10.

57 5 1
                                    

W chwili, gdy została wezwana do Hokage, podejrzewała co się stało. Od śmierci Asumy minęło kilka dni, a od wyruszenia Jiray'i trochę więcej. Od festiwalu wszystko wydawało się płynąć szybko, a każda nowa informacja była dla Maki ciosem w serce. 

Gdy postawiła stopę w biurze Tsunade, nie było jeszcze Naruto. Stanęła przy oknie, nie odzywając się, a głowa wioski też nie próbowała zaczynać rozmowy. Obie wiedziały, że te informacje są zbyt ciężkie, by mówić je kilka razy, dlatego czekały na głównego zainteresowanego. 

Gdy chłopak przyszedł, wszyscy już znajdowali się w pomieszczeniu, w którym panowała grobowa cisza. Zauważając Fukasaku, uśmiechnął się szeroko myśląc, że jego nauczyciel wrócił. 

- Naruto...- zaczęła powoli Tsunade, próbując ubrać to w jak najdelikatniejsze słowa, by jak najmniej został zraniony, jednak żaba miała inne podejście do tego. 

- Młody Jiraya nie żyje.- powiedział szybko, wprawiając blondyna w osłupienie. 

- Co..?- spytał cicho.

- Znaleźliśmy kryjówkę jednego z członków Akatsuki. Nazywa się Pain.

Ponownie nastała cisza, ale tym razem o wiele bardziej ciężka, niż poprzednia. Maki dalej stała tyłem do zebranych, mając zamknięte oczy. Wiedziała, że ciężko jest Naruto pogodzić się z tym, co się stało. Myślała nawet nad tym, że on mógłby...

- Nie zamierzasz nic powiedzieć?- usłyszała nie przyjemny to głosu pewna, że to było do niej skierowane.- Wiedziałaś, prawda?

- Tak, wiedziałam.- powiedziała, powoli odwracając się do niego, a niebieskich oczach zobaczyła jedynie złość. 

Nie minęła sekunda, gdy chłopak znalazł się przy niej, łapiąc za koszulkę i przyciskając do okna, które wydało charakterystyczny dźwięk pęknięcia. 

- Wiedziałaś, a mimo to, nie powstrzymałaś go?!- krzyknął w twarz kobiecie, która jedynie przymknęła powieki, by nie wypłynęły łzy.- Gdybyś mu powiedziała, żeby nie szedł, to by dalej żył.- szarpał nią, podczas gdy Kakashi próbował go powstrzymać.- Gdyby nie ty... On by żył!

- Nie, Naruto. Nie żyłby.- powiedziała spokojnie, kładąc mu dłoń na ramieniu.- Rozmawiałam z nim, gdy wyszłam ze szpitala. Pytał mnie, czy wróci z tej misji żywy, więc wiedział na co się pisze.- odsunęła go, a blondyn nie stawiał oporu.- Nie wiem, jak się teraz czujesz, to mogę powiedzieć bez problemu, ale musisz wiedzieć też, że i dla mnie on był ważny. Znał twoich rodziców, pomógł ci w treningach, nauczył cię wielu rzeczy. Dzięki niemu sprowadziłeś Tsunade do wioski, by pomogła Sasuke. Wiem, że chcesz mnie uderzyć, obwinić całą winą, ale... Tak musiało być.- spuściła głowę, czując naciskające się do oczu łzy.- Pójdę już. Myślę... Że lepiej będzie, jeżeli nie będę obecna przy następnej rozmowie.- szepnęła, mijając Naruto i kierując się do wyjścia. 

Nikt jej nie powstrzymywał, a cisza trwała jeszcze długo po cichym trzaśnięciu drzwi. Blondyn przejechał dłońmi po twarzy, by zetrzeć łzy, które spływały mu po twarzy.

- Przesadziłeś.- powiedziała szeptem Tsunade.- Rozumiem, że jesteś zły i smutny, ale powinieneś potrafić postawić się w jej pozycji, która jest cięższa niż myślimy. Mimo iż wie o wszystkim, nie może zrobić nic, by to zmienić.- wzięła głęboki wdech, by się uspokoić.- Ja również podejrzewałam, że Jiraya idzie na misję samobójczą. Nas wszystkich boli jego strata. Był ważnym człowiekiem dla wioski i zasłużył się pod wieloma względami. 

Naruto, który ochłonął zrozumiał, że postąpił za agresywnie. Kiwnął głową, że przeprosi kobietę później. Jednak nie miał na to czasu. Po krótkiej żałobie, wyruszył z Fukasaku na trening, który miał mu pomóc uzyskać więcej siły pozwalającej na pokonanie Paina. 

W tym czasie Kakashi próbował porozmawiać z Maki, która ponownie uśmiechała się, jakby nic się nie stało. Gdy zapytał, dlaczego to robi, odpowiedziała krótko:

- Bo go rozumiem.

Od tamtego momentu nie poruszali tego tematu pozwalając, by dni mijały spokojnie. Spędzali je na spacerach, zakupach a nawet czytaniu książek zmarłego. Kobieta mogła zrozumieć, dlaczego Naruto nigdy nie przeczytał więcej niż pięć dziesięć stron. Ona sama musiała się zmuszać, by choć jedną dokończyć. 

Siedziała na kanapie, patrząc na pustą ścianę i zastanawiając się co dalej ma zrobić. Nie miała nic do roboty, bo obiad, który zrobiła, czekał na kuchence na powrót Kakashiego. Nie było też nic do posprzątania, bo już dawno dom lśnił. 

Martwiła się też, bo nie znała konkretnej ilości dni do ataku Paina. Wiedziała jedynie, że tuż po nim, Naruto wróci do wioski i stanie się bohaterem. 

Przymknęła oczy, opierając głowę o oparcie i westchnęła cicho. Było tak dużo pytań, na które nikt, nawet ona sama, nie potrafiła odpowiedzieć. 

Po kilku minutach postanowiła, że nie będzie się tym zamartwiać. Mimo iż Hiroto powiedział to, co powiedział, nic nie wskazywało na to, że pojawi się w najbliższym czasie, by ją zabrać. Do tego, tylko Itachi wiedział jak wyglądała, więc nie była pewna czy inny członek Akatsuki będzie na nią polować. 

Wstała i wyszła z mieszkania, porządnie je zamykając. Choć nie dochodziło tu często do kradzieży, to robiła to z przyzwyczajenia, gdy tylko dostała zapasowy klucz do drzwi. Czasami mężczyzna marudził, że skoro jest w domu, powinna zostawić je otwarte, by mógł po prostu wejść, ale wiedziała, że nie było to pretensjonalne, a bardziej żartobliwe. 

Choć na początku nie była fanką mieszkania z Kakashim, bojąc się, że będzie mu jedynie przeszkadzać, to teraz czuła się nawet szczęśliwa. Przestała budzić się w nocy z paraliżem, mniej płakała i spała w przyjemnym cieple ramiom białowłosego, który nie narzekał na mało miejsca w łóżku. 

Nagle przez jej głowę przebiegła myśl, że to trochę tak, jakby byli parą albo małżeństwem. Przez to porównanie zatrzymała się na chwilę, chowając czerwoną twarz w dłonie. Kilka osób na nią spojrzało w zdziwieniu przez co odchrząknęła, wracając do swojego samotnego spaceru. 

Wolała to właśnie tak nazywać, niż 'chodzenie samej, przy byciu obserwowaną na każdym kroku'. Wiedziała i czuła, że członkowie ANBU są z nią przy nawet najmniejszych czynnościach, jakie wykonywała. 

Maki zobaczyła małą dziewczynkę biegnącą przez drogę i pospieszającą swoją babcię, która się śmiała z żywiołowej wnuczki. Uśmiechnęła się na ten widok, idąc dalej swoim nie za szybkim i nie za wolnym tempem. 

Lubiła w wiosce to, że wszystko miało swoje własne życie. Zwyczajni ludzie wychodzili do pracy, spotkać się ze znajomymi, dzieci biegały, śmiejąc się i bawiąc. Ci, którzy byli shinobu z misją spieszyli się, a ci wolni chodzili po uliczkach, by w razie co pomóc mieszkańcom.

Z zamyślenia wyrwał ją donośny huk i wystrzelone w niebo pociski. Patrzyła na to w szoku z innymi przechodniami, by po chwili przypomnieć sobie, co się działo później. Gdy sobie to uświadomiła, zaczęła biec w tylko sobie znaną stronę. 

Przeciskała się przez tłum uciekających, którzy nie zważali na to, czy kogoś depczą, taranują i krzywdzą. Chcieli uciec, a tylko Maki poruszała się w przeciwną stronę, więc trudno było jej się posuwać do przodu. 

Zauważyła, że przywołane zwierzęta sieją chaos, atakując bezbronnych ludzi, których ratowali shinobi. Była tym tak przerażona, że pozwoliła by ktoś ją pchnął na ziemię. 

Upadła, sycząc cicho, ale nie potrafiła się podnieść. Była przerażona tym, że właśnie w jej stronę leciał pterodaktyl, wydając z siebie nieprzyjemne dla ucha dźwięki. Strach na tyle ją sparaliżował, że nie słyszała krzyków, a czas dla niej zwolnił. 

Zamknęła oczy, czując spływające po twarzy łzy i opuściła głowę. Zaczęła płakać, bo nie wiedziała co innego mogła zrobić w takim momencie. Nie potrafiła obronić się przed dzikim zwierzęciem, które leciało w jej stronę, wysuwając do przodu ostry dziób. 

'Chcę do domu..!' pomyślała, będąc gotowa na atak i prawdopodobną śmierć.

Między Światami || Hakate KakashiWhere stories live. Discover now