Epilog I

1.5K 113 167
                                    

Rok później


Pojedyncze płatki śniegu mieniły się w bladym świetle księżyca. Padając na ziemię, nie czyniły jednak wielkiej różnicy wśród sporej już warstwy białego puchu.

No, chyba że raz na jakiś czas jeden z nich spadł na nos okularnika, roztapiając się od ciepła jego skóry znacznie szybciej, niż ten zdążył to zauważyć.

Ujemna temperatura zimowej, sylwestrowej nocy dawała się przebywającym na zewnątrz Harry'emu i Draconowi we znaki. Mimo to żaden z nich nie wpadł na pomysł użycia odpowiedniego zaklęcia, które mogłoby uporać się z chłodem. Draco był zbyt zajęty denerwowaniem się Merlin wie czym, a Harry próbowaniem odgadnięcia powodu tego zdenerwowania, co jak narazie średnio mu wychodziło.

Dobrze, że przynajmniej wpadli na pomysł oczyszczenia ze śniegu skraju klifu, na którym od kilku godzin siedzieli, z nogami zwieszonymi nad przepaścią. Szkoda tylko, że żeby to zrobili, Harry najpierw musiał prawie z tego urwiska spaść, kiedy przecież bardzo twardy grunt wrednie okazał się być stertą wystającego śniegu, ledwo trzymającego się w poziomie.

Co prawda zgodnie ze swoimi planami, powinni odwiedzić dziś Freda i George'a, którzy mieli urządzać popisy swoich sławnych fajerwerków, później przyjść na obiad do Nory, przed północą zajrzeć do Wiltshire, a po dwunastej skoczyć z Zabinim do Pansy. Przynajmniej na taką wersję wydarzeń był przygotowany Harry, dopóki w południe trzydziestego pierwszego grudnia Draco nie oznajmił mu, że wszystko odwołał. Ale pewnie, że nie powiedział już, dlaczego pozbawia Pottera możliwości skosztowania popisowej, karmelowej tarty Molly.

Toteż za sprawą Dracona wylądowali w miejscu, gdzie Harry kiedyś zaprosił go na pierwszą randkę. Cóż, ostatecznie okularnik wcale nie narzekał.

Harry odwrócił w bok delikatnie uśmiechniętą twarz i pocałował policzek swojego chłopaka.

Może to już żadne odkrycie, ale brunet czuł się w obowiązku i pewnie nigdy nie znudzi mu się powtarzanie tego - Draco wyglądał naprawdę pięknie, choć tego dnia również wyjątkowo elegancko.

Harry pewnie czułby się przy nim jak ostatni kretyn, gdyby się już do tego uczucia nie przyzwyczaił.

Nawet jeśli nie miał już na sobie swoich ulubionych bluz ani przetartych spodni, bo Draco któregoś dnia wspaniałomyślnie stwierdził, że ma dość oglądania go w tych "szmatach", podczas gdy stać go na coś o wiele lepszego. Można powiedzieć, że Harry przyzwyczajał się do czarodziejskiej mody, mimo że nie dał wcisnąć się w jakikolwiek rodzaj koszuli - nie żeby Draco jakoś szczególnie próbował go do tego namówić.

- Draco, jesteś pewien, że dobrze się czujesz? - zapytał kolejny raz, trochę zmartwiony wyraźnym zdenerwowaniem blondyna, któremu niezbyt udawało się je ukrywać. Zresztą, Harry zauważył jego dziwne zestresowanie już kilka tygodni temu, a Malfoy mimo to zawsze go zbywał. Pogładził delikatnie jego dłonie, które Draco już chwilę temu schował w głębokich kieszeniach jego kurtki. Potter nie musiał tego wiedzieć, ale "strasznie tu zimno" było tylko pretekstem, żeby Harry go nie uprzedził i sam nie wpadł na pomysł czepiania się kieszeni jego płaszcza. Dziś nie miał do tego najmniejszego prawa.

- Nigdy nie czułem się lepiej, Potter - odparł spokojnie jak na kogoś, kto tych mugolskich "owiec" dla oczyszczenia myśli naliczył już czterysta pięćdziesiąt. Nie pomagało, ale w końcu czego mógł spodziewać się po tych niemagicznych... osobach.

- Mógłbyś w końcu przestać mówić do mnie "Potter" - stwierdził, przewracając oczami, Harry, na co, nie wiedzieć czemu, Draco lekko się spiął. - Zwłaszcza w taki piękny jubileusz - dodał, szczerząc się do Malfoya, który w końcu spojrzał na niego spod uniesionych brwi.

Eridanus || drarryWhere stories live. Discover now