VII. Dobry Samarytanin .IIV

19 1 0
                                    

          Opuściwszy kościół Jerome'a, Evan przeciągnął się i rozejrzał wokół. Fall's End o tej godzinie świeciło jeszcze pustkami — niewielu było śmiałków, którym chciało się wstać przed siódmą, większość wynurzała się z domu dopiero przed południem. Evan sam pewnie nie wstałby tak wcześnie, gdyby nie fakt, iż wielebny miał do niego jakąś prośbę i policjant chciał ją jak najszybciej usłyszeć. Wczoraj po przyjeździe wypił z Mary May trochę za dużo, żeby przyjmować jakiekolwiek ważne informacje, więc obiecał sobie, że zajmie się tym rano. I tak też zrobił.

          Szatyn zeskoczył dwoma susami ze schodów, po czym ruszył w stronę baru. O tej porze był on oczywiście zamknięty dla klientów, aczkolwiek Fairgrave pozwoliła jemu oraz Mel przenocować u siebie na piętrze, więc dostał klucze. Chciał zająć się zadaniem od Jerome'a jak najszybciej, więc czas najwyższy zwlec śpiącą królewnę z łóżka.

          Ku jego zdziwieniu, królewna zwlekła się sama. Kiedy wszedł do ich chwilowej, prowizorycznej sypialni, zastał kobietę już ubraną i niemal wyszykowaną. Zauważywszy go, Mel przerwała na chwilę czesanie włosów.

          — Cześć. Gdzie się podziewałeś? — zagadnęła.

          — Pastor Jerome wspominał wczoraj, że miał do nas jakąś sprawę, więc skoczyłem z nim pogadać. — Mężczyzna wzruszył ramionami i oparł się o framugę. — Miałaś ten bandaż już wcześniej? — spytał, wskazując na biały skrawek materiału wystający spod ramiączka tank topu dziewczyny. Spod zielonej koszuli, którą nosiła przez większość czasu, nie było tego widać, jednak teraz rzucił mu się w oczy. Przy okazji North odnotował sobie w pamięci, by po misji i wizycie na komisariacie zabrać brunetkę na mały shopping. Chodzenie ciągle w tych samych ubraniach, nawet jeśli dbała o ich czystość, pewnie było dla niej dosyć niekomfortowe. A przynajmniej tak mu się wydawało — w końcu żadna laska, którą znał, nie lubiła chodzić kilka razy w tym samym. Jemu samemu to by  akurat nie przeszkadzało, mógł poginać w jednej koszulce nawet i z tydzień.

          — Cóż, tak. Pamiątka po pierwszym dniu. Ale to tylko draśnięcie, także się nie przejmuj. Po prostu nie chciałam, żeby się zanieczyściło, a było za długie na plaster. — Melanie wróciła do poprzedniego zajęcia. — To czego się dowiedziałeś?

          — Mamy skoczyć na pobliską farmę świń Woodsonów i sprawdzić, czy wszystko tam okej, bo od jakiegoś czasu nie dają znaku życia. Brzmi jak w miarę prosta robota.

          — To się jeszcze okaże.

          Mel dokończyła układanie fryzury, po czym zarzuciła na siebie koszulę i pozbierała swoje bronie.

          — No dobra, to gotowy? Załatwmy to szybko.

          — I to rozumiem — odparł Evan z uśmiechem i poklepał ją po ramieniu. — Jak wyrobimy się przed południem, to potem skoczymy jeszcze zawinąć jakieś auto służbowe z komisariatu i oddamy Jimowi tego jego złomka.

*

          Po dotarciu na miejsce Reagan i North prędko przekonali się, iż obawy duchownego były w pełni uzasadnione. Farma świń została opanowana przez kult, który powyrzynał wszystkie zwierzęta i uwięził jej mieszkańców. Wciąż jednak istniała szansa, by ich ocalić — najwyraźniej sekciarski transport się spóźniał, przez co wyznawcy nie mogli zabrać jeńców do swojej siedziby. Usadzili ich jedynie z dala od siebie, by się nie komunikowali i strzegli ich w oczekiwaniu na samochód. Mel podejrzewała, iż do ataku musiało dojść w nocy, acz skoro kontakt z Woodsonami urwał się już jakiś czas temu, to najpewniej byli zastraszani przez sekciarzy jeszcze wcześniej.

Grzeszni || Far Cry 5Where stories live. Discover now