Rozdział 11

9.3K 690 50
                                    

Kolejny tydzień, kolejna porcja krwi.

Widziałam w oczach Trevora zaskoczenie każdego dnia, kiedy pytał mnie, czy jestem głodna, a ja zawsze odpowiadałam, że nie. Bladego pojęcia nie miałam o tym, jak zachowują się młode wampiry. Sądząc po jego minie, mój przypadek był inny niż wszystkie pozostałe, bo rzadko kiedy bywałam głodna.

- Na wszelki wypadek - powiedział Trevor podając mi szklankę krwi. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się do niego. Szybko opróżniłam zawartość. Była smaczna, nie brzydziłam się nią, ale mimo wszystko nie pragnęłam jej tak, jak przedtem. Pamiętam ten dzień, kiedy Madison mnie znalazła. Byłam istnym potworem i mordercą - tak jak Hadrian. Całe szczęście mój oprawca odpuścił sobie. Przestał mnie nękać, nie widziałam go już drugi tydzień. To chyba dobrze, prawda?

Zerknęłam w stronę pakującego się Petera. Polubiłam go. Mieliśmy bardzo dużo czasu, żeby porozmawiać i lepiej się poznać.

- Szkoda, że byłeś tak krótko - zauważyła Madison.

- Nie mieszkam na drugim końcu świata tylko miasta - stwierdził radośnie - Zawsze możesz wpaść.

- Dobrze wiesz, jaka jest sytuacja. Jak będziesz wynajmował własne mieszkanie, obiecuję, że będę wpadać najczęściej jak się da.

Jaka jest sytuacja? Czyżby Peter mieszkał z kimś, za kim Madison nie przepadała? Ma dopiero 18 lat, więc zapewne mieszkają z nim rodzice. 

Madison nigdy o nich nie wspominała.

- Daj, pomogę ci znieść je na dół - zaproponował Trevor i wziął jego walizki - Madison, weź tamtą torbę.

Intryga... Zaśmiałam się w duchu. Chcieli, żebym została sam na sam z Peterem.

- Miło było cię poznać - zaczęłam w końcu rozglądając się po pomieszczeniu tylko, żeby nie spojrzeć w jego oczy.

- Mówisz to tak, jakbyśmy się już nigdy nie mieli spotkać - zauważył wciskając ręce do kieszeń spodni.

- Drugi koniec miasta, jestem wampirem, ty człowiekiem.

- Polubiłem cię. Naprawdę.

Serce waliło mi jak szalone. Patrzyłam na niego, on na mnie. Nagle dostrzegłam, że Peter się poruszył, że szedł w moją stronę, że mnie całował... 

Cholera, jakie miękkie usta.

Chłopak robił to delikatnie, w każdej chwili był gotowy przestać, gdyby mi się to nie podobało. Ale podobało mi się to i nie chciałam tego przerywać.

- Powinniśmy się kiedyś spotkać - zaproponowałam kiwając głową. Peter wciąż trzymał dłonie na mojej szczęce. Zaśmiał się i pocałował mnie delikatnie w nos.

- Tak, zdecydowanie tak.

***

Co to kurwa ma być?

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Jak to w ogóle mogło się stać? Jakim cudem Sara Colvin, która zaginęła rok temu, stała przede mną?

- Synku - usłyszałem jej cichy głos. Pamiętałem go. Nigdy nie zapomniałbym tego tonu, troski w tym brzmieniu. Kobieta podeszła do mnie i otuliła mnie swoimi matczynymi ramionami.

- Gdzie byłaś? Gdzie... - wyjąkałem ściskając ją mocniej. Zerknąłem na mojego ojca, która stał obok i patrzył na nas z niedowierzaniem.

- Sara - wyszeptał tylko i dołączył się do nas. Moja matka płakała, a mnie spadł kamień z serca. Przez ostatnie kilka miesięcy, straciłem nadzieję. Pogodziłem się z myślą, że Sara umarła. A teraz? Żyje i odnalazła się.

Noc z wampirami: Mroczny światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz