Rozdział 2

13.9K 941 116
                                    

-  Charlotte, śniadanie! 

Natychmiast zerwałam się z łóżka, kiedy usłyszałam głos mojej rodzicielki. Już na schodach czułam nieziemnski zapach tostów z serem. 

- Dzień dobry - przywitała mnie matka całując w policzek. Miałam dopiero 13 lat, a już ją przerosłam. 

- Gdzie jest David? - spytałam rozglądając się za moim 15-letnim bratem. Mimo niewielkiej różnicy wieku, ja i David świetnie się dogadywaliśmy. 

- Poszedł z tatą wyjąć rowery - wyjaśniła podając mi talerz. 

-  Mój też? - powiedziałam zerkając na zegarek. Miałam jeszcze pół godziny do wyjścia. 

- Tak. Chyba dacie radę dojechać sami do szkoły, prawda? - upewniła się siadając na przeciwko mnie - Jeź ostrożnie- poprosiła uśmiechając się i patrząc, jak przegryzam tosta - Jesteś już dużą dziewczynką. 

- Mamo... - mruknęłam lekko poirytowana. Nie lubiłam jak ktoś nazywał mnie "dziewczynką". 

- Smakuje ci? - spytała po chwili ciszy. 

- Pyszne są - odparłam, po czym dodałam - Z resztą jak zawsze. 

- Cieszę się.

***

To wspomnienie przeszło przeze mnie jak prąd: szybko i zupełnie niespodziewanie. Sama nie wiem, czemu akurat ta myśl nasunełam mi się właśnie w tej chwili. To było ponad trzy lata temu. Prawda, Sara i Richard byli moimi rodzicami, a David moim bratem - ale to wszystko wydawało się takie odległe, jakby działo się zupełnie w innym świecie. 

Uniosłam lekko głowę. Gdzie ja do cholery jestem? Wymacałam ręką podłoże i poczułam wilgotną ściółkę leśną. Dotknęłam warg i od razu sobie przypomniałam, co się stało. Mężczyzna, krew i... moja śmierć. Co za bzdury! Gdybym umarła, to chyba bym nie myślała, prawda? Nie byłoby mnie, nie istniałabym. A jednak dokładnie pamiętam, jak chłopak złamał mi kark. Nawet gdybym jakiś cudem nie wyzionęła ducha, teraz nie byłabym w stanie się podnieść. 

Poruszyłam lekko głową. Hm, szyja w porządku. Spojrzałam na wszystkie kończyny.  One też były na swoim miejscu. Może coś wczoraj wypiłam i teraz nic nie pamiętam? 

Otrzepałam ubranie z liści i ziemi i ruszyłam jakgdyby nigdy nic w stronę domu. Ale to nie był ten las, do którego tak często przychodziłam. Drzewa były inne, nie widziałam wydzielonej dróżki ani nic, co by go przypominało. Musiałam pójść trochę dalej niż zwykle. Dobra, więc w którą stronę mam iść? Może zadzwonie po Davida? Sięgnęłam do kieszeni po komórkę, ale kiedy ją wyjełam była cała roztrzaskana.

- Co do cholery?! - zawołałam wściekła. Spokojnie, nic się nie stało. Muszę teraz zdecydować, w którą stronę mam iść. Rozejrzałam sie po lesie jeszcze raz, kiedy nagle dostrzegłam tabliczkę powieszoną na drzewie ze strzałką skierowaną w lewą stronę. Oderwałam ją i zobaczyłam na odwrocie napisaną wiadomość:

IDĄC W LEWO DOJDZIESZ DO MIASTA. NIEDŁUGO SIĘ ZOBACZYMY, CHARLOTTE. 

Czyli jednak to nie moja chora wyobraźnia. To na prawdę się stało. Ten chłopak na prawdę był tu wczoraj, dał mi swoją krew, a potem mnie zabił. 

Zaśmiałam się głośno. To było niedorzeczne. Zaczęłam iść w kierunku wskazanym przez chłopaka, co chwili spoglądając na dopiero co wschodzące słońce. Zacisnęłam mocno powieki, bo promienie były bardzo mocne, raziły moje oczy. Upuściłam kartkę i zasłoniłam je rękoma, ale wtedy poczułam pieczenie na dłoni. Spojrzałam na nią. Była cała zaczerwieniona. Zaczęłam biec, szukać chociaż kawałka zacienionego miejsca. Schowałam się pod rozłożystym dębem. Biegłam dwie, trzy sekundy. Gdy dostrzegłam, jak daleko była kartka, która upuściłam, nie mogłam uwierzyć, że tak szybko się przemieściłam. Co to ma znaczyć? 

Zanim zdążyłam odpowiedzieć na to pytanie, poczułam, że kły nie mieszczą mi się w szczęce i wyrastają poza linie zgryzu. Zaczęłam krzyczeć i płakać. Tak strasznie bolało... Co się ze mną działo? 

Nagle usłyszałam kroki za sobą. Przestałam wrzeszczeć, lecz łzy nadal mi płynęły. Upadłam na ziemię trzymając się za głowę. 

- O mój Boże - usłyszałam kobiecy głos - Co się stało? - spytała kobieta w podeszłym wieku. Obok niej stał mężczyzna, prawdopodobnie jej mąż - wysoki, siwiejący staruszek. 

- Nie wiem, to tak strasznie boli - zawołałam trzymając dłonie na wargach. 

- Zadzownię pod 112 - zaproponował mężczyzna wyciągając telefon komórkowy. 

- Co cię boli? - rzekła kobieta schylając się do mnie - Spójrz na mnie - poprosiła, a ja posłusznie wykonałam polecenie - Thomas... - zawołała cicho imię męża. Żona Thomasa była przerażona. Mężczyzna spojrzał na mnie trzymając telefon przy uchu. I wtedy poczułam coś, czego nigdy wcześniej nie czułam - niewyobrażalny głód, który zawładnął całym moim ciałem. Rzuciłam się na kobietę i w kilka sekund wyssałam kilka litrów krwi z jej organizmu. Thomas nie mógł sie poruszyć, upuścił telefon, a kiedy przyszła kolej na niego, wrzeszczał jak opętany. Z pewnością go bolało, ale nie przejmowałam się tym. Najważniejsze było zapanowanie nad głodem. 

PISZCIE W KOMENTARZACH, CZY SIĘ PODOBAŁO, BO NIE WIEM CZY JEST SENS DALEJ PISAC :D

Noc z wampirami: Mroczny światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz