24.

1.2K 142 86
                                    

Wybiła równa dziewiętnasta, gdy na wciąż rozświetlonym słońcem nieboskłonie ujrzeli zarys nadlatującej sowy. W dziobie trzymała powód, dla którego Harry od dobrej godziny sterczał przed oknem. Draco siłą rzeczy razem z nim, bo gdyby nie to, że trzymał jego dłonie w swoich, Potter już dawno porwałby ze zniecierpliwienia materiał swojej koszulki. Okularnika niepokoiło, jak wielkie pole do popisu zostawił dziennikarzom wszystkim, co powiedział.

Nie żeby Malfoy miał to gdzieś. Z tego jednak, co kilka godzin temu usłyszał od Harry'ego, wnioskował, że może tak po prostu musiało być i żaden z nich nie miał na to wpływu.

No, może Dracona trochę niepokoiło również to, jak niekorzystnie musiał wyjść na wszystkich zdjęciach.

Toteż nic dziwnego, że gdy Harry niemal wyrwał wieczorne wydanie Proroka sowie, przypłacając to krwawym śladem po dziobie na palcu, jego wzrok powędrował do pierwszej lepszej fotografii, podczas gdy Potter skupił się na tekście.

Draco się skrzywił, Harry'emu spadł kamień z serca.

Ze zdjęcia zajmującego sporą część strony dwójka czarodziejów rzucała zdezorientowane spojrzenie Malfoyowi. Że jego wyraz twarzy na tej fotografii wyglądał okropnie, swoją drogą - później było gorzej, bo gdy Harry i Draco ze zdjęcia przenieśli pytający, spanikowany wzrok na siebie, jakiś geniusz z redakcji Proroka postarał się, aby otaczało ich jaskrawe serce, które znikało, kiedy wracali spojrzeniami do obiektywu. I tak w kółko. Obrzydlistwo.

Harry nie zwrócił na to jednak najmniejszej uwagi. Treść artykułu z pierwszej - drugiej, trzeciej i właściwie całej reszty - strony, był mniej lub bardziej dokładnym streszczeniem jego słów. Po autorze, którego nazwisko widniało na samym końcu, domyślił się, skąd ta nagła zgodność między gazetami a faktycznymi zdarzeniami - Colin Creevey. Możliwe, że jak najwiarygodniejsze odtworzenie słów Pottera miało być formą przeprosin.
Ledwo skończyli czytać, gdy dobiegł ich głośny krzyk:

- Harry Potterze!

- Zabij mnie, Draco - jęknął cicho Harry, rozpoznając głos Hermiony. Blondyn zaczynał rozumieć, dlaczego Potter wolał okłamać przyjaciół.

Do kuchni, gdzie nadal stali przed otworzonym oknem, wpadła Hermiona, ściskając w dłoni Proroka Codziennego. Sowa, do tej pory siedząca na parapecie, zniknęła im z oczu - może za sprawą wściekłego, oszukanego wyrazu twarzy dziewczyny. Ron stał zaraz za nią. Jego skupiony na Harrym wzrok był nie tyle wypełniony złością, co wyrzutem.

Draco cofnął się o krok. Ta rozmowa mogła być... interesująca.

- Ukradłeś Czarną Różdżkę z Hogwartu?! - krzyknęła tonem, który Harry znał jeszcze ze szkoły. Tonem matki wyrzucającej dziecku. - Harry, to cenna pamiątka, możesz za to skończyć w Azkabanie!

Rona, Harry'ego i Dracona zwyczajnie zatkało.

- Czy ty siebie słyszysz, Granger? - zapytał, usiłując zachować spokój, blondyn, gdy po kilku sekundach upewnił się, że się nie przesłyszał. Ona naprawdę groziła Harry'emu więzieniem. Ale przestał próbować nad sobą panować, kiedy jej wzrok nie stracił na pewności swojej racji. - Naprawdę myślałem, że chociaż ty miewasz czasem jakieś przebłyski inteligencji. On uratował wam wszystkim życie! Pozbył się kogoś, z kim całe twoje ukochane Ministerstwo nie dawało sobie rady przez lata! Poza tym Potter jest panem tej Różdżki, tak?

- Tak - przyznała niechętnie Hermiona.

- Więc jaki widzisz tu problem, do cholery?! Był jej panem, kiedy zabierał ją z Hogwartu i to on miał do niej prawo, nie Ministerstwo! Chcesz skazać swojego przyjaciela, bo ubzdurałaś sobie, że jesteś wielką panią minister?

Eridanus || drarryWhere stories live. Discover now