2

291 12 0
                                    


Zanim wysiedliśmy z pociągu to trochę czasu minęło, najbardziej tłocznie było przez pierwszoroczniaków. Gdy jednak udało nam się w końcu wyjść to jakimś cudem zgubiłam swoich towarzyszy, rozglądałam się po wszystkich stronach, wypatrując ich. Po kilkunastu sekundach odnalazłam machającą do mnie Lily. Miałam się już kierować w stronę wozów gdzie czekała na mnie dziewczyna, lecz uniemożliwił mi to głos mojego przygłupiego braciszka.

- Biedulka. Co twoi przyjaciele cię zostawili? Nic dziwnego. Powiedział głupio uśmiechając się do swojej bandy. Dziwiłam się że znajduje się w niej Remus Lupin, jeden z najbardziej rozumnych i spokojnych ludzi, których znałam. No, ale cóż widocznie pozory mylą i może w rzeczywistości nie jest taki jak się wydaje.

- No widzisz braciszku, akurat w tej kwestii się mylisz, z resztą tak jak zawsze. To że stoję tu sama nie znaczy, że moi przyjaciele mnie porzucili. Wyszłam ostatnia, żeby nie zostać staranowaną, poza tym nie muszę ci się tłumaczyć. Muszę już iść, bo na mnie już czekają. Na ciebie akurat nie ma kto. Uśmiechnęłam się do niego dumnie i odeszłam do swoich przyjaciół. Gdy odchodziłam usłyszałam strzępek ich rozmowy.

- No no, powiem ci rogacz, że ta twoja siostrzyczka to cięta jest. Powiedział gwiżdżąc, chyba Black. 

- Weź się odwal. Odpowiedziałam na to mój brat. Reszty nie słyszałam, bo byłam za daleko żeby cokolwiek usłyszeć. Poza tym już prawie biegłam, bo cały czas rękami poganiała mnie Evans, żeby nie uciekł nam powóz.

- Co tak długo? Zapytała lekko poddenerwowana.

- A weź lepiej nie pytaj. Znowu mnie ten debil zaczepił. Odpowiedziałam, wchodząc do wozu.

- Mogłam się tego spodziewać. Nic ci nie zrobił? Zapytała zatroskana i  jednocześnie zdenerwowana słysząc o moim durnowatym braciszku.

- Nie, nic mi nie jest. Odpowiedziałam uśmiechając się do niej wdzięcznie, na co kiwnęła głową i się rozsiadła.

- Na pewno wszystko dobrze? Odezwał się Sev pierwszy raz od momentu wysiadki z pociągu.

- Tak, wszystko jest ok. Miło, że się martwisz, ale nie ma czym Sevciu. Odpowiedziałam szeroko się do niego uśmiechając. Ten tylko popatrzył na mnie z politowaniem. Nie lubił gdy go tak nazywałyśmy, a szczególnie ja. Mimo to i tak mu  takim sposobem zdrabniam imię. W jakimś stopniu to  dla mnie urocze, gdy się złości. Zanim się obejrzeliśmy, byliśmy już na uczcie i patrzyliśmy na przerażone twarze pierwszoroczniaków, którzy byli przydzielani do domów. Po przydzieleniu Dumbledore stwierdził, że jeszcze sobie pogada. A w tym czasie patrzyłam na niego zabijającym spojrzeniem, bo byłam niewyobrażalnie głodna.

- Mel spokojnie, bo go jeszcze zabijesz. Zaraz skończy. Zaczął się naśmiewać się Severus z wyrazu mojej twarzy, gdyby nie otaczający nas ludzie to by ryknął śmiechem. Tak jak zawsze gdy byliśmy sami lub w trójkę. Mimo pozorów, które sprawiał Snape był nawet zabawnym człowiekiem i nawet to lubiłam. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego wnikliwym spojrzeniem.

- Skąd  ty to możesz wiedzieć? On jest nieobliczalny i może tak gadać godzinami, a ja umrę w męczarniach z głodu. On tylko pokręcił głową rozbawiony i zaczął sobie nakładać pojawione się przed chwilą jedzenie. Ja tylko na nie spojrzałam nie dowierzając, że przemowa się tak szybko skończyła.

- No nakładaj sobie i jedz, a nie. Dopiero co narzekałaś, że jesteś głodna. Powiedział Severus, jednocześnie szturchając mnie łokciem.

- Zaraz sobie nałożę, tylko naleje sobie soku i nie musisz się tak martwić. Powiedziałam zawadiacko się uśmiechając. A on tylko na to prychnął i wrócił do konsumowania kolacji. 


Mimo przeciwieństw...Where stories live. Discover now