Rozdział 13.

2.6K 76 14
                                    

- Nie, ale... - Westchnęłam zirytowana, gdy moja wypowiedź została przerwana przez buczenie wiertarki. - Nie ważne. Kacper, potem do was przyjdę.
Miałam już wejść do siebie, ale zauważyłam Bogdana i idącą za nim Amelię.
- Cześć.
Przywitał się ze mną, ale nie wyglądało na to, aby był w dobrym humorze.
- Bogdan, ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że urodziny twojej teściowej są ważniejsze od kręgli z nami. W ogóle ona ma urodziny w Halloween. Nie zastanawiało cię nigdy to, że to nie może być przypadek? - Odwrócił się w stronę Amelii, a ta tylko szeroko się uśmiechnęła. - Pozdrów ją ode mnie.
- Amelia... - Odezwałam się, gdy odszedł. - Tylko mi nie mów, że nie mamy trzeciego.
- To nie moja wina, że w tak wielkim budynku, w którym pracuje tyle osób, tylko nasza trójka ma stopień podinspektora w górę. A poza tym wolałabym zdecydowanie paintball, a nie kręgle. Jednak drużyna mózgowców ma alergię na pistolecik z farbą, a w drużynie śledczych jest ciężarna. - Wyciągnęła telefon z kieszeni. - A umówmy się, że my w kręgle dobre nie jesteśmy. I nie chcę grać my dwie na ich dwie trójki.
- Dzwonisz do dziadka, prawda?
- No, w końcu jak odchodził na emeryturę, to miał tego inspektora, więc się zalicza. Oni długo będą tak wiercić?
- Mam nadzieję, że nie. Załatw to z nim i przyjdź do mnie, chcę coś z tobą umówić. - Patrzyła na mnie. - Dobra, zrobię ci twój ulubiony napój z kofeiną.
- No, trzeba było od tego zacząć.
- A możesz ich na chwilę uciszyć? - Westchnęłam cicho. - Wiem, że pracują, ale my też. I od tego remontu, naprawdę zaraz niewytrzymam.
- Jasne. - Uśmiechnęła się, przykładając telefon do ucha. - Wsadzę mu tą wiertarkę w tyłek.
- Nie tak drastycznie.
- Wyłączoną.
- Amelia...
- No, dobra. Dziaaadek, a Maria nie pozwala mi wsadzić wiertarki komuś w tyłek. Ona mnie już chyba nie lubi.
Powiedziała do telefonu, patrząc mi prosto w oczy i od razu ode mnie uciekła.
- Oszaleję.
Westchnęłam i chcąc nie chcąc poszłam do kuchni, przygotować dla nas kawę. Gdy ją robiłam, zaczęłam myśleć o Klaudii. Dawno nie miałam żadnego odzewu z jej strony i marwtiłam się, że stan jej zdrowia ponownie się pogorszył. Westchnęłam cicho, wsypując kolejną łyżeczkę cukru do kawy przyjaciółki, a po chwili zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiedziałam która to z kolei była.
- Szefowo? Pani chciała się z Szefową pilnie widzieć.
- Hm...? - Podniosłam głowę znad kubka kawy i spojrzałam na kobietę, która stała w towarzystwie mundurowego. - Dziękuję. O co chodzi?
Spytałam sucho, gdy zostałyśmy same.
- Komendant wojewódzki mnie przysyła z pozdrowieniami.
Wyciągnęła w moją stronę rękę, w której trzymała jakieś pismo. Domyśliłam się od razu co to może być, ale zanim to od niej odebrałam, to posłodziłam kawę Amelii dwiema łyżeczkami cukru, tak jak lubiła i powoli, robiąc to specjalnie, wymieszałam ją i dopiero wtedy sięgnęłam po to, co trzymała w ręku.
- Mam zacząć od jutra i...
- Załatwione. - Przyszła Amelia. - Dziadek nas odbierze. A to od wiertarki, to byłam w stanie tobie jedynie załatwić godzinę spokoju.
- A dużo im zostało?
- No... To zależy z jakiej strony spojrzeć. Coś się stało? - Wskazałam brodą na naszego gościa. - O, Gabi. Prowadzimy coś z Interpolem?
- Nie. Z polecenia wojewódzkiego zaczyna od jutra.
- Co? Skoro odeszłaś z Interpolu, to dlaczego nie wróciłaś do starego wydziału?
- Mają komplet.
- Yhm... Komplet mówisz? - Wzięła swój kubek z kawą i się z niego napiła. - Ile ty mi tego posłodziłaś?
- Możliwe, że za dużo. Oddaj ją, zrobię ci nową.
- Oszalałaś? Jest idealna. Chodź, ogarniemy to, co chciałaś. On chce przed graniem zjeść z nami obiad.
- Yhmm... Ale potem nie narzekaj, że cię boli głowa od nadmiaru cukru. - Westchnęłam, przypominając sobie o Gabi. - Michał, bądź tak miły i odprowadź nową koleżankę, a potem przyślij ją do mnie.
Poprosiłam Walewskiego, gdy ten niefortunnie się tu pojawił.

