a. Ojciec chrzestny Harry'ego, dał radę przekonać dyrektora, żeby co piątek po dziewiętnastej pozwolił nam się z nimi kontaktować. Może nie jest to tak fajne, jak rozmowa na żywo, ale zawsze lepsze niż nic.
Dzisiaj także mieliśmy z nimi porozmawiać.
Do wieczora jednak było jeszcze daleko, więc musieliśmy najpierw przeżyć lekcje, a później mieliśmy jeszcze zamiar pójść na chwilę do Hagrida, ponieważ wczoraj obiecaliśmy mu, że spróbujemy ciastek z jego orginalnego przepisu.

Na ostatnich zajęciach tego dnia, czyli Zaklęciach wciąż ćwiczyliśmy przywoływanie oraz odsyłanie różnego rodzaju przedmiotów. Moim zdaniem było to całkiem proste i nie rozumiałem, dlaczego niektórzy uczniowie mają z tym problem, ale dzięki temu mieliśmy przynajmniej więcej swobody, ponieważ uwaga nauczyciela była zwrócona szczególnie na osoby, które sobie nie radzą.
Najdłużej zaklęcia te opanowywał Longbottom.
Zdarzyło mu się przy tym kilka dość nieprzyjemnych rzeczy, takich jak oberwanie wazonem lub świecznikiem, jednak koniec końców udało mu się zrobić wszystko tak jak trzeba. Mimo to, każdy dalej wolał uważać, gdy zabierał się on za wykonanie polecenia profesora Flitwicka.

Po lekcji szybkim krokiem wyszliśmy z klasy i udaliśmy się do dormitoriów odłożyć torby, kierując się następnie do Wielkiej Sali.
Zacząłem nakładać sobie kurczaka na talerz, kiedy kątem oka zauważyłem, jak ten rudy idiota, robi jakąś awanturę przy stole Gryffindoru.
Już miałem zamiar wstać, ale uniemożliwiła mi to ręka Blaise'a, którą położył mi na ramieniu.

- Nie mówi do nich. - odwrócił głowę w moją stronę. - Też już chciałem tam iść.

Przyjrzałem się jeszcze raz całej sytuacji.

- On kłóci się z własną siostrą.

- I pokazuje palcem w kierunku Lavender. Nie ładnie tak wytykać palcami.

- Tym bardziej, że cały Hogwart się im przygląda.

- W sumie to ciekawi mnie o czym gadają. - powiedział popijając sok dyniowy. - Patrz. Chyba stwierdził, że nie warto.

- Siada, bo pewnie skończyły mu się argumenty.

- To na pewno. Jedyne co potrafi, to irytować ludzi swoją obecnością.

- A w szczególności nas.

- Cóż.. Po ostatnim boi się na nas nawet spojrzeć. On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to ty rzuciłeś to zaklęcie, ale nie chce iść do McGonagall, bo wie, że będzie miał jeszcze bardziej przesrane.

- Poza tym kto by mu w to uwierzył. Przecież tego nie widział. A wszyscy wiedzą, że lubi być w centrum uwagi.

- On zrobi wszystko, żeby ktokolwiek na niego sporzał. Ja nie wiem czego on się spodziewa. Jak chce zabłysnąć to niech się brokatem posypie.

I was afraid for you \\ Drarry Where stories live. Discover now