3. fate

341 57 78
                                    



Cały ranek myślałam i myślałam jak by tu zagadać do króla wieśniaków, który jakimś dziwnym trafem wczoraj mi się przyśnił, ale jak wiadomo czasem z myśleniem jest po prostu słabo.

Błąkałam się po korytarzach jakby to miało pomóc. Miałam okienko. A po nim chyba kolejne. Wyjęłam z torby krakersy i zaczęłam chrupać, kierując się do wyjścia, by zaczerpnąć trochę powietrza. Brakowało go w tej dziurze.

Nie powinno mnie tak bardzo zastanawiać, czy Munson lubił thrillery. A, do cholery jasnej, zastanawiało. Po tym, jak spytał, czy dołączę do klubu wszystko stało się dziwnie nudne. Chodziłam przy ludziach i jakby tylko czekała, aż zrobią coś nieprzewidywalnego, tak jak on. Zaczną śpiewać, wskakiwać na krzesła, padać na kolana, czy pozorować własną śmierć. Sęk w tym, że żaden inny uczeń Hawkins High tak nie robił.

Z gabinetu psychologa szkolnego akurat wychodziła Max. Zauważyła mnie i uniosła jedynie dłoń w geście przywitania, chwilę później zakładając słuchawki na uszy i znikając mi z pola widzenia.

— Wierzysz w przeznaczenie?

Obróciłam się, zauważając Eddie'ego, który pojawił się i szedł obok mnie jakby był tam od zawsze.

— Jeśli moim przeznaczeniem jest teraz pójść zapalić to tak, chyba wierzę — mruknęłam drapiąc się za uchem.

Wywrócił oczami. Chyba liczył na ciekawszą odpowiedź.

— Myślę, że to będzie mój rok — zmienił temat chwytając w dłonie poły jeansowej kurtki. Zerknęłam na niego z uniesioną brwią. — Nic nie ma prawa go zepsuć. Pajace z drużyny mogą mi naskoczyć, a my mamy klub marzeń. No, mielibyśmy, gdybyś też dołączyła.

Ostatnie zdanie zaintonował bardziej niepewnie. Czekał na moją reakcję jak kiedyś mój ojciec na informację o płci nowego dziecka.

Moja dłoń wsunęła się do torby, kiedy tylko chłopak zabrał mi paczkę krakersów, jakby odruchem. Ciało zadziałało szybciej niż rozum. Palcami natrafiłam na opakowanie z wypożyczonym filmem. Teraz spytaj. To łatwe. Nie będziesz musiała wpadać niezapowiedziana, no dalej.

— Jeszcze cię przekonam — powiedział pewnie Eddie, przerywając ciszę, bo chyba właśnie zamknęłam nas w niej na minutę, czy coś. Jego zęby rozdrobniły krakersa z odgłosem chrupania. — Cały czas mam w głowie naszą grę z piątku. To było za szybkie. Nie powinienem cię zabijać, grzecznie za to przepraszam i wnoszę o powtórkę.

— Nasz — odezwałam się, zdejmując dłoń z płyty, wyjmując ją z torby i odbierając mu swoją własność. Wyjął z paczki jeszcze garść krakersów i mruknął:

— Hm?

— To będzie nasz rok. — Posłał mi z boku spojrzenie mówiące, żebym mówiła dalej. Przestał chyba się nudzić. Śmieszne, powiedziałam parę słów. Chociaż nie, śmieszne? Niesamowite. — Twój. Mój — kontynuowałam gestykulując wolną ręką. — Dustina i reszty drużyny też, ale zwłaszcza nasz.

Munson podskoczył w miejscu i nagle szedł już przede mną, plecami do wyjścia, niczym krab.

— Nie obiecuję cię więcej nie zabijać, ale obiecuję bardziej próbować zabijać wszystkich innych — wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— Na twoją gitarę? — parsknęłam wychodząc ze szkoły.

— Na gitarę, na Klub, na co tylko sobie zamarzysz, złotko.

Uśmiechnęłam się.

— A ty wierzysz w przeznaczenie?

Wzruszył ramionami, prowadząc mnie tyłem gdzieś w stronę lasu.

FREAKS ➵ stranger things fanfiction Where stories live. Discover now