5. herself

324 60 15
                                    



Zazwyczaj po szkole zawsze zaczepiałam się o jakiekolwiek zajęcie, byle by nie musieć jeszcze wracać do pustego domu, chociaż nie przeszkadzała mi ani trochę cisza i samotność.

Zdarzały się dni, gdy spacerowałam po Hawkins do samego wieczora dla zabicia czasu. Lubiłam długie spacery. Zwłaszcza z muzyką w słuchawkach. Nie bałam się też chodzić nawet i po zmroku, bo miałam ze sobą broń. Ojciec to na mnie wymusił, więc przynajmniej korzystałam. No i okej, kłamać nie będę, posiadanie na własność spluwy było poniekąd całkiem odlotowe.

Ostatnie parę dni w głowie dudniła mi piosenka Kate Bush i to wszystko przez Max, która słuchała jej chyba na pętli noc i dzień. O dziwo jakoś jeszcze wcale nie miałam jej dość.

Weszłam do wypożyczalni filmów wprawiając dzwoneczek przy drzwiach w ruch. Nie był dla mnie wielkim zaskoczeniem brak klientów. Cicha muzyka grała z radia, Steve zasypiał prawie, oparty tułowiem i policzkiem o półkę z płytami, Robin stojąca za kasą na mój widok ożywiła się i wyprostowała, poprawiając prędko grzywkę palcami. Wyglądała uroczo, jakby wybudziła się właśnie z drzemki.

— Dobra wiadomość — rzuciła na wstępie szybko jakbym miała uciec i nigdy nie usłyszeć tego, co chciała powiedzieć. Oparłam się o blat z mojej strony i posłałam jej uśmiech. — Jest dla ciebie miejsce. Steve i tak ledwo cokolwiek tu robi poza nieudolnym wyrywaniem panienek. A mnie przydałaby się para rąk do pomocy! Zwłaszcza dziewczęcych rąk.

— Witam — przywitałam się teatralnie z kiwnięciem głową. — To super. Czadowo. Tyle, że ja nie szukam pracy.

— Lewis!

Chłopak objął mnie ramieniem tak, że ugięły się pode mną kolana.

— Hej, casanovo. To kogo dzisiaj wyrwałeś na Szczęki?

Parsknął i puścił mnie, stając obok.

— Marna próba zmiany tematu. Buckley ma rację, musisz tu pracować. I tak przychodzisz jak ci się nudzi. Możesz to robić i do tego dostawać pieniądze.

Westchnęłam głęboko.

— Widok jaki tu zastałam po wejściu wystarczy mi, żeby stanowczo i eternalnie odmówić.

Dwójka wymieniła spojrzenia, jak to mieli w zwyczaju.

— Co, teraz wystrój ci nie pasuje? — Robin załamała ręce.

— Gdzieżby — pokręciłam głową i odepchnęłam się od blatu biodrem, okręcając wokół własnej osi, oglądając przy tym wnętrze pomieszczenia. — Po prostu to straszna nuda.

— Mówi królowa dobrej zabawy — sarknął Harrington, kładąc dłonie na biodrach i obracając się w moją stronę.

— Mówi i zdania nie zmieni.

Nie kręciło mnie ani trochę takie zajęcie, nieważne ile by mi płacili. Jedyny dobry aspekt to spędzenie większej ilości czasu z przyjaciółmi. Nienawidziłam się nudzić.

— No dalej, wpasowałabyś się tu idealnie — nie poddawał się, podążając za mną wzrokiem, gdy na jego słowa podeszłam do radia.

— Ach tak? — uniosłam zaczepnie brwi. — Wpasowałabym się idealnie. Zobaczmy. Więc, ym, co takiego tu robicie? Stoicie… — zaczęłam zmieniać stacje radiowe, klikając z każdą kolejną częścią wypowiedzi. — Nie demonstrujecie rozpoczynania zamieszek… W ciszy i spokoju towarzyszycie klientom przy ich podróży poprzez półki w akompaniamencie wentylatorów…

Natrafiłam na idealną stację z idealną piosenką i już po chwili podgłośniłam radio o tyle decybeli, że Steve chyba ponownie się obudził.

— Showtime, baby! — rozpuściłam włosy z kucyka.

— Nie, nie, nie, nie — Robin zaczęła kręcić błagalnie głową, ale zignorowałam ją zupełnie i roześmiana wskoczyłam na blat obok kasy, przez przypadek kopiąc pojemnik z długopisami, które rozsypały się na ziemi.

Dawno tego nie robiłam. Nie byłam w pełni sobą przy kimkolwiek.

Bo bycie w pełni sobą miało do siebie to, że nigdy nie wiesz, jak ktoś zareaguje. A ostatnimi dniami to nie ja byłam kimś, na kogo się reaguje. Munson w pełni zabawiał się na tej pozycji. Miałam dość reagowania.

Zaczęłam kręcić nogami, chwytając pilot do małego telewizora z wypożyczalni i używając go jako mikrofonu.

— Złaź stamtąd! — parsknęła Robin, ale zaraz po tym jej ramiona zaczęły poruszać się w rytm muzyki.

If I had a chance I'd ask the world to dance!

Harrington wywrócił oczami i zaczął poruszać nóżkami jak Elvis. Tylko taki mniej typu "to mój zawód", bardziej typu "zaraz się wyjebię".

And I'll be dancing with myse-elf! BUCKLEY! — wskazał na dziewczynę, która wycofała się roześmiana.

— Nie-e-e — śmiała się. — Nie umiem śpiewać, nie umiem tańczyć, ledwo umiem chodzić, jak wystraszycie klientów i stracimy robotę to…

Steve zaczął rzucać w nią długopisami, więc krótko po tym mimo wszystko odrzuciła w niego parę razy i sama zaczęła tańczyć.

To dopiero była terapia. Nie jakieś gadanie o tym co się wydarzyło.

— Ruszaj się! — zawył chłopak.

— RUSZAM SIĘ — prawie ryknęła blondynka, potykając się o jego nogę.

Złapali się za ręce przytrzymując siebie nawzajem i tańczyli w dole, tak jak ja tańczyłam w górze.

To miało być co prawda trochę inaczej, bo ja po prostu chciałam udowodnić, że za cholerę się do tej roboty nie nadaję i czekałam, tylko czekałam, aż każą mi spieprzać. No tak, na nich zawsze można było liczyć, że zrobią dokładnie to, czego nie chcesz, by robili.

Ale czy tak nie było lepiej?

Było zupełnie tak, jakby przejęli na siebie część mojego ADHD na te cztery minuty.

— I ty! I ty! — zawołałam ze swojej sceny do klientów, którzy dopiero co weszli, a już zaczęli wychodzić.

No niech jeszcze po psy zadzwonią. Dzień zrobiłby się ciekawszy.

Rozwiązała mi się sznurówka, ale skakałam dalej. Ściągnęłam w międzyczasie czarną skórzaną kurtkę, bo już zaczynałam pocić się jak Alaska odwiedzająca Kongo. Nie paliłam aż tyle, żeby narzekać na zadymione płuca, jednak moja kondycja była gorsza niż kondycja Dustina.

Muzyka towarzyszyła mi od zawsze i nigdy nie chciałam się z nią rozstawać. Była tysiąc razy lepsza od zupełnej ciszy. Jak… Jak deszcz uderzający o samochód, w którym próbujesz spać. Właściwie przy deszczu zasypiałam lepiej.

— Serio nie umiesz tańczyć!

Robin szturchnęła go w żebra.

— Przynajmniej JEDNO z naszej trójki umie — spojrzała na mnie i przełknęła ślinę, posyłając mi uśmiech.

— Dziękuję, dziękuję — ukłoniłam się nisko tak, że prawie zleciałam na ziemię. W ostatniej chwili jednak utrzymałam równowagę i nawet wywinęłam jakiś piruet. — Jesteście ze mną?! — wydarłam się i wycelowałam w nich pilota, jakbym podawała mikrofon.

— Przecież trzęsiemy tu tyłkami dla twojej uciechy — sapnął Steve, wyrzucając ręce w powietrze.

— Ale czy JESTEŚCIE ZE MNĄ!

Buckley wyciągnęła w górę pięść.

— JESTEŚMY TU Z TOBĄ!

— Mów za siebie!

— Wyglądasz jak moja babcia na lekcjach tańca.

Zeskoczyłam z blatu, prawie turlając się od śmiechu. Lubiłam być sama. Ale lubiłam też być z nimi. To oni byli jednym z powodów, przez które nazywałam Hawkins domem.

Kiedy zaczęłam podnosić długopisy, które porozrzucali, złapała mnie ostra migrena, którą jednak zignorowałam. Woah, Lewis. Dość tańczenia na cały tydzień.





FREAKS ➵ stranger things fanfiction Where stories live. Discover now