---

Jej dołączenie do mojego zespołu i to jeszcze z pisemnego rozkazu wojewódzkiego, zupełnie wytrącił mnie z równowagi. Nie chciałam teraz się tym zadręczać. Pierwszy raz od dawna spotkałam się ze swoimi ludźmi, chociaż niestety nie ze wszystkimi, poza pracą i nie chciałam ich martwić swoimi przemyśleniami. Zwłaszcza, że bardzo dobrze się bawili i nawet ja, chociaż mojej drużynie nie szło jakoś wybornie.
- Ja nadal nie wierzę, jakim cudem to ugraliście. - Powiedziała Olga, gdy po skończonej rozgrywce wyszliśmy na zewnątrz. - I to strącając trzy kręgle.
- To się nazywa fart nowicjusza. - Staszek oparł się o auto. Było widać, że jest z siebie dumny. - Albo odkryłem właśnie swój ukryty talent.
- Nie, Dziadku. Szło ci tak samo okropnie jak nam. Po prostu ci się poszczęściło.
- Dziękuję, Wnusiu. Miło z twojej strony, że wierzysz w ukochanego Dziadzia. Podrzucić kogoś? - Gdy każdy odmówił, spojrzał się na nas. - A wy?
- A my się przejdziemy.
- Co? To daleko, no weź... - Patrzyłam na nią. - Przejdziemy się.
Pożegnałyśmy się ze wszystkimi i gdy byłyśmy wystarczająco daleko od nich, to powiedziałam Amelii, co mnie od dzisiejszego poranka gryzło.
- No, ale sama przyznasz, że to niecodzienna sytuacja. On nawet się mnie o zdanie nie zapytał. Nawet nie zadzwonił, tylko wysłał ją z głupim papierkiem.
- Mnie gryzie coś innego. - Milczała, dopóki nie minęła nas grupka nastolatków przebrana w dzwine stwory. - Dlaczego ona cię okłamała.
- A okłamała?
- Yhm. Chciałam do nas ściągnąć Roberta, ale oni mają większe braki, niż my. Więc nie wydaje mi się, żeby jej nie chcieli. Mówiła ci, dlaczego odeszła z Interpolu?
- Yhm. Uznała, że to nie dla niej. - Spojrzałam przelotnie na przyjaciółkę. - Ale to jeszcze sprawdzę. Musi być jakiś powód, dla którego ona tutaj jest.
- Oby nie był ten, o którym myślę.
- A myślisz, że to może być zemsta? Przekonałaby jakoś wojewódzkiego i od teraz możemy mieć problemy?
- Meh. On nie jest głupi i poza tym wie, że u ciebie wszystko jest git. Nie wiem, ale będę jej się uważnie przyglądać.
- Jest chociaż dobra?
- Inaczej by nie była na moim wydziale, ale nie była jakaś wybitna jak Kuba czy Klaudia. No i pytanie czy Interpol jej nie zepsuł... - Westchnęła cicho. - Dlaczego ludzie przebierają za klauny? Zero kreatywności.
- Ty byś się przebrała za Policjantkę, więc nie komentuj.
- A po co ja mam się wysilać, skoro wystarczy, że wyciągnę mundur z szafy. - Uśmiechnęłam się tylko. - Zjemy coś?
- No. Mam chęć na ogromnego burgera z frytkami.
- No, to... - Skręciłyśmy za róg i pech chciał, że wpadłyśmy na moich rodziców. Amelia cicho krzyknęła i wskazała na moją mamę. - No. W takim kostiumie, to wygrasz każdy konkurs.
- Nie jestem za nic przebrana.
- O... Serio? I kto tu idzie na łatwiznę, co?
- Tha. - Prychnęłam rozbawiona. - Chodźmy zje...
- Mamo, musimy się pośpieszyć, bo zaraz nam się skończy czas parkingowy. - Podszedł do nich jakiś mężczyzna w towarzystwie kobiety. - Przeszkadzamy?
- Nie. Zaczekajcie na nas przy samochodzie, zaraz do was przyjdziemy. - Odprowadziłam tą parę wzrokiem. Nie byłam na chwilę obecną zrobić czegokolwiek więcej. - Twoja babcia cię nie nauczyła, że należy się przywitać?
- Kto to był do cholery?
- Dawid. Twój brat.
- Jej co?
- Aha. - Zaśmiałam się cicho. - Więc wyrzuciliście mnie z domu, a potem na pocieszenie zrobiliście sobie bachora?
- On przynajmniej jest normalny. I tego samego chcemy dla ciebie.
- Nudna praca, mżonek i banda bachorów. Macie zupełnie inne poglądy na życie, a wasze są... Staromodne.
- Nie rozmawiamy z tobą.
- A kiedy do was dotrze, że ja dla siebie nie chcę tego, co wy dla mnie i, że to ja sama o tym decyduję. A poza tym jesteście moimi rodzicami tylko na papierze. I to was nie upoważnia do...
- Tu się mylisz.
- Tha... Nie ma to jak wyrzucić dzieciaka z domu, a potem sobie decydować o jego życiu. I jeszcze mieć do niego pretensje. - Złapałam ją szybko za dłoń. Nie chciałam, by się niepotrzebnie denerwowała. - Gratuluję.
- A ta baba koło niego, to kto to?
- Jego żona. - Moja matka od razu szeroko się uśmiechnęła. - Mają rocznego synka.
- Aha. To od kiedy stałaś się babcią, to postanowiłaś mi pozatruwać tyłek o jakieś głupoty, które mnie nie interesują i na które nie mam czasu. Twoja mama taka nie była.
- Mówisz, że to jego żona? Nie wiedziałam, że Quasimodo ma rodzeństwo. - Mruknęła cicho Amelia, będąc odwrócona w ich stronę. - W dodatku brzydszą siostrę bliźniaczkę.
- Słuchaj, ty...
- Nie. To wy mnie posłuchajcie. Nie obchodzi mnie wasze zdanie na temat mojego życia. Nie chcę słuchać tych waszych głupot na mój temat i nie życzę sobie, żebyście mnie nachodzili gdziekolwiek. I uwierzcie mi, że zakaz zbliżania się do mnie mogę załatwić od ręki i to z wielką przyjemnością. Więc dajcie mi już spokój. Tylko tego od was chcę.
- Jesteś naszym dzieckiem...
- Nie. - Przerwałam jej od razu. - To on jest. Ja przestałam nim być w wieku piętnastu lat. I dla mnie jesteście nikim. Dosłownie i w przenośni. A my idziemy coś zjeść.
Minęłam moją matkę i pośpiesznie odeszłam.
- Wszystko w porządku? - Amelia dogoniła mnie po kilku minutach. - Maria?
- Tak, jest w porządku. - Chrząknęła wymownie. Stanęłam i na nią spojrzałam. - Naprawdę.
Może nie powinnam, bo to jednak moja jedyna rodzina, ale...
- Nie. Twoja rodzina jest teraz o tu. - Rozłożyła szeroko ramiona. - Jedyna w swoim rodzaju.
- To fakt. - Roześmiana się do niej przytuliłam. - Ale naprawdę jestem głodna.
- Yhm. - Objęła mnie mocno. - A mnie boli głowa.
- Od kawy?
- Niby tak, ale powiem, że to przez twoją matkę. - Zaśmiałam się cicho. - I ja stawiam.

---

Wyszłam od siebie i od razu się uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam Staszka idącego w moją stronę.
- Cześć?
- Hej. Przyszedłem was zabrać na obiad.
- Tak po prostu?
- Mam zakwasy po tych kręglach. - Zaśmiałam się cicho. - Nie chciało mi się dzisiaj gotować.
- Amelia pojechała do prokuratury. Powinna niedługo wrócić. - Uśmiechnęłam się szeroko. - A co do twoich...
Dalszą wypowiedź przerwała mi Olga, a właściwie jej głośny, przerażający krzyk. Wymieniłam ze Staszkiem krótkie spojrzenia i do niej podeszliśmy.
- Olga? Co się stało? - Bez słowa wskazała drżącym palcem na duży ekran. - Amelia...?
Szepnęłam cicho, zbliżając się do monitora. Patrzyłam na nieprzytomną przyjaciółkę, która leżała gdzieś w ciemnościach i słyszałam za plecami głos Staszka, który wydawał polecenia moim ludziom, bo ja nie byłam aktualnie w stanie. Patrzyłam się tylko na monitor i im dłużej patrzyłam na ciemne otoczenie, w którym była, to zaczynały mi się nasuwać głupie wnioski, o których wolałam nikomu nie mówić. Nie chciałam mieć w tym momencie racji.
- Mario...? - Poczułam jego dłoń na ramieniu. - Krew ci leci.
- Co?
- Krew ci leci. Z nosa.
- A... - Przetarłam wierzchem dłoni swój nos. To aktualnie nie było ważne. - Namierzasz, skąd i kto ci przysłał to nagranie?
- Staram się. - Odpowiedziała mi szybko. - Tylko, że to jest nadawane dla nas na żywo.

The living endOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz