Rozdział 4

11.4K 775 19
                                    

- Może to była za duża dawka. Myślisz, że przesadziłam? - usłyszałam kobiecy głos - Co jeśli ją zabiłam? 

- Kochanie, uspokój się - kolejna osoba, tym razem mężczyzna - Takim środkiem nie można zabić wampira, wiesz dobrze o tym. 

- Ale... ona tak długo jest nieprzytomna - wyjąkała kobieta. 

Postanowiłam, że przestanę wsłuchiwać się w rozmowę dwójki ludzi i otworzyłam oczy. Znajdowałam się w niewielkim, zacienionym pomieszczeniu. Leżałam na bardzo wygodnej kanapie otulona ciepłym kocem. Podparłam się na rękach i przyjrzałam się dokładnie twarzom osób spoglądających na mnie z wielkim zaskoczeniem. 

Kruczoczarne włosy, ciemne oczy, małe usta i delikatne rysy twarzy - to ta kobieta, która wstrzyknęła mi coś, gdy próbowałam zabić tamtych mężczyzn. Do cholery ona usiłowała mnie zabić! 

- Ty suko! - warknęłam i skoczyłam na nią. Nie zdążyłam rozchylić ust, aby ją ugryźć, bo mężczyzna, z którym rozmawiała, zdążył mnie złapać od tyłu za ramiona. 

- Spokojnie - powiedział kojącym głosem - Wszystko w porządku, Madison? - spytał dziewczyny wzmacniając ucisk. 

- Tak - kiwnęła głową wstając z podłogi - Nic się nie stało. 

- Koleżanko, chyba będziemy musieli porozmawiać - mruknął do mnie. 

- Puszczaj mnie! - krzyknęłam szarpiąc rękoma, ale mężczyzna był silny. 

- W porządku. Ale obiecaj, że już nie rzucisz się na Madison, dobrze? - zaproponował. 

- Dobrze. 

Odpuściłam. Byłam ciekawa, co mają mi do powiedzenia, a zwłaszcza Madison. Spojrzałam na twarz chłopaka. Miał dłuższe, jasne włosy i brązowe oczy. Wyglądał jak gość z reklamy pasty do zębów: miła twarz i śnieżnobiałe zęby. Usiadłam na kanapie, a Madison stanęła w bezpiecznej odległości ode mnie. 

- Powiedz nam jak się nazywasz - zaczął uśmiechając się. Siedział na przeciw mnie, a oddzielała nas niska kasztanowa ława. 

- Charlotte - odparłam powoli uspokając się. Pomimo towarzystwa młodej kobiety, nie odczuwałam już głodu. Czyżby to przez tego chłopaka, który mówił tak kojąco?

- Jestem Trevor. Madison to moja żona. Posiadam moce podobne do twoich - wytłumaczył bacznie mi się przyglądając - Mam nadludzki słuch, węch, potrafię szybko biegać, jestem niesamowicie silny i żywię się ludzką krwią. Jestem wampirem. 

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Siedziałam jak sparaliżowana i patrzyłam na nich. Trevor uświadomił mi, że stałam się... czymś nieludzkim. Nie myślałam o tym, z czym związane są moje moce i chęć zabijania. Czemu? Przecież to było oczywiste, że jestem wampirem. Dlaczego przez tak długi czas nie przyjmowałam sobie tego do wiadomości? 

Zaczęłam płakać. Nie mogłam stać się potworem, który odbierał życie ludziom i czerpał z tego przyjemność. Wampiry istnieją w książkach fantasy,  w filmach, ale nie w realnym świecie. 

- Och, Charlotte - wyszeptała Madison i przytuliła mnie. Podziwiałam tą kobietę za to, że przed chwilą próbowałam ją zabić, a ona teraz swobodnie usiadła obok krwiopijcy. Przecież była człowiekiem. 

- Co się teraz ze mną stanie? - powiedziałam głośno szlochając. 

- Zostaniesz u nas - wyjaśnił dotykając mojego ramienia - Jest tylko jeden warunek i dobrze wiesz jaki - dodał spoglądając na swoją żonę. 

- Nie mogę obiecać, że jej nie skrzywdzę - odrzekłam ocierając łzy - Nie panuję nad tym. 

- Wiem o tym - mruknął - Tak się składa, że Madison ma wyjazd służbowy. Nie będzie jej przez 4 dni. Mam nadzieję, że uda mi się... - wziął głęboki oddech - jakoś cię pozbierać do tego czasu. Wytłumaczę ci wszystko, popracujesz trochę nad głodem. 

- W porządku, dziękuję - odpowiedziałam grzecznie i ścisnęłam delikatnie dłoń Madison - Kiedy wyjeżdżasz? 

- Już za chwilę - odrzekła wstając - Mam już spakowane walizki, taksówka powinna już być na miejscu. Bawcie się dobrze - zawołała biorąc do ręki torbę. 

- Pomogę ci - zaproponował Trevor.

- Daj spokój, poradzę sobie - rzuciła poprawiając wygodniej pakunek - Musisz z nią zostać - dodała ciszej, choć i tak dobrze ją słyszałam - Zaopiekuj się nią. Jest jeszcze taka młoda. 

- Wiem... Idź już, słońce, bo się spóźnisz - mruknął całując ją w usta - Kocham cię. 

- Ja ciebie też. 

Madison zamknęła drzwi, a ja zostałam sam na sam z 30-letnim wampirem. 

***

- Więc twierdzisz, że wampir, który cię przemienił znał twoje imię? - spytał mnie Trevor, kiedy opowiedziałam mu tamto spotkanie. 

- Tak. Znasz jakieś inne wampiry? Może to jakiś twój kolega, czy coś... 

- Fakt, w Atlancie jest sporo wampirów, ale nie przemienia się kogoś ot tak. Istnieje pewne ryzyko, że nie przejdzie transformacji. Ci brutalni wolą żywą, ludzką przekąskę niż martwego człowieka pełnego krwi - wytłumaczył - Nie powiedział ci czegos o sobie? 

- Nie, chyba nie, ale zostawił kartkę. Sugerował, żebym poszła w stronę miasta. 

- Twoje miasteczko, Lost Town, zgadza się? - spytał, a ja kiwnęłam głową w odpowiedzi - Jest oddalone od Atlanty o 30, może 40 km. Musiał cię w takim razie spory kawał przenieść. 

- Nie rozumiem, czemu akurat Atlanta? 

- Może tu mieszka - zasugerował. 

- To może być to. Ale wciąż nie mamy odpowiedzi na to, czemu mnie przemienił - zauważyłam oburzona. Ta rozmowa zmierzała donikąd. 

- Jedni przemieniają, bo kogoś kochają, bo jest to dla nich bliska osoba, z która chcą spełnić resztę życia - wytłumaczył. 

- Odpada - odpowiedziałam od razu. 

- Drudzy, bo chcą komuś zniszczyć życie. Uwierz mi, przemiana w wampira jest sto razy gorsza od śmierci... Jeszcze inni z nudów, ale to się rzadko zdarza. 

- Widocznie należę do tych trzecich - mruknęłam wzruszając ramionami. 

- Ten wampir musiał mieć jakiś plan dla ciebie. Znał cię skądś. I prawdopodobnie chce się z tobą spotkać. Zapewne szuka ciebie teraz - zasugerował siadając na skrawku kanapy. 

- Powinnam się z nim spotkać? - spytałam lekko przetraszona. 

- Za parę dni, tak - odpowiedział uśmiechając się - Teraz musisz popracować nad głodem. Nie możesz dopuścić do sytuacji, kiedy wyrastają ci kły, bo wtedy jest za późno. 

- Ale jak to zrobić? Jesteś wampirem, więc dobrze wiesz, jakie to trudne. 

- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale jestem po ślubie z człowiekiem - powiedział wskazując na obrączkę - Charlotte, wiem, że potrafisz to zrobić. 

Mimo iż znał mnie parę godzin, ufał mi. I Madison także. Bo kto normalny wpuszcza do domu obcą osobę, która na dodatek jest wampirem? Tylko oni. 

CHYBA DOTYCHCZAS NAJDŁUŻSZY ROZDZIAŁ. NARAZIE SIĘ ROZKRĘCAM, ALE WIERZCIE MI, WARTO POCZEKAĆ. TĄ KSIĄŻKE NAPISAŁAM JUŻ DWA RAZY, TERAZ PISZE TRZECI Z PEWNYMI MODYFIKACJAMI. MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBA. PROSZĘ O KOMENTARZ ;)

Noc z wampirami: Mroczny światOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz