10. fugitives

262 38 3
                                    



Rzuciłam ponownie chrupkiem, a Munson tym razem złapał go w usta i wyrzucił ręce w górę w geście zwycięstwa. Parsknęłam śmiechem.

— Do szesnastu razy sztuka, no nie? — wzruszył ramionami, siedząc przede mną na łódce, która z każdym jego gwałtownym ruchem kiwała się lekko. Teraz nareszcie pozostała w bezruchu, tak samo jak i on.

Siedzieliśmy tam już chyba drugą godzinę. Czekałam na jakikolwiek sygnał od grupy, wiadomość o tym, co się stało, gdzie byli i czemu tyle im to zajmowało, ale mimo tego, że chciałam już wszystko wiedzieć, czas zlatywał mi dość szybko. I nie tak źle.

Kończyły nam się chrupki. Gadaliśmy wcześniej trochę o tym, czego mu jeszcze w wiedzy brakowało; demogorgonach, demopsach, łupieżcy umysłów i sowietach. O dzieciach Brennera. O tym, jak ze Steve'em i Robin byliśmy w pizdę naćpani. Nie brakowało mi tego typu historii. Pomijałam tylko przy każdej z nich udział Drew.

Był dalej strasznie podenerwowany. I nic dziwnego, miał na karku policję, a jak dłużej się nad tym zastanowić to i pewnie niedługo wściekły tłum imbecyli. Ludzie kochają historyjki i wrogów publicznych. Zwłaszcza ci znudzeni swoimi żałosnymi życiami. Mimo to starałam się jak mogłam, żeby odciągać jego myśli, a on dawał mi je sobie odciągać.

— Długo nie wracają — Eddie podrapał się w czoło, zerkając w stronę drzwi. Sięgnęłam po otwarte piwo i upiłam łyka. Ohyda. Ale całkiem dobre.

— Pamiętam jak jeszcze ich nie miałeś — zmieniłam specjalnie temat, wyciągając wolną rękę i lekko trącając palcami jego niepoczesane włosy. Uniósł na to kącik ust.

— Tak? — sapnął cicho i wziął własne piwo. — Ja wolę zapomnieć.

— Kłamać nie będę, ja też.

Roześmialiśmy się. No i wypiliśmy więcej. Mieliśmy mały problem w postaci braku toalety w hangarze. Musielibyśmy lecieć aż do domu Ćmika i z powrotem, a z jego statusem było to ryzykowne. Wszystko było.

— Ja ciebie też pamiętam z pierwszej klasy, ale wyglądałaś tak samo — pokiwał palcem przy mojej twarzy, mrużąc oczy — minus kolczyki. I też miałaś krótsze włosy. Ale zawsze, zaaawsze — wywrócił oczami — woziłaś się tymi bajeranckimi autkami. Cała szkoła gadała o twoich nowych silnikach.

Popukałam się w czoło.

— Nie ściemniasz? Gadali tylko o moich samochodach? Cóż — westchnęłam — to dziwnie… rozczarowujące.

Chyba chciał dodać coś o sobie odnośnie sytuacji, ale chwilę po otworzeniu ust znów je zamknął. Nie to nie. Nie ciągnęłam go na spowiedź.

Dokończyłam piwo i rzuciłam pustą puszką prosto do wiadra stojącego na ziemi. Koszykówka nie ma podjazdu.

Wiadrówka, zatem?

— Nie chcesz skorzystać z jakiegoś telefonu? — odezwałam się, wyrywając pana grzywkę z głębokich myśli. Spojrzał na mnie, podpierając brodę na dłoni. — Żeby, no wiesz, zadzwonić do starych, czy coś.

Pokręcił głową.

— Nie, nie mam starych.

— Oh. — Zacisnęłam usta, a on zaraz dodał szybko, jakby nie chciał, by choć na chwilę było mi nieswojo:

— Do wujka Wayne'a dzwonić nie będę, bo wie, że to nie ja i że nie dam się złapać. Zna mnie.

— Dobrze. To dobrze — podsumowałam.

Oblizał usta, kiwając parę razy głową i dopijając własne piwo. Spróbował pozbyć się puszki w ten sam sposób co ja, ale nie trafił. Cichy brzęk odbił się echem od ścian i dachu.

FREAKS ➵ stranger things fanfiction Where stories live. Discover now