2.11 "I'm so sorry" cz. 2- Kailor

84 3 0
                                    

Cztery dni wcześniej

To było głupie. Robił to za każdym razem, wciąż i wciąż z wiszącą nad sobą groźbą, a jednak uchodził z tego cało. Nie wiedział czy to on jest tak sprytny, czy oni mu na to pozwalają. Wiedział, że ona ma nad tym wszystkim kontrolę, ale nie wiedział, do jakiego stopnia się ona sprowadza. Nawet nie znał jej planów. Nie znał jej w ogóle. Nie, odkąd to się stało.

Szedł znienawidzonym cmentarzem. Nie lubił go nie dlatego, że zabroniła pochować jej tam, gdzie chciał. Nie lubił go nie dlatego, że nie miał tu prawa głosu. Nie lubił go, bo tu leżała jego córka. Córka, którą sam wpędził do grobu. I to najbardziej oddziaływało na niego.

Nie zwracał uwagi na wszechobecne groby, bo go wkurwiały. Wolał patrzeć na płoty z krzewów, niebo, drzewa, alejki, trawę i drogi, niż na marmur, kamień i Bóg wie co jeszcze. Każdy szczegół przyrody jego trasy znał tak, jak sztukę chodzenia. Nie zapominał, a tylko zapamiętywał. Oceniał, stwierdzał i podejrzewał. Dziś na przykład ogrodnik przystrzygł topole znajdujące się za obszarem poświęcony grobom niemowlaków i małych dzieci. ,,Tym rodzicom odebrano szanse bez ich zdania. Ja sam zabrałem swoje prawo".

Zawsze szedł inną drogą. Przynajmniej nie tą. Nienawidził jej (no dobra, to zbyt barwne określenie, ale używał tak często tego słowa, że stanowiło równoznacznik ze słowem ,,nie lubię"). Myśl, że on chodzi tamtą drogą doprowadzała go do szewskiej pasji i przywracała okropne emocje i jeszcze większe wspomnienia. Wiedział, co ich połączyło i jak do tego doszło, nie musiał przypominać sobie o tym każdego dnia. Równie dlatego nigdy nie przychodził tego samego dnia. A to też nie zależało od niego.

Zgodził się na to, bo tak na nim to wymuszono. Teraz pluł sobie w twarz, bo choć był okropnym ojcem, mógł choć raz zapomnieć o swojej dupie (i swoich pieniądzach) i pozwolić jej wyjechać, tak, jak go poprosiła. Może, gdyby się zgodził i choć raz odstawił swoją dumę, nie musiałby tego robić. Nie musiałby przeżywać tego codziennie. A jego życie zapewne wyglądałoby inaczej. Byłoby puste i samotne, sztuczne, ale przynajmniej ona by żyła. Ale nie żyła. I nie dało się tego cofnąć.

Sam się sobie dziwił, że to robił, ale gdy zmarła jego dusza chyba się wreszcie wygrzebała z czarnej kołdry bezduszności i wróciła (częściowo) na swoje miejsce. Idealnym człowiekiem nie był i dokonał się okropnych rzeczy (świadkiem było to, że szedł właśnie na grób osoby, którą zabił), przez całe życie ranił i niszczył, ale po tym, gdy dotarło do niego, że to co stracił, już nigdy do niego nie wróci, zmienił się. Wiedział, że nie będzie lepszym człowiekiem, bo miał zbyt trudny charakter i sam nabawił się takiej, a nie innej opinii, ale się starał. Dla niej.

Ściągała jego brudy ze suszarki umieszczonej na pustostanie, ale nie bronił się i nie atakował. Zapewne zrobiłby to, gdyby był dawnym sobą, ale obiecał sobie, że dla niej wreszcie wyjdzie na człowieka, a nie skurwysyna. Był nim, ale starał się zmiejszyć ten stopień. Zresztą, czy da się wymazać swoje winy albo je naprawić, kiedy jesteś bezpośrednim zabójcą swojej córki?

Kupował goździki. To było absurdalne, ale za każdym razem, gdy szedł odwiedzać grób, kupował je. Nie dlatego, że chciał pokazać mu, że też może być solidarny i pamiętać. Kupował je, bo wiedział, że takie gesty-istna sentymentalność-były dla jego córki ważne. A obiecał sobie, że wreszcie pozwoli im się spełnić i dać możliwość realizacji marzeń. I nie będzie im przeszkadzał. Chciał dać znać, że pamięta i pozwala. Chciał pokazać, że uwalnia ją z pętów i okowów, jakie na nią nałożył. Chciał pokazać, że była wolna i nic nie stało na jej drodze. Chciał pokazać, że odpuścił i dał jej wreszcie jej wole. Teraz była wolna. Żałował tylko, że taki sposób przekonał go wreszcie do tego.

Jednostrzałowce~NinjagoWhere stories live. Discover now