Rozdział 23.

2.2K 75 11
                                    

- Ej, Szajner? - Mruknęłam w odpowiedzi. - To coś się nadal na mnie lampi.
- To tylko dziecko. - Westchnęłam, starając się skupić na czytaniu, ale ta zaczęła mnie szturchać palcem w nogę. - Ono ci nic nie zrobi.
- Tak, ale to dzieci w horrorach są tymi najstraszniejszymi.
- Co? - Spojrzałam na nią. - Ty nie oglądasz horrorów.
- Ale oglądałam program ciekawostkowo informacyjny o kinie i...
- To tylko dziecko, bez przesady. A przypominam ci, że ty sama będziesz ciocią, więc nie możesz się ich bać.
- Oj, ale to będzie moja własna, rodzona chrześnica. To coś innego, niż obce bobo, wiecznie się na mnie lampiące.
- Tobie się chyba nudzi.
- Wcale nie.
- Widzę. - Mruknęłam ironicznie, chcąc wrócić do czytania, ale ta znowu zaczęła mnie szturchać. Spojrzałam na nią. - Co?
- Weź coś zrób.
- Ja nie będę rozwiązywać twoich wyimaginowanych problemów z jakimś trzylatkiem. - Patrzyła na mnie. - Idź popływać. Trzylatki mają uczulenie na basenową wodę i da ci spokój.
- Mówisz? - Kiwnęłam jedynie głową, wracając od razu do swojej lektury. - W porządku.
Chyba zrozumiała, że nie mam jakoś ochoty na nasze dziwne przekomarzanki. Usłyszałam głośny plusk, a po chwili byłam już cała mokra. I moja książka. Spojrzałam powoli na przyjaciółkę, która wydawała się być dumna swoim wyczynem.
- Jak...?
- Przez kuchnię dziadzia, to stałam się bardziej utyta.
- Aż tak, żeby wylać na mnie całą wodę z basenu?
- No... - Zaśmiała się krótko. - Jak bardzo duży problem teraz mam?
- Na pewno wracasz do Krakowa na piechotę. - Rzuciłam mokrą książkę na jej pusty leżak. - I radzę ci uciekać.

---

Chyba pierwszy raz, w całej mojej policyjnej karierze, nie chciało mi się wracać do pracy. Od dawna nie miałam tak spokojnego, leniwego oraz udanego tygodnia, że nie chciałam tego przerywać. Jednak z drugiej strony nie mogłam zostawić swojego wydziału bez opieki na dłużej. To nigdy nie kończyło się dobrze. Dla mnie.
- Bez przesady. - Powiedziała Amelia, gdy opowiedziałam jej o swoich obawach. - Skoro nie dzwonili spanikowani, że coś jest nie w porządku, to nie musisz się obawiać.
- Nie dzwonili, bo im groziłaś, że poszczujesz ich Psem.
- Ale dodałam, że mogą dzwonić. - Zaparkowała na swoim miejscu i na mnie spojrzała. - Gdyby budynek uległby poważnemu uszkodzeniu, gdyby Brygida zaczęła rodzić, gdyby komuś coś się stało poważniejszego, niż skaleczenie od tępego widelca lub gdyby wróciła Gabi.
- To ma mnie uspokoić?
- Powinno? - Pokręciłam tylko głową wysiadając z auta i zaczęłam z tylnego siedzienia zbierać swoje rzeczy. - Ty po prostu niepotrzebnie panikujesz.
- Po prostu ich znam.
- Nie. - Odczekałam jak weźmie swoje rzeczy i razem ruszyłyśmy w stronę wyjścia z parkingu. - Chcesz mieć wszystko pod kontrolą.
- To też, ale nic na to nie poradzę, że jedyna osoba, której tu naprawdę ufam, wkurzała na mnie na urlopie.
- No, wiesz... - Stanęła i gdy na nią spojrzałam, to się uśmiechnęła. - Ja mogę dla ciebie dużo, ale się nie rozdwoje.
- Zapomniałaś telefonu z auta, prawda? - Skinęła głową. - Robisz kawę.
Uśmiechnęłam się tylko i możliwie jak najszybciej poszłam do swojego gabinetu, w którym czekał na mnie Kuba.
- Cześć. - Uśmiechnął się na mój widok, podnosząc się z fotela. - Opaliłaś się.
- Co się stało?
- Oj od razu się coś stać musiało. Wilczewskiego zatrzymała w domu jakaś sprawa rodzinna, więc ja ci mam opowiedzieć o ostatnim tygodniu.
- Więc słucham.
- Brygida jeszcze ten tydzień pracuje. - Spojrzałam na niego. - Jej lekarz i Wilczewski się zgodzili. Dzisiaj przyjdzie później, bo ma wizytę.
- Oboje idioci. - Usiadłam na swoim krześle i spojrzałam na biurko zawalone teczkami i innymi dokumentami. - A czy stało się coś, co by mnie mogło zdenerwować?
- Chyba nie. - Spojrzałam na niego. - W sensie... Nie. Było cicho i spokojnie. Tylko za wami tęskniliśmy.
- Yhm... - Westchnęłam cicho, nie do końca mu wierząc. Ale skoro nie chciał mówić, to wolałam nie naciskać. - Powiedzmy, że ci wierzę.

---

Z Amelią nie rozmawiałam praktycznie cały dzień. Widziałam ją jedynie raz na jakiś czas na korytarzu, ale była wiecznie wpatrzona w telefon. Może byłam zbyt przewrażliwiona, może widziałam problemy tam, gdzie ich naprawdę nie było, jednak nie chciałam, aby znowu wpadła w jakieś problemy. Lecz nie chciałam jeszcze reagować. Postanowiłam poczekać, a nie naciskać. Tylko znałam ją na tyle dobrze, że wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
- Maria...? - Przyszła do mnie jakiś czas później i po prostu położyła mi na klawiaturze kluczyki do auta. - Muszę wyjść.
- Co? - Popatrzyłam na nią, ściągając szybko okulary. - Co się stało?
- Nooo... Opowiem ci później. - Uśmiechnęła się nerwowo. - Widzimy się w domu.
Odwróciła się na pięcie i prawie wybiegła. Westchnęłam cicho, odkładając okulary na blat biurka i przetarłam twarz dłońmi. Teraz dopiero zaczęłam być niespokojna.

---

Wróciłam do domu dość późno i to znacznie później, niż zamierzałam. Gdy weszłam do salonu, Amelia siedziała na kanapie, z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Ej, co się stało? - Położyłam torebkę na fotelu i usiadłam obok niej. - Amelia?
- O... - Spojrzała w końcu na mnie i się uśmiechnęła. - Chyba przysnęłam. Fajnie, że już jesteś.
- Co się stało? - Złapała mnie za dłoń i gdy się podniosła, pociągnęła mnie za sobą i bez słowa zaprowadziła mnie do swojego pokoju. - Co...?
Spojrzałam na nią, ale ta się oparła o ścianę i zawzięcie zaczęła unikać mojego spojrzenia.
- No...
- Czy to jest...
- Zuzia. - Powiedziała cicho, patrząc na śpiącą dziewczynkę na jej łóżku. - Ta, przez którą bolały cię plecy.
- Ale co ona tu robi?
- Śpi.
- To właśnie widzę, ale chcę wiedzieć, dlaczego.
- Dowiedziałam się rano, że ma wyjść ze szpitala. No i wykorzystałam swój brak większych znajomości w Krakowie i jest.
- Tutaj.
- Tutaj. - Spojrzała w końcu na mnie. - Po prostu, po tym co ona przeszła, nie chciałam, by znowu trafiła do Domu Dziecka. Poza tym nie wiemy czy ktoś nadal na nią poluje i w ogóle po co oni ją porwali i kim oni byli i w ogóle. Więc tu też będzie bezpieczna. Czy z nami czy z dziadkiem. Czy ogólnie.
Uśmiechnęłam się tylko. Znałam ją tyle lat, ale po raz pierwszy przez nią zabrakło mi słów na to, co właśnie zrobiła i na co się zdecydowała. Nawet, jeśli nie do końca rozumiałam dlaczego zrobiła przede mną z tego taką wielką tajemnicę, to byłam z niej naprawdę dumna.Pocałowałam ją w policzek, a później się do niej przytuliłam.
- Ale wiesz, że...
- Wiem. - Powiedziała i mnie objęła. - Po prostu nie mogłam inaczej.

The living endWhere stories live. Discover now