Rozdział XI

1.3K 83 18
                                    

Rozdział XI

Max

Pierwszy dzień tygodnia był wyjątkowo przyjemny. Nawet nawał pracy i konieczność jechania na budowę, bo wynikła awaria nie był wstanie zepsuć mojego nastroju. Fakt, że musiałem wypić dwie kawy więcej przez dwie praktycznie nieprzespane noce wcale mi nie przeszkadzał. Czułem się jak pieprzony zwycięzca. Zwłaszcza, że nawet najgorsza rzecz nie mogła mi zepsuć dnia, gdy w planach miałem kolejną noc w łóżku Sophie. Ta dziewczyna była równie niezaspokojona i głodna w łóżku jak ja. Na wspomnienie jej pełnych ust owiniętych wokół mojego kutasa, gdy ssała go wczoraj w łóżku i tego pewnego siebie spojrzenia, które zdradzało jak wielką przyjemność daje jej zaspokajanie mnie dostawałem dreszczy. Początkowo nie wydawała się pewna naszego układu, ale szybko udało mi się ją przekonać. Byłoby cholernie szkoda zaprzepaścić dwa tygodnie pełne seksu z powodu jakiś głupich obaw, by nie dowiedział się o tym Jake. Gdy kota nie ma, to myszy harcują, czego oczy nie widzą i takie tam, prawda? Sięgnąłem po telefon by do niej napisać, gdy jak ściągnięta moimi myślami wysłała mi wiadomość.

Księżniczka: Będę w domu po ósmej.

Sam rzadko wychodziłem z pracy wcześniej niż o siódmej więc nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Odpisałem szybko wysyłając jej emotikonę kciuka w górze i wróciłem do papierów na moim biurku, gdy po pokoju rozległ się dźwięk łączenia wiadomości.

- Panie Beckett - spojrzałem na telefon z którego dobiegł głos mojej asystentki i uniosłem brew do góry. - Przyszedł do pana pan Morring, nie był umówiony, a wiem, że jest pan zajęty projektem...

- Wpuść go - powiedziałem odrobinę za ostro.

Pieprzony Morring w mojej firmie. Od tygodnia nie było znaku życia z jego strony, ale pod skórą czułem, że spektakl pod domem So nie był wystarczający by ten facet zniknął. Wcale nie musiałem udawać wściekłości na jego wizytę. Zanim nieoczekiwany gość pojawił się w moim gabinecie zdążyłem założyć marynarkę i ułożyć dokumenty w idealnie schludny stosik na rogu biurka. Skrzyżowałem ramiona na piersi i obserwowałem jak Mindy wpuszcza go do środka i oferuje kawę lub coś innego do picia. Skurwiel odmówił świadomy tego, że raczej nie będzie tutaj tak długo by wypić cokolwiek. Gdy tylko drzwi się zamknęły za Mindy, Morring podszedł do mnie i przez chwilę wyglądał jakby chciał mi podać rękę, ale zrezygnował. Nie miałem zamiaru mu jej ściskać i chyba zauważył to. Zresztą miałem w dupie jak mnie odbiera.

- Czego tu szukasz? - Zapytałem wciąż stojąc na szeroko rozstawionych nogach.

- Chciałem z tobą porozmawiać w cztery oczy i wyjaśnić ci sytuację, bo obawiam się, że jej nie rozumiesz - powiedział i rozsiadł się w fotelu bez mojego zaproszenia.

- Mnie się wydaje, że rozumiem ją dość dokładnie - powiedziałem lekko zniżając głos. - To ty masz pewne problemy z ogarnięciem tego. Jeszcze raz zbliżysz się do Sophie, a będziesz miał do czynienia ze mną i jej bratem.

W odpowiedzi zaśmiał się lekko i pokręcił głową.

- Jej brat jest chyba w Europie, prawda?

- Możesz być spokojny, że nawet bez niego dam sobie doskonale radę - rzuciłem ostro. - Jeżeli to za mało z przyjemnością namówię So, żeby poszła z tym na policję.

Przez moment jego twarz pobladła i byłem pewien, że tego się nie spodziewał. Ale trwało to dosłownie kilka sekund i zaraz znów przybrał twarz wyluzowanego idioty.

- Po co ci to? Przecież obaj wiemy, że traktujesz ją jak kolejną swoją zabawkę - powiedział i uważnie zmierzył mnie spojrzeniem.

Poczułem jak coś rośnie we mnie. Coś dużego, paskudnego i przerażającego nawet dla mnie samego. Byłem wściekły jak nigdy w życiu. To on mówił i zachowywał się jakby traktował ją jak swoją własność, jak swoją zabawkę. A Sophie była przecież sobą. Wspaniałą, temperamentną pełną ognia i wyobraźni. Odważną, słodką i lojalną. Zacisnąłem mocno szczęki, a mimo to z mojego gardła wydobył się głuchy warkot.

Boston in love | [18+] ZAKOŃCZONETempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang