Rozdział 5

143 7 0
                                    

 
Ślub Sonii i Wojtka rzeczywiście był dopięty w każdym calu. Z początku była bardzo zdenerwowana, ale patrząc na tę dwójkę stres szybko się ulotnił. Byli naprawdę szczęśliwi, widziała to w ich oczach i każdym, nawet najmniejszym geście. Cieszyła się, że może przyglądać się im z pierwszego rzędu, który dzieliła z bratem Wojtka – Hubertem.
Ceremonia dobiegła końca. Wszyscy goście wstali w ciszy czekając na znak zawarcia związku małżeńskiego. Marsz Mendelsona wyprowadził ich z Kościoła, gdzie zaczęły się oklaski, i życzenia.
Udało im się dotrzeć na salę na czas. Zaniemówiła patrząc na idealnie dobrane jesienne dekoracje. Przewodniczący kolor to wrzosowy fiolet, idealnie komponujący się z bukietem Sonii.
- Jak tu pięknie – zauważyła natychmiast.
- Dam ci namiary na cudotwórczynię  która to potrafi – mrugnęła wesoło, mając namyśli siebie.
- Jesteś zatrudniona! – odpowiedziała natychmiast. Już wiedziała skąd ten stres o żywotność kwiatów. Prawdziwe liście użyte do dekoracji, na każdym kroku przypominały jaka pora roku jest za oknem.
 
- Martynka! – Piotrek uradowany stanął obok niej, lustrując wzrokiem jej czerwoną, długą kreacje- życzenie Sonii  by się wpasowała do klimatu wesela – Wyglądasz jak milion dolarów!
- Ciebie też miło widzieć w garniturze – skomplementowała Strzeleckiego, który w garniturze był jeszcze przystojniejszy niż zwykle.
- Mogę? – niepewnie wysunął dłoń w jej kierunku  zapraszając do tańca, kiwnęła na zgodę. Cieszyła się, że ich relacje w końcu się poprawiły. Dlugo czekała na tę chwilę, w końcu po niespodziewanym spotkaniu na akcji przyszedł, żeby przeprosić. Chociaż w powietrzu dało się wyczuł dystans, jaki wkradł się pomiędzy nich, wierzyła że będzie lepiej..
 
 
 
Spacerowała po ogrodzie, nie mogąc wyjść z podziwu dla Sonii. Zaprojektowała wszystko  z najdrobniejszymi szczegółami. Duże, drewniane stoły zostały przyozdobione łańcuchami z liści  oświetlanym przez lampki, sprawnie wkomponowane w całość. Świece w wielu wzorach i rozmiarach, małe listeczki wsunięte w białe obrusy..
Usiadła na ławce, przymykając zmęczone oczy. Sięgnęła do stóp, zrzucając z nich niewygodne szpilki. Słyszała głosy otwieranych drzwi  i śmiechy palaczy, szukających chwili wytchnienia, delektowała się tym spokojem, jednocześnie marząc by wrócić do ciepłego łóżka  które z żalem musiała opuścić wyjątkowo wcześnie.
- Mogę? – Wiktor stanął przed Martyną, wskazując na ławkę. Poprawiła się , kiwając głową.  – Jak w nowej stacji?
- Fatalnie..  – odpowiedziała prawie natychmiast – Chcą mnie zwolnić.
- Anita? – odgadnąć bez problemu, kto może stać za całą sytuacją. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Skąd Pan wie?
- Znam ją nie od dziś Martyna.. domyślałem się, że nie pozwoli Ci długo  pracować.. – westchnął, patrząc gdzieś w głąb ogrodu.    
- To Pan.. – przeniosła wzrok w miejsce, na które patrzył, ale nie mogąc tam nic dostrzec obróciła głowę w jego stronę- Pan miał udział w moim zatrudnieniu na Wołowskiej?
- Witecki dzwonił do mnie, jak złożyłaś podanie, stąd wiem..- leniwie przeniósł na nią wzrok. Patrzyła dłuższą chwilę, zastanawiając się czy powinna z nim porozmawiać?  - Martyna.. Zawsze możesz wrócić do nas.
- To chyba jednak nie najlepszy pomysł  zważając na.. – a jednak zaczęła wracać do tematu.
- Już zapomnieli..
- a Pan?
- Ja? – zmarszczył czoło, rozglądając się na boki. – Ja nadal nie wierzę że mogłem..
- Nie pamięta Pan nic, doktorze? – obróciła się w jego stronę, zakładając buty na opuchnięte nogi. Zacisnął usta  kręcąc głową.
- Nie wiem czy powinnam.. – zawahała się, nie wiedząc od czego zacząć – Sonia uważa że powinnam była Panu powiedzieć..
- Co chcesz mi powiedzieć Martyna? – czuł jak spina się jego ciało  nie wiedząc w która stronę zmierza ta rozmowa. Mogło być jeszcze gorzej?
- My.. Nie.. Nie.. – rozejrzała się  upewniając że są sami – nie uprawialiśmy seksu.
- Nie? – powtórzył z wyraźną ulgą. – ale..
- Tak  ja też byłam pewna, ale powoli zaczęło do mnie docierać co się działo. W ostatnim momencie  zadecydował Pan, że to jednak głupi pomysł  i po prostu usnęliśmy.. – zaśmiała się. Dwójka ludzi w jednej minucie chciała uprawiać sex a w drugiej spała obok siebie nago, jak gdyby nigdy nic.. – co prawda to niewiele zmienia..
- To zmienia wszystko Martyna.. – zamyślił się na chwilę, przybierając na twarzy wesoły uśmiech – a przede wszystkim zmienia moje postrzeganie siebie samego.
- Rozumiem – pokiwała głowę z przekonaniem. Znała to uczucie..
 
 
Dni mijały szybko.. życie przelatywało przez palce, jesień dobiegała końcowi  ustępując miejsca zimie. W tym roku zapowiadali ją wyjątkowo szybko, ale kto by tam w to wierzył? Chociaż temperatury regularnie stawały się coraz niższe..
Siedział pochylony nad śniadaniem, zajęty czytaniem prasy medycznej. Jedyny moment w ciągu dnia, kiedy mógł skupić cała uwagę na drukowanym tekście. Telefon zadzwonił, wydobył go z kieszeni spodni  zerkając na wyświetlacz.
- Piotr? – zdziwił się, że ratownik dzwoni o tej porze.
- Dzień dobry doktorze! – usłyszał w słuchawce głos przyjaciela- auto odmówiła mi posłuszeństwa. Mógłbym zabrać się z Panem?
- Nie ma sprawy. Podjadę po Ciebie za godzinę. – zerknął na zegarek, żeby upewnić się, że jeszcze ma wystarczająco dużo czasu.
- To ja podejdę do Pana. Jestem w warsztacie niedaleko..  będę za dwadzieścia minut
- To do zobaczenia.. - rozłączył połączenie. – Zosia! Śniadanie!
- Nie idę dziś do szkoły! – zawołała schodząc po schodach z głośnym tupaniem.
- Co to znaczy nie idę? – zapytał, kiedy z jękiem opadła na krzesło na przeciwko. Uniósł kubek do ust, przyglądając się córce.
- Mamy dzisiaj sprawdzian z Biologii. Ta durna baba..
- Zocha. – spojrzał karcąco na córkę, za używanie wulgaryzmów w stosunku do nauczycielki.
- Sielska znaczy się- natychmiast się zrehabilitowała – znowu da mi pałe 
- Jak to znowu? – odstawił Kubek na stół zniżając głowę, by popatrzyć w oczy córki  które błądziły gdzieś w okolicach jej talerza – Zosia. Jak to znowu?
- znowu! Uwzięła się na mnie! Uczę się, staram a jej się ciągle nic nie podoba! – Nie podniosła wzroku na ojca. Wiedziała, domyślała się jaki ma teraz wyraz twarzy. Ale ona na prawdę się starała, chciała żeby był z niej dumny. Tylko ta baba.. traktowała ją surowiej od innych. Przecież pochodziła z rodziny lekarskiej, musiała zostać lekarzem, a to znaczy że biologia powinna być jej konikiem.. Tyle że ona sama jeszcze nie wybrała swojej drogi  na pewno nie wiązała przyszłości z medycyną. Wstał od stołu, podchodząc do stolika koło kanapy. Usiadł, otwierając laptopa, wiedziała że właśnie sprawdza jej oceny. .
- Nie wierzę..  – potarł twarz dłonią patrząc to na nią, to na ekran – Chesz mi coś powiedzieć młoda damo? Hmm? Zocha! Mówię do Ciebie! Do końca semestru dwa miesiące, a Ty masz jedną dwójkę, i same jedynki!
- Mówiłam, że się uwzięła..
- A nie uważasz, że za mało się starasz?  Zocha. Nikt nie wystawia jedynek  jeśli się umie! – starał się być spokojny, chociaż z trudem mu to przychodziło.  Z drugiej strony, widział jej oceny z innych przedmiotów. Piątkowa uczennica, nie możliwe żeby akurat z biologii się opuściła. Dotąd nie było takich problemów. Przypomniało kunsię, że jakiś czas zagadywała o korepetytora. Obiecał jej, że przysiądą razem, ale ciągle nie było czasu.. – Potrzebujesz korepetycji?
- Mogę?
- musisz! I obiecuję, że porozmawiam z tą nauczycielką. Jeszcze dziś umówię się do szkoły, dobrze?
- A muszę dziś iść?  -usiadła obok niego, kładąc głowę na ramieniu.
- Musisz. Najwyżej poprawisz tą ocenę.. – pocałował jej włosy, przytulając do siebie.
 
 
 
 
 
- Zbieraj się. Nie możesz się spóźnić w pierwszy dzień Pracy! – Kaśka jak zwykle nie pukając wpasowała do mieszkania Martyny. Zawsze była wszędzie spóźniona, zawsze w biegu..  zwariowana, ale właśnie za tą cechę Martyna lubiła ją najbardziej. Różniły się pod każdym względem, dzięki czemu czasami miała szansę zapomnieć o swoim poukładanym życiu.
- Gotowa. – uśmiechnęła się zestresowana, stając w drzwiach przedpokoju. – Mogę tak być?
- nieźle.. – skomentowała jej ubiór  mierząc kobietę od stóp do głów. – torebka i lecimy.
- tak jest! – zrobiła jak kazano. Nieźle.. najwyższa ocena w trzystopniowej skali Banacha.. pamięta jak Zośka mówiła o tym w szkole, po pokazach pierwszej pomocy..  Dotarły na ostatni moment. Za godzinę otwierała się restauracja, i do tej pory musiało wszystko być gotowe. Chodziła za Kaśką krok w krok, ucząc się podstawowych obowiązków. Czuła, że to nie jest dla niej, ale musiała opuścić stację, a właściciel mieszkania nie będzie czekał aż znajdzie nowe stanowisko pracy. Musiała brać co dają.
- Obrusy zmieniamy zawsze rano, chyba ze będzie potrzeba tez w trakcie dnia, ale to rzadkość.  Sprawdzamy stan kwiatów, czy mają wodę, świeczki odpalamy wieczorem.. – Kaśka była prawdziwa mistrzynią tłumaczenia. Nie skupiała się na tym co jak i dlaczego. Mówiła konkrety  dzięki czemu łatwiej było jej wszystko zapamiętać. – jak skończysz to wszystko i masz czas, to uzupełniasz barek, w trakcie dnia to samo. Jak masz chwile sprawdzasz i uzupełniasz. Łapiesz?
- próbuję..
- czasami trzeba pomóc w kuchni, ale to oni ci powiedzą. Najtrudniejsze. Trzymaj – Podała Martynie kartę dań, oprawioną w brązową, skórzaną okładkę. – musisz się tego nauczyć. Numerami, bo tak dajemy na kuchni. Nie wpisujemy nazwy dania, tylko numer.
- Myślisz że dam radę- spojrzała na nią, znad menu.
- jasne że dasz! A dzis cały dzień jesteś ze mną – wyszczerzyła zęby  ukazując swój idealnie biały i prosty zgryz, który zawdzięczała dentyście, z którym się kiedyś spotykała. Anie poznała na pierwszym roku studiów, jednak szybko okazało się że to nie dla zawodu tam poszła, a dla studentów. Co prawda skończyła studia jakimś cudem, ale nie miała zamiaru pracować w tym zawodzie.
 
 
- Co Pan taki nerwowy dziś? – Piotrek spojrzał badawczo w jęgo stronę
 - Na drogę patrz. – skwitował od razu, zamilknął, by za chwilę ponownie się odezwać – Zosia ma problemy w szkole..
- Taka piątkowa uczennica? – zerknął na niego  ale zaraz przeniósł wzrok na ulicę
- No właśnie..  ze wszystkiego piątki a z biologii same pały..
- Jak to możliwe?
- Nie wiem Piotr. Nie wiem.. twierdzi ze cytuję „Babka się uwzięła".. ,zm- westchnął, obracając głowę w bok.- Jestem dziś umówiony w szkole w tej sprawie.
- Na pewno uda jej się poprawić wszystkie oceny doktorze, to mądra dziewczyna..
- Mądra, mądra.. tylko ojca ma głupiego, bo już dawno mi mówiła że ma problemy, miałem jej pomóc.. ale sam miałem trochę na głowie..  Nie ma o czym mówić...
- Niech Pan nie będzie dla siebie taki surowy.. każdemu może wypaść z głowy. Będzie dobrze – Piotrek jak zwykle umiał podnieść go na duchu. Miał nadzieję, że uda się Zośce wyciągnąć chociaż tróje na koniec. Tak niewiele czasu zostało. 
 
 
Wracał do domu w nienajlepszym nastroju. Rozmowa w szkole okazała się być bardzo nie przyjemna. Irytowała go postawa nauczycielki, która wymagała od jego córki więcej, niż od innych, patrząc przez pryzmat jego zawodu. Nigdy nie naciskał na Zośkę, by poszła w jego ślady, mało tego.. uważał że nie powinna tego robić. Mimo iż kochał swoją pracę, znał też jej minusy. Nieuregulowany czas pracy, niezapowiedziane dyżury, brak czasu dla rodziny i zarobki.. które nadal odbiegają od tych europejskich. Poprpsił o wgląd do sprawdzianów córki, choć początkowo nauczycielka nie miała zamiaru udostępnić ich, w końcu poddała się, przynosząc teczkę.
Rzeczywiście nie były najgorsze, a kilka błędów zdecydowanie nie kwalifikowało się do oceny niedostatecznej.. po rozmowie z kobietą w obecności dyrektorki, doszli do porozumienia. Zosia napisze sprawdziany ponownie, i tylko w oparciu o nie, będzie liczona jej ocena na półrocze, co więcej, każdy sprawdzian będzie wymagał jego podpisu. Miał nadzieję, że dzięki temu unikną nieporozumień. Już od dzisiaj zaczynała korepetycje, bo dziewczyna, która ogłaszała się w Internecie akurat miała wolne dwie godziny. Miał nadzieję, że dzięki temu szybko uporają się z materiałem.
 
 
 
 
- Ale dzisiaj ruch.. – postawiła brudne naczynia na blacie wydawki, spoglądając na Anie.
- Przyzwyczajaj się. Przed świętami zawsze mamy pełne obłożenie. – uśmiechnęła się, przewiązując czysty fartuch przez biodra. Sięgnęła pieniądze na półce, machając przed oczami przyjaciółki– ale dzięki temu  wpada więcej napiwków!
- Tu się akurat zgodzę – uśmiechnęła się szeroko, dając do zrozumienia że również jest zadowolona z tego, co uzbierała.
- piętnastka! – kucharz położył na blacie talerze z parującymi potrawami. Odebrała je natychmiast, numery nieparzyste należały dzisiaj do niej. Zawsze dzieliły się stolikami w ten sposób  dzięki czemu nie dochodziło do pomyłek.
- Proszę bardzo, życzę smacznego – uśmiechnęła się, podając potrawy. Pracowała drugi tydzień, i całkiem dobrze odnajdowała w nowej rzeczywistości.  Chociaż brakowało jej adrenaliny  i możliwości pomocy innym. Wciąż szukała pracy w swoim zawodzie, ale ciągle bez odzewu. Sonia suszyła jej głowę by wróciła do Leśnej Góry, ale bała się powrotu do stacji,  której tak nagle uciekła. Jasne, okoliczności się zmieniły, ale czy ludzie?zmiana dobiegała końca, ostatnie dania zostały wydane, więc w spokoju mogła zająć się sprzątaniem po całym dniu ciężkiej pracy. Stanęła za barkiem, kładąc przed sobą sztućce i miękką szmatką. Dokładnie polerowała każdą, jedną rzecz, ostrożnie wkładając na miejsce.  Mimo, że restauracja nie była wykwintna, ot zwykła jakich wiele w Warszawie, cieszyła się czystością i dbałością o szczegóły. Sztućce musiały się błyszczeć, bez widocznych śladów linii papilarnych, jak to zawsze mawiał Paweł, kierownik Sali.
- Martini szybko  mamy problem! – Anka szarpnęła ją za rękę, ciągnąć w stronę Sali
- Co Ty robisz? – obrzuciła ją zdziwionym spojrzeniem odkładając sztućce na bok – puść, bo to boli!
- Facet ma chyba zawał! – zaprowadziła ją do stolika, przy którym na oko czterdziestoletni mężczyzna trzymał się za klatkę piersiową, próbując złapać oddech. Natychmiast zareagowała.
- Anka dzwoń po karetkę!- krzyknęła w stronę dziewczyny, która już stała z telefonem przy uchu.
- Boli Pana w klatce piersiowej? – upewniła się, mężczyzna kiwnął głową ciężko dysząc – jaki to jest ból?
- kł..kłuje. – odpowiedział ciężkim barytonowym głosem  doskonale pasującym do jego niemałej postury.
- choruje Pan na coś?
-nad..ciś..- mężczyzna zaczął się osuwać , złapała go szybko, jednak jego waga zdecydowanie przekraczała jej warunki fizyczne, na pomoc pojawił się chłopak, siedzący do tej pory obok, instruowany przez Martynę, szybko pomógł bezpiecznie położyć mężczyznę na ziemii.
- Sprawdź jego torbę i kurtkę w poszukiwaniu leków – zawołała, pochylając się nad nieprzytomnym gościem, aby sprawdzić oddech – za ile będzie karetka?
- Już jadą. – zawołała z drugiego końca Sali, szukając czegoś w apteczce. A końcu wróciła z ustnikiem – mów, będę dmuchać.
- 28, 29..trzydzieści. - odczekała aż Asia zrobi dwa wdechy, podejmując kolejną próbę resuscytacji. Słyszała koguty karetki, ciesząc się że przyjechali, bo ręce powoli odmawiały jej posłuszeństwa od kolejnych wykołowywanych uciśnięć klatki.
-Martyna? – usłyszała znajomy głos.
- Na trzy – Piotrek klęknął przed - Na trzy – Piotrek klęknął przed nią, przejmując pacjenta. Opadła na bok, czując że straciła siły  wzięła sdwa oddechem aby zdać relację z tego, co tu się stało, po czym odsunęła się na bok, dając im szansę działać. Patrzyła z tęsknotą jak wykonują swoje obowiązki. Tęskniła za tą pracą, za możliwością niesienia pomocy, czuła że utraciła coś, cząstkę siebie.
- Dobra robota Martyna- Wiktor uśmiechnął się  łapiąc jej bark. Chłopaki właśnie przewozili pacjenta do karetki, wiedziała że jest pod najlepszą opieką.
- dziękuję doktorze – uśmiechnęła się nieśmiało, kiedy wokół zabrzmiały oklaski.
- pracujesz tu? – Wiktor zmarszczył brwi, jakby dopiero teraz zauważył, że miała na sobie czarny fartuch.
- Chwilowo – uniosła do góry ramiona w geście bezradności
- Może wrócisz do nas, co? – złapał się pod boki  rozglądając wokół – jesteś ratowniczką, nie.. kelnerką.
- Dziękuję, ale nie. Tu mi dobrze. – uśmiechem próbowała zatuszować kłamstwo. Skinął na zgodę i wyszedł. Obserwowała jak wsiada do tylnego przedziału, tuż obok pacjenta. Kiedyś sama tam siadała..
- To ON? – Anka szepnęła do jej ucha, kiwając głową w stronę odjeżdżającego pojazdu.
-On..- patrzyła tęsknie w miejsce, w którym karetka zniknęła, po czym zniknęła
- Muszę potwierdzić, że przystojny jak na swój wiek – uśmiechnęła się, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Położyła rękę na szyi Martyny, kierując się w stronę barku. Anka lubiła starszych mężczyzn, zawsze miała do nich słabość, co działało również w drugą stronę.
- Czemu sama nie udzieliłaś pierwszej pomocy? – Zmieniła temat, na coś, co zdecydowanie bardziej ją ciekawiło. – Przecież potrafisz..
- Nie potrafię. Dlatego nie skończyłam ratownictwa. Panikowałam, kiedy tylko coś zaczęło się dziać..
- Ale pogoda.. – Piotrek wyszedł na parking przed stacją, gdzie stał Wiktor – Tylko leje.. Nie pamiętam kiedy słońce widziałem.

- Mokro, zimno, do domu daleko.. – dodał Adam wychodząc zaraz za Piotrkiem. Wiktor obrócił się w ich stronę, przyglądając z uniesionymi brwiami.

- Jesień Panowie. Jesień.. – wyjął kluczyki z kieszeni kurtki, naciskając na pilot – zapraszam do samochodu.

- Ja z orzodu! – Adam wyprzedził Piotrka, dobiegając do przednich drzwi pasażera i wsiadając do środka, pokazując język Strzeleckiemu, który tylko popukał się po głowie.

- dzisiaj ci daruję Adaś, ale jutro ja jadę z przodu! – nachylił się z tylnego siedzenia, żeby widzieć twarze mężczyzn – teraz wiem jak się czujecie wystawiając zawsze głowę do przodu.

- Dzieciaki.. – skomentował Wiktor odpalając silnik – Pasy panowie!

- Myśli Pan, że Martyna w tej knajpie to tak na serio? – Adam pierwszy rozpoczął rozmowę, chociaż każdy z nich nad tym się zastanwiał.

- Na to wygląda Adam.. – wyjechał z bazy kierując się na osiedle, gdzie mieszkał Wszołek – Piotr, Ty nic nie wiesz?

- Nie, nie wiedziałem nawet że tam pracuje – Powiedział z żalem. Kiedymiał świetny kontakt z Martyną, ale mimo ze się pogodzili  ta relacja znacznie się zmieniła, nie widziała już w nim przyjaciela, nie miała ochoty na spotkania, a jeśli już to mówiła o samych pierdołach.. – Może zaproponowałby jej Pan prace u nas? Przecież mamy braki..

- Ale ja jej proponowałem Piotr. Dwukrotnie, za każdym razem odmawiała. – zerknął we wsteczne lusterko, ale szybko przeniósł wzrok na przednią szybę – Przykro mi Piotr.

- Tyle czasu minęło, a stacja nadal bez niej wydaje się pusta.. – westchnął Adam, odpinając pas – do zobaczenia! Dziękuję doktorze za podwózkę!

- Nie ma sprawy Adam! Pozdrów Basie. – nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo Piotrek już zajmował miejsce obok niego, szybko zatrzaskując drzwi, aby zimno nie dostało się do środka.

- Chyba wszystko schrzaniłem doktorze.. – odezwał się Strzelecki. Nie rozmawiali na ten temat od czasu tamtego wyjazdu. Co prawda przeprosił Wiktora i Martynę za swoje zachowanie, ale nie miał zamiaru poruszać tego, co tam się wydarzyło. – Zachowałem się jak cham, nie przyjaciel.

- Trochę za późno na skruchę Piotr. Mleko się rozlało.. – nie wiedział co mógłby więcej powiedzieć przyjacielowi. Również dla niego, cała sytuacja nie była łatwa. Czuł się winny, ze przez niego kobieta nie miała życia na stacji, co pchnęło ja do zwolnienia. Była świetna ratowniczka, a to, co zobaczył dziś, jeszcze bardziej wpędzało go w poczucie winy..

Wyjazd Integracyjny (Zakończona)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang