23. "Jestem chory"

1.3K 69 135
                                    

Po prostu mnie nie zabijcie i wybaczcie...

Miłego czytania!


Oczywiście nie dane było mi wyjść ze szkoły, bo Pan dyrektor powiedział, że nie jestem w stanie kierować, dlatego ruszyłam w stronę sali, ale nie zamierzałam do niej wracać. Weszłam do damskiej łazienki na piętrze, a tam weszłam do kabiny. Usiadłam na toalecie i zaczęłam płakać jak dziecko.

Dlaczego wcześniej nic nie zauważyłam? Nie, ja zauważyłam, ale to chłopak nie chciał mi powiedzieć co się z nim dzieję. Nie mówił mi nic o jego stanie zdrowia. Może po prostu mi nie ufa? Ale ja mu zaufałam. Dowiedział się pierwszy, więc dlaczego to on mi nic nie mówił?

- Do kurwy! - krzyknęłam zrozpaczona i walnęłam pięścią w ścianę wyłożoną kafelkami. Moja dłoń mnie zabolała, ale nie zamierzałam robić z siebie ofiary.

Pięć minut przed dzwonkiem na przerwę wyszłam z toalet i rozglądając się po korytarzu czy aby na pewno nikogo nie ma, zeszłam na parter i wyszłam tylnymi drzwiami. Moje dłonie trzęsły się niemiłosiernie, gdy próbowałam włożyć kluczyk do stacyjki.

- No kurwa - warknęłam sama do siebie, aż w końcu włożyłam kluczyk. Przekręciłam go w stacyjce i wyjechałam z parkingu. Po drodze napisałam do Jo, aby mi podała piętro i salę, w której mój przyjaciel leży. Po chwili dostałam odpowiedź zwrotną.

Wjechałam na parking szpitala i zgarniając telefon wyszłam z samochodu zamykając go. Przetarłam moją twarz i weszłam to budynku.

Nienawidziłam szpitali. Śmierdziało w nich, przytłaczała mnie ta biel tych ścian i te pierdolnięte pielęgniarki, które o wszystko się przysrywają.

- Przepraszam, a Pani do kogo? - zaczepiła mnie jedna z pielęgniarek.

Ominęłam ją i weszłam do windy wciskając odpowiednie piętro. W windzie stała ze mną kobieta. Była blada, jej policzki były wklęsłe, a na głowie nie miała włosów.

- Kiedyś też miałam takie piękne włosy - powiedziała, czym zwróciła moją uwagę. Patrzyła na moje proste włosy, które sięgały prawie pasa, co oznacza, że niedługo muszę je ściąć. - Niestety, choroba mi je odebrała, jak całe życie - uśmiechnęła się smutno.

Chciałam ją pocieszyć, ale co ja miałam jej powiedzieć? Niech Pani kupi perułke? Boże o czym ja w ogóle myślę? Kobieta możliwe, że jest śmiertelnie chora, a ja o takich rzeczach.

- Wyjdzie Pani z tego? - zapytałam spokojnie.

- Dziecko, rak złośliwy szyjki macicy zabijał mnie szybciej niż o tym wiedziałam. Moje dni są policzone. Rak nie patrzy na to czy będziemy to my, czy nasi najbliżsi i czy będziemy cierpieć czy nie. Atakuję i zabija, gdy ma taką możliwość - westchnęła i wyszła piętrze Onkologi. Na szczęście ja jechałam na piętro wyżej, bo Elijah leżał na oddziale dziecięcym i nie wiedziałam dlaczego.

Weszłam do sali, a obok przy łóżku nieprzytomnego chłopaka siedziała Jo z mężem.

- Lily - powiedziała kobieta, gdy mnie ujrzała. Była cała zapłakana, a jej makijaż zmył się.

- Dzień dobry - przywitałam się i przytuliłam kobietę. - Wiecie co się dzieję? - zapytałam patrząc na chłopaka. Był blady, a jego policzki były wklęsłe.

- Niestety... - zaczęła kobieta, ale ponownie zaczęła płakać. Gdy chciała znów mi powiedzieć jej mąż jej przerwał.

- Eli powinien to powiedzieć - uspokoił kobietę.

Ignosce meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz