22.

1.5K 149 136
                                    


Hermiony wcale nie dotknęły nagłe zmiany nastrojów. Ją po prostu opuścił cały entuzjazm, gdy razem z Ronem aportowała się przed Norą, i dał zastąpić się czystą złością. Na Harry'ego, bo nie potrafiła odpowiedzieć sobie, kiedy zaczął coś przed nimi ukrywać. Na Malfoya, bo był podły. Na siebie, bo niczego nie zauważyła. W ogóle na cały świat.

- Przecież tak się nie da! - krzyknęła, szybkim krokiem zmierzając w stronę Nory. Ron skrzywił się lekko na jej nazbyt głośny ton. - Oni są takimi przeciwieństwami, że już bardziej się nie da! Malfoy jest tchórzliwy, schowałby się za Harrym za każdym razem, gdy coś mu grozi!

- A Harry jest odważny, gotowy stanąć przed nim - odparł spokojnie, starając się zrozumieć przyjaciela i jednocześnie uspokoić Hermionę. - Może w jakiś sposób się uzupełniają?

- Malfoy jest skrajnie zimny i opanowany. Zależy mu wyłącznie na sobie, co udowodnił jeszcze podczas wojny. Harry nigdy nie będzie z nim bezpieczny - obstawała przy swoim, bardziej opanowanym, ale wciąż głośnym tonem.

- Harry nie jest bezpieczny sam ze sobą, więc to żadna różnica - spróbował zażartować, niemal w biegu obejmując Hermionę ramieniem. - Masz rację, że Malfoy jest zimny i opanowany, ale za to Harry jest impulsywny i niezbyt dobry w ukrywaniu emocji. Może w jakiś sposób się uzupełniają?

- Tak - prychnęła. - Daję im co najwyżej miesiąc - stwierdziła, chociaż sama przestawała wierzyć w to, co mówi. Merlinie, znała Harry'ego już wiele lat i mogłaby przysiąc, że nigdy nie widziała go w takich skowronkach, jak przy Malfoyu. Może Ron miał rację. Zamknęli za sobą drzwi Nory, gdy Hermiona głośno odetchnęła:

- Wiesz, Ron... Oni są tak różni, że czyni ich to zbyt podobnymi. Czy to ma sens?

- Żadnego - odparł ze śmiechem, składając pocałunek na jej czole.

- Kto taki? - z głębi pomieszczenia dobiegł głos Molly, której obecność dopiero zauważyli.

Pani Weasley podnosiła wzrok, przestając doglądać piekącego się ciasta. Otrzepała ręce z mąki w fartuch i podobnie jak Artur wbiła zainteresowany wzrok w młodsze małżeństwo.

Ron i Hermiona spojrzeli po sobie. Molly i Artur nie mieli dowiedzieć się w ten sposób. Nie teraz, kiedy sami niewiele jeszcze z tego rozumieli.

- Dean - zaczął powoli Ron, rzucając pierwsze, co przyszło mu na myśl. Miał ochotę przyłożyć samemu sobie, kiedy zaciekawiona Molly machnęła ręką, aby kontynuował. Rzucił proszące o pomoc spojrzenie Hermionie, ale ona zarumieniła się tylko zakłopotana. - Dean... Dean i...

Szybkie kroki na schodach zagłuszyły jego rozedrgany głos. Ron i Hermiona odetchnęli z ulgą, nim zobaczyli Freda i George'a. Nie mieli pojęcia, skąd się tu wzięli, bo wyprowadzili się już kilka lat temu, ale uratowali ich od niewygodnego tematu. Przynajmniej tak im się wydawało.

- Co przywiało do nas samego ministra magii? - przywitali Hermionę jak zwykle pełni zdziwienia bliźniacy. Później jednak przenieśli karcący wzrok na Rona.

- Ładnie to tak okłamywać starszych, Ronaldzie? - Fred pokręcił oburzony głową, zanim George zwrócił się do Molly.

- Nasz kochaneczek, Harry - udał głos pani Weasley - kogoś sobie znalazł.

- A wy niby skąd to wiecie? - syknął Ron.

- Mamy swoje źródła - odparli tryumfalnie, widząc mordercze spojrzenie młodszego brata. Nikt nie musiał wiedzieć, że tym źródłem była Luna... a właściwie uszy dalekiego zasięgu.

- Och, to cudownie! - ucieszyła się Molly, puszczając krótką sprzeczkę mimo uszu. - To...

- Chłopak - dokończyli zgodnie bliźniacy.

Eridanus || drarryWhere stories live. Discover now