32.

1.3K 122 91
                                    

Skrzat domowy zamknął za Draconem ciężkie drzwi dworu Malfoyów, mierząc blondyna nieprzychylnym spojrzeniem i jak zwykle milcząc, ale ten nie zwrócił na to uwagi. Wciąż widział przed sobą usatysfakcjonowane twarze Lucjusza i Narcyzy, gdy niezgodnie z wcześniejszymi ustaleniami pojawił się w ich domu bez Pottera, a oni niezbyt subtelnie zasugerowali, że się rozstali albo przynajmniej pokłócili.

Cóż, wyjaśnienie, że Harry zapomniał, ucieszyło ich niemniej, toteż Draco darował sobie tłumaczenie, że był w tym czasie z Weasleyem i Granger.

Minęło jednak kilka godzin i teraz uśmiechnął się sam do siebie na myśl, że czas już wracać do domu. Lubił nazywać tak dwunaste mieszkanie przy Grimmauld Place.

Merlinie, poczuł się jak stary melancholik, który po stu dwudziestu latach wraca do utraconej ojczyzny.

Potrząsnął głową i poprawił rozwiane nieprzyjemnie chłodnym wiatrem włosy. Poranna letnia pogoda niknęła między ciemnymi chmurami.

Wyciągnął dłoń przed siebie i podniósł wzrok na niebo, od razu czując na skórze niewielkie krople deszczu. W takich chwilach żałował, że kominek w dworze jego rodziców nie był połączony z Grimmauld Place siecią Fiuu.

Niemal bezwiednie wykonał w powietrzu niewielki obrót końcem różdżki, tworząc nad sobą prawie niewidoczny parasol.

Spojrzał jeszcze przez ramię na ogromny dwór, który dziwnie wpasowywał się do dzisiejszej pogody, swoim ponurym nastrojem będąc zupełnym przeciwieństwem domu, jaki dał mu Harry. Draco był nawet skłonny stwierdzić, że mimo całego swojego bogactwa i przepychu, dworek w Wiltshire mógł się schować przy starym mieszkaniu Blacków. Ruszył przed siebie.

- Potter? - rzucił, gdy tylko przekroczył próg Grimmauld Place. Minęło już kilka godzin, spodziewał się, że Harry wrócił.

Odpowiedział mu jednak tylko pisk niuchacza. W porządku, może nazwanie go nazwiskiem Harry'ego nie było aż tak genialne.

- Harry?

Westchnął cicho, ale po przelotnym zajrzeniu do każdego pokoju, upewnił się, że Potter po prostu wciąż był z przyjaciółmi.

****

Ostatnia strona książki wiszącej nad głową znudzonego Dracona przewróciła się samoistnie. Blondyn przeleciał wzrokiem po zdaniach kończących cały utwór i prychnął rozczarowany. Jak nic mugolskie.

Złapał dotychczas splecionymi pod głową dłońmi lewitującą nad nim książkę, podciągając się do siadu, na co zwinięty na nim niuchacz, którego wypuszczenie zaryzykował Draco, potrząsnął łebkiem niezadowolony.

Spojrzał na zegar i widząc, że dochodzi piąta, zaczął się trochę niepokoić.

Chociaż może miał już paranoję. Potter nie miał przecież pięciu lat. Nawet jeśli czasem się tak zachowywał.

Potrząsnął głową, odrzucając wszystkie nieuzasadnione obawy.

Dopiero, gdy wybiła piąta trzydzieści, a przez otwarte okno wpadło wieczorne wydanie Proroka Codziennego, trochę się zdziwił. Gazeta była krótsza niż zwykle, z napisem na pierwszej stronie wielkim jak hogwarcki obiad Weasleya, bo też o Weasleyu i jego żonie mówił. Draco dowiedział się jednak z niego niewiele więcej niż tego, że od następnego dnia na miejsce ministra magii i szefa aurorów wejdą ich dotychczasowi zastępcy. Przyglądał się chwilę całemu artykułowi, ale nikt nie pofatygował się, żeby podać jakikolwiek tego powód. Nie do końca rozumiał, dlaczego Weasley i Granger postanowili zrobić sobie urlop dopiero teraz, a nie już kilka dni temu, a ich nagłą decyzję uznał za trochę nieodpowiedzialną. Chociaż fakt, że brytyjskim Ministerstwem Magii przestanie rządzić ktoś taki jak Granger, niezbyt go zasmucił.

Eridanus || drarryWhere stories live. Discover now