IV. Rezurekcja .VI

34 2 6
                                    

          Gdy tylko udało mu się odpalić silnik łodzi, Evan popruł wprost przed siebie, na drugi brzeg rzeki — wprost na granicę terytoriów Johna i Jacoba. Stamtąd zaś zamierzał udać się prosto do zaznaczonego przez Dutcha na mapie Fall's End, aby czym prędzej skrzyknąć jakichś sprzymierzeńców i odbić najmłodszemu z rodzeństwa Seed swoją współpracowniczkę, Joey Hudson. Nie miał pojęcia, co ani kogo tam właściwie zastanie, ale musiał zaryzykować. Na kim jak na kim, ale na tej dziewczynie akurat szczególnie mu zależało. Nie mógł jej zostawić na pastwę losu, a bez nikogo przy boku nie miał zbyt dużych szans w walce z bratem głowy kultu.

          Dobijając do brzegu, North zauważył jakieś zamieszanie nieopodal. Zsiadłszy z łodzi, ruszył zobaczyć, co się dzieje. Mężczyzna podkradł się najciszej jak potrafił za nieodległy krzak, po czym ostrożnie wyjrzał na rozpościerający się zaraz za nim niewielki podmokły teren. Na jego środku stał edeniarz trzymający pod ręce wierzgającego chłopca, na oko mającego maksymalnie trzynaście czy czternaście lat. Młodzieniec rzucał się jak dziki, ale nie krzyczał. Najwyraźniej był świadomy, że nie ściągnęłoby mu to żadnej pomocy, a jedynie kolejnych wyznawców Josepha. 

          Wyglądało na to, iż sekciarz złapał młodego, gdy ten był w trakcie łowienia ryb — kawałek od nich leżał złamany plastikowy pręt oplątany żyłką, który prawdopodobnie miał robić za prowizoryczną wędkę, oraz czerwone wiaderko wypełnione wodą. Chłopak nie robił więc absolutnie niczego, co powinno zwrócić uwagę kultysty. Po prostu miał pecha i znalazł się w złym miejscu o złej porze. 

          Świeży nie miał najmniejszych wątpliwości. Musiał pomóc dzieciakowi, najlepiej jak najszybciej. Nie bardzo mógł to jednak w obecnej sytuacji zrobić. Gdyby spróbował z marszu strzelać do edeniarza, to bardzo prawdopodobne, że trafiłby przez przypadek także dzieciaka. Najpierw musiał więc jakoś zmusić wyznawcę do puszczenia chłopca i odsłonienia się. W tym celu zaś postanowił zmarnować parę kul swojej broni podręcznej na dywersję. Dobywszy pistoletu, wycelował lufę w ziemię pomiędzy nim a sekciarzem i dwukrotnie wypalił. Na pierwszy rzut oka widać było, że nawet nie próbował trafić wroga, aczkolwiek sam huk wystrzału wystarczył, aby zaalarmować wiernego. Gdy tylko ten to usłyszał, puścił nastolatka, który natychmiast odbiegł gdzieś na bok, a następnie spróbował w pośpiechu sięgnąć po własny karabin. Nie zdążył. Evan wykorzystał swoją szansę i rozłożył go na łopatki trzema ołowianymi pociskami.

          Wciąż zszokowany całym zajściem Peter popędził co sił w nogach na sąsiadujące z bagnem wzgórze. Nie myśląc długo, ukrył się w najbliższym krzaku o dosyć rzadkich gałęziach. Podświadomie wiedział, iż to żadna kryjówka, aczkolwiek nogi miał jak z waty, nie był w stanie uciec nigdzie dalej. Dlaczego akurat dziś, kiedy wreszcie czuł się już niemalże bezpiecznie w przydomowej okolicy, musiał trafić na ten patrol? Gdyby nie tamten nieznajomy to pewnie by go zabrali. Chyba powinien wrócić i mu podziękować. Tak, chyba powinien... Gdyby tylko nogi nie odmawiały mu posłuszeństwa...

          Okazało się jednak, iż wcale nie musiał donikąd iść, by mieć na to okazję. Po załatwieniu sprawy z niedoszłym porywaczem chłopca oraz jego kompanem czekającym nań w pobliskiej łódce, Evan znalazł chłopca sam. Dostrzegłszy trzęsącą się w zaroślach sylwetkę, szatyn przykucnął przed nią, chowając wprzódy broń.

          — Hej, mały, nic ci nie jest? — zagadnął półgłosem. Chłopak wzdrygnął się lekko, najwyraźniej dopiero teraz dostrzegając, że nie jest już sam, aczkolwiek kiedy dostrzegł Northa, nieco się uspokoił.

           — N-nie, proszę pana — wyjąkał, niezdarnie próbując wydostać się z krzewu. Świeży pomógł mu pozbyć się kilku gałęzi, które uczepiły się jego ubrania. 

Grzeszni || Far Cry 5Where stories live. Discover now