Rozdział 61: To nie ja, to hormony

80 6 140
                                    

Ways nawijał jak najęty. Staliśmy w kuchni. On i ja. Knockout siedział w salonie i oglądał telewizję wcinając orzeszki w panierce, a brązowowłosy sprzątał po kolacji. Zrobiliśmy spaghetti, wyszło spoko, ale niestety trzeba było pozmywać. Sideways był na tyle kochany, że zaproponował, że posprząta całkiem sam.

Skłamałam.

Ja mu to zasugerowałam, bo mi się nie chciało. Zgodził się bez wahania.

Znowu skłamałam.

Wiszę mu za to drapanie po pleckach. Mówiłam już, że był pieszczochem? To niska cena za wolne od zmywania. Owszem, sprzedałam się, ale warto było.

Jednak nie chciałam zostawiać go samego w kuchni, więc po prostu stałam w progu i słuchałam. Słuchałam jak pierdzieli non stop, bez chwili przerwy, o jakichś systemach na Xantium, o właściwościach poszczególnych substancji jakie kiedyś sporządzał... Chryste. Jakim on był gadułą! A ja dziś byłam wyjątkowo drażliwa. Wszystko mnie irytowało, nosiło mnie, po prostu czułam się jak tykająca bomba, a głos Waysa wyjątkowo działał na mnie w tej chwili prowokacyjnie. Jeszcze jedno jego zdanie na temat ustroju na Cybertronie i dostanie ode mnie taki łomot, że się nie pozbiera.

Ale był przy tym taki kochany. Przecież on nic mi nie zrobił. Pomaga mi, zmywa za drobną opłatą, wspiera i troszczy się o mnie i moje zdrowie. A ja jestem taka podła. Nie wiem, naprawdę nie wiem jak on to wszystko znosi. Ciąża zdecydowanie dawała mi się we znaki, ale ten Con nic sobie z tego nie robił. Po prostu był blisko. Nie ważne jak bardzo go od siebie nie raz odpychałam, on wciąż wracał i nie przestawał się martwić i okazywać uczucia jakim mnie darzył.

Nie zasługiwałam na niego. Był dla mnie za dobry.

Poczułam uścisk w gardle. Tylko nie rycz. Nie rycz głupia!

Przez chwilę zamilkł. Utkwiłam wzrok na jego plecach. Przed chwilą szorował rondel po sosie pomidorowym, napinając przy tym dobrze zbudowane mięśnie rąk. Teraz odłożył go do wyschnięcia i zabrał się za chowanie produktów do lodówki. Wyglądał na zamyślonego. Lekko zmarszczył brwi, a po chwili ponownie zakręcił się przy chłodziarce. Moment później spojrzał na mnie i uśmiechnął się czule. Rany jak on mnie drażnił! Stoi sobie taki idealny, pieprzy o jakichś nudziarskich rzeczach i nagle jak gdyby nic atakuje mnie uśmiechem. Bezczelny!

Zrobisz to w końcu czy będziesz tak stać?

Wtedy wziął do ręki talerz z wędliną, który leżał na blacie już od dobrej dwunastej i zbliżył się znów do lodówki. Śledziłam każdy jego ruch czując jak nosi mnie coraz bardziej.

Selen? Chyba nie myślisz, aby naprawdę to zrobić?

- Miałem jeszcze jedną taką sytuację, gdy byłem nieco młodszy niż twój brat. Uczyłem się późną porą tajników alchemii... - nie no, kuźwa, dość! Czara goryczy się przelała. Odepchnęłam się od ściany i ruszyłam w stronę niczego nieświadomego cona. Jedną ręką ścisnęłam go za koszulkę i z impetem popchnęłam na lodówkę. Ways wyglądał na bardzo zaskoczonego sytuacją, ale nim zdążył dokończyć wymawianie mojego imienia, chwyciłam go oburącz za policzki i przyciągnęłam do siebie gwałtownie.

Pocałowałam go.

Naprawdę to zrobiłam.

Talerz z mięsem, który decepticon kurczowo ściskał wbijał mi się teraz w mostek, ale starannie zignorowałam ból. Skupiłam się bardziej na tym, by nie odgryźć conowi wargi. Ways miał przez chwilę otwarte oczy i wyglądał jakby był w szoku, ale po chwili przymknął je, a ja wbiłam się w jego wargi mocniej.

Będę tego żałować za 3...2...1...

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

- Dobra, jeszcze raz. Od początku, co się stało? – Knockout z podniesioną brwią czekał na wyjaśnienia dwóch zaaferowanych przyjaciół. Oglądał telewizję, gdy usłyszał dziwne odgłosy w kuchni, a potem podniesione głosy obojga. Zainteresowany poszedł sprawdzić co takiego się wydarzyło.

Transformers 4: The BetrayalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz