Nie zwracając uwagi na rodzeństwo, wciąż bawiące się w chowanego, wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Wpatrywałam się w sufit i próbowałam sobie wyobrazić małą Helen Bennet, uwięzioną w ścianach domu, wołającą o pomoc.
-Nie... To już za wiele - pomyślałam.
Wstałam z łoża i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a następnie obmyłam twarz w chłodnej wodzie. Przebrałam się w piżamę i wróciłam do łóżka. Mimo, iż moja głowa była wypełniona myślami, udało mi się bezproblemowo zasnąć.
Obudziłam się o 5:36. Z niechęcią podniosłam się i wstałam. Nigdy nie lubiłam chodzić do szkoły, ale dzisiaj wyjątkowo nie chciałam tam iść. Znając to miasto, plotki już pewnie dotarły do całej okolicy. Na pewno napisali już o nas w gazetach. ,,Dom kości ma nowych mieszkańców. Kto postanowił przeżyć, to co się tam stało, na własnej skórze?" Taki nagłówek mogłam sobie wyobrazić.
Zeszłam na dół i przywitałam się ze wszystkimi.
-Znowu wstałaś ostatnia - zachichotała Lacey.
-Nie wiedziałam, że to są zawody - odpowiedziałam krótko i ruszyłam w stronę kuchni.
-Obok kuchenki leżą twoje kanapki - oznajmiła mama odwracając się w moją stronę.
Uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam swoje jedzenie. Usiadłam obok Jaydena i Amber.
-Chyba teraz będziemy najpopularniejszą rodziną w mieście! - wyrwała nagle Lacey.
-Czy to znaczy, że nie będę musiał chodzić do szkoły? - spytał Jayden.
-Nie nakręcajcie się aż tak. Pośpieszcie się. Jeśli chcecie zdążyć, musimy wyjechać o 6:30 - powiedział tata, odrywając wzrok od gazety.
Droga do szkoły minęła spokojnie. Wysiadłam z samochodu i stanęłam na chodniku, wpatrując się w budynek. Szłam do głównego wejścia, widząc ludzi, spoglądających na mnie dziwnym, krzywym wzrokiem. Słyszałam szepty i śmiechy uczniów, ale ignorowałam je. To oczywiste, że ludzie będą gadać. Zawsze to robią.
Idąc korytarzem zauważyłam Valerie - moją przyjaciółkę. Podbiegłam do niej i mocno ją uściskałam.
-Znalazłaś już jakieś kości pod poduszką? - zaśmiała się głośno.
-Daj spokój. Nie przywołuj złego ducha - odpowiedziałam cichym chichotem.
Nagle podbiegł do mnie Jayden i lekko szturchnął mnie w ramię.
-Hej! Uważaj!
-Czy dzisiaj też pobawimy się w chowanego? - spytał, robiąc swoje słynne maślane oczy.
-Zastanowię się. Idź na lekcje! - powiedziałam i popchnęłam go na znak, żeby już sobie poszedł.
Razem z Val skierowałyśmy się do klasy i usiadłyśmy w ostatniej ławce przy oknie. Lekcja historii to najgorsze co mogło być na sam początek dnia.
Patrzyłam przez okno, gdy nagle usłyszałam szept.
-Meg, proszę powiedz mi, że nie graliście w chowanego w tym domu - powiedziała Val.
Spojrzałam na nią i zauważyłam zmartwienie na jej twarzy.
-O czym mówisz? To zwykła zabawa.
-Naprawdę nie słyszałaś o tej klątwie? - spojrzała mi głęboko w oczy.
Rzuciłam jej zastanawiające spojrzenie, czekając na odpowiedź.
-Gra w chowanego była ulubioną zabawą Helen. Według legendy, ci którzy zdecydują się w nią zagrać w tym domu, będą przeklęci przez ducha dziewczynki.
-Naprawdę w to wierzysz? - wyszeptałam z zaskoczeniem w głosie.
-A ty?
Resztę lekcji przesiedziałyśmy w ciszy. Nie wiedziałam co o tym myśleć, ale nie chciałam przyznać, że słyszałam tajemnicze szepty, dochodzące jakby ze ścian.
Do końca dnia w szkole nie rozmawiałyśmy na ten temat. Wracając do domu przypomniałam sobie o tym głosie, który słyszałam w łazience. ,,Piwnica skrywa tajemnicę".
-Właśnie to usłyszałam - pomyślałam.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, wyszłam szybko z samochodu i pobiegłam do środka. W pokoju zostawiłam rzeczy i wróciłam na parter. Zaczęłam rozglądać się, chcąc znaleźć drzwi, prowadzące do piwnicy.
-Czego szukasz? - spytała Paige, podchodząc do mnie.
-Niczego... Chodźmy na obiad - zmieniłam temat.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Hejka! Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Koniecznie napiszcie co sądzicie lub co jest do poprawki :)
YOU ARE READING
Gra w chowanego
HorrorRodzina, mająca problemy finansowe wprowadza się do starego domu na wzgórzu, w którym przed laty zginęła dziewczynka - Helen Bennet. Dzieci państwa Bloom postanawiają zagrać w swoją ulubioną grę - chowanego. Nie zdają sobie sprawy, z tego co uwalnia